Wino w puszce
Wino w puszce? Dla jednych „profanacja”, „to nie jest wino” (autentyczne cytaty). Dla innych ciekawa nowinka – tak jak butelka w kształcie kałasznikowa (© Mołdawia) albo Prosecco „z kija”.
Otóż wyznam Wam, że dla mnie wino z puszce to rzecz najnormalniejsza w świecie. Nawet się dziwię, że tak późno się pojawiła. W końcu w puszce sprzedawane jest już wszystko – piwo, cydr, sok, woda, więc dlaczego nie wino? Dlatego, że wino jest na bakier z innowacją i z odpowiadaniem na potrzeby rynku. Trzyma się swojego „prestiżu” i „tradycji” jak tonący brzytwy. I wydaje mi się, że traci w ten sposób wielu nowych, młodych konsumentów, którzy są winem po prostu onieśmieleni.
Winem w puszcie Wine Not onieśmieleni nie będą. To dobrze wymyślony, ładnie opakowany produkt. Wygląda nowocześnie, od razu widać, że to bezproblemowy alkohol dla młodzieży. Dlatego narzekający i oburzeni są skazani na porażkę, bo nie do nich skierowany jest ten produkt – oni niech dalej popijają Chianti Classico ze szklanej butelki pod korkiem naturalnym. Ale w świecie wina powinno być miejsce dla wszystkich, dla popowych millenialsów także.
Są dodatkowe dwa powody, dla których piszę o tym pomyśle ciepło. Po pierwsze jakość – cztery wersje Wine Not okazały się zaskakująco pijalne. Oczekiwałem czegoś na poziomie Carlo Rossi, a w puszce znalazły się płyny wyraźnie lepsze. Najlepszy jest bodaj melonowo-gruszkowy, miękki, bezproblemowy, ale winiasty i smaczny Chardonnay. Tuż za nim plasuje się Chardonnay musujący, lekko frizzante (gaz jest sztucznie dodawany do wina), świeży, smaczny, w zasadzie wytrawny. Niezły jest Grenache różowy musujący, choć nie grzeszy nadmiarem owocu. W sumie ciekawy i pijalny jest czerwony Merlot – czerwone wino w puszce to sprawa ryzykowna, ale tutaj akurat nie jest źle, wino jest lekko maślane, porzeczkowe, najlepiej pić je z lodówki – jak pozostałe.
Drugi powód do sympatii to fakt, że ten alternatywny produkt wprowadził na rynek nie wielki korporacyjny moloch na podstawie badań konsumenckich i analizy SWOT, tylko mały, inteligentny importer Piwnica Smaków, prowadzący dotąd tylko jeden sklep na warszawskim Wilanowie i niewielką dystrybucję. Wystarczyło dostrzec lukę na rynku, mieć wizję i w ten sposób do Polski trafiło pierwsze (wedle mojej pamięci) wino w puszce, które wstydu temu pomysłowi nie przynosi i może zdobyć wielu zwolenników.
Na piknik, do lasu, na plażę to doskonałe rozwiązanie – puszka jest lekka, szybko się schłodzi, łatwo ją wyrzucić do kosza po konsumpcji. Już ją widziałem w kilku barach w najmodniejszej stołecznej miejscówce – na bulwarze na lewym brzegu Wisły. Cena – 9 zł za puszkę 187 ml (ćwierć normalnej butelki) – nie jest może okazyjna, bo w przeliczeniu jest to 36 zł za butelkę wina, które smakowo jest warte najwyżej dwie trzecie tego. Ale niewątpliwym plusem jest wygoda, możliwość zakupu mniejszej dawki (187 ml to idealna porcja, bo można po niej nawet wsiąść na rower i nadal zmieścić się w ustawowych 0,2 promila). W barach Wine Not kosztuje w tej chwili ok. 13–14 zł – to nie tak mało, ale i tak mniej, niż często kosztuje ciut mniejszy (standardowo – 150 ml) kieliszek wina stołowego z kartonu albo Carlo Rossi.
Krótko mówiąc ani profanacja, ani sensacja – tylko normalność, trend rynkowy, który na pewno się upowszechni.
Źródło puszek: udostępnione do degustacji przez importera.