Sezon na Barolo trwa
Mamy dobry sezon na Barolo. Na półkach nowego importera uśmiechają się moje ulubione butelki Vajry, pionowo i poziomo zachwyca niszowy Bel Colle, a teraz na zaproszenie importera Winoblisko Warszawę odwiedził Àlex Sánchez, współwłaściciel znanej winiarni Brovia.
To jeden z historycznych domów Barolo, działa od 1863 roku, a w latach 80. XX wieku do pierwszej ligi wysforował go Giacinto Brovia. Obecnie posiadłość prowadzona jest przez jego córki Cristinę i Elenę oraz męża tej ostatniej – Sáncheza. Niebagatelnym bogactwem Brovii jest aż 19 hektarów winnic w czołowych crus w apelacji. Cztery z nich – Rocche di Castiglione, Villero, Fiasco i Garbelletto – mieszczą się w miasteczku Castiglione Falletto na piaskach i wapieniach, gdzie powstają jedne z najszczuplejszych, najwytworniejszych, ale i najostrzejszych Barolo. Piątą winnicą jest Brea w gminie Serralunga, tutaj Brovia butelkuje swoje czołowe wino – Ca’ Mia, które od poprzednich różni się większą mocą i pełnią. Całość produkcji to tylko ok. 60 tys. butelek, z czego połowa to Barolo. Uprawa jest ekologiczna (certyfikat od 2010 r.) i częściowo biodynamiczna – nie są to wina sensu stricto „naturalne”, ale sympatyzujące z tym ruchem swoją filozofią i jakością.
Próbowaliśmy siedmiu win. Tylko jedno pozostawiło mnie obojętnym – Langhe Freisa La Villerina Secca 2013, której jakoś zabrakło mocnego kwiatowego aromatu i nerwu, jakiego oczekuję po tej odmianie. Natomiast świetną niespodzianką okazała się Barbera d’Alba Ciaböt del Fi 2011. To poważna Barbera (choć bez oznaczenia „Superiore” na etykiecie) starzona w dębie, z blisko 15% alkoholu i bardzo mocnym, dojrzałym wiśniowym owocem, ale też zdecydowanymi taninami, co w tym szczepie niełatwo uzyskać (102 zł, ♥♥♥♡). Chyba jednak lepiej dopłacić do 180 zł i sięgnąć po Barolo 2011, mieszane z kilku działek i dające bardzo dobre pojęcie o stylu i możliwościach Brovii. Wino jest wciąż bardzo młode, ale taniny nie są agresywne, zapach jak przystało na ciepły rocznik jest bogaty, otwarty, z dominantą granatu i wiśni. 40-letnie krzewy i rzemieślnicza winifikacja robią swoje, wino ma dużo charakteru i jest naprawdę poważne (♥♥♥♡+).
Barolo z poszczególnych winnic degustowaliśmy w roczniku 2009, równie ciepłym co 2011, ale dziś o dwa lata starszym i gotowszym do picia. Barolo Villero 2009 pochodzi z jednej z moich ulubionych winnic, to ideał Barolo powietrznego, lekkiego jak ptak na niebie, przez chwilę wydaje nam się, że pijemy rosé, a potem pojawiają się owe żelazne jak prawo moralne nad nami garbniki. 282 zł to kupa kasy, ale przynajmniej mamy poczucie obcowania z czymś ważniejszym niż pieniądze (♥♥♥♥). Barolo Garblèt Sue’ 2009 (251 zł) jest chłodniejsze, wręcz mineralne, ale pojawia się więcej nut korzennych i słodko-owocowych (truskawkowa galaretka), a w posmaku gorzka ziemia; wino potrzebuje jeszcze 2–3 lat (♥♥♥♡+).
Najlepszym winem z tej trójcy jest jednak Barolo Rocche 2009. Rocche di Castiglione to fascynująca winnica, bardzo stroma i wszerz składająca się zaledwie z kilkunastu rzędów winorośli; ekspozycja słoneczna (południowy wschód) jest więc niezrównana bodaj w całym Castiglione. To nigdy nie jest „sexy” Barolo, raczej surowe i wyniosłe, choć ma ów obłędny aromat róży i anyżu, który potrafi roztoczyć tylko Nebbiolo. Uścisk garbników jest mocny, ale ciepły, ojcowski, a każda chwila w kieliszku to coraz więcej emocji, jak w wielkiej powieści (♥♥♥♥+, 282 zł).
Na koniec Barolo Ca’ Mia 2009. Jako się rzekło, terroir jest inne, wina bardziej masywne – częściowo dzięki 55-letnim krzewom. Wiśnie zmieniają się w śliwki, anyż – w muskularnego konia, wszystko tu tchnie mocą i intensywnością, te taniny to już nie uścisk taty, tylko chwyt instruktora zapasów. Perspektywy na przyszłość są świetlane, ale wino można pić (z karafki) już dziś. Nie lepsze, nie gorsze, tylko inne od Rocche (♥♥♥♥+, 282 zł). Kończyłem degustację z poczuciem oczyszczenia i wdzięczności.
Wina dostępne w sklepie Winoblisko w Warszawie oraz przez internet (kliknij linki powyżej).
Degustowałem i obiadowałem na zaproszenie importera.