Brut nature: Pa, dosage!
Przyznać muszę, że odczuwam pewien dyskomfort, bowiem Kontrowersje, nazwa tej dwukolumnowej, rozpisanej na dwa głosy rubryki, obiecuje starcie przeciwstawnych co prawda, lecz zarazem jakoś tam równoprawnych punktów widzenia. Gorącą dyskusję wokół kwestii niejednoznacznej, a przez to poddającej się różnorakim interpretacjom. Tymczasem zadanie, z jakim przyszło mi się zmierzyć tym razem, przypomina sytuację, w której miałbym stanąć do publicznej debaty z, sam nie wiem, zwolennikiem palenia na stosie osób podejrzewanych o konszachty z diabłem. Nie chodzi mi tu bynajmniej o jakiekolwiek porównywanie niewinnej w sumie czynności dodawania do wina musującego liquer d’expedition z praktykami rodem z Młota na czarownice, lecz o niesymetryczność stanowisk, czy wręcz ahistoryczność postawionego przed nami dylematu, a mianowicie: czy lepiej szampana posłodzić, czy nie. Rzecz w tym, że dylemat ten rozstrzygają na naszych oczach od dobrych kilkunastu lat sami winiarze. Miast argumentów, wystarczy przywołać fakty.
Fakt pierwszy: w mateczniku i źródle wszelkich wzorców i trendów w świecie win musujących, to jest naturalnie w Szampanii, trwa pełzająca rewolucja. Młodzi ludzie przejmujący winnice po swoich rodzicach i dziadkach, którzy tradycyjnie odsprzedawali grona do spółdzielni i domów szampańskich, coraz częściej decydują się na samodzielną produkcję win nazywanych grower champagne – czyli szampanami od rolnika.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!