Austria po cichu
W poniedziałkowy wieczór mieliśmy mały teaser tego, co czeka nas we wtorek. Kilku austriackich producentów pokazało swoje wina w stołecznej Winosferze. Wy spaliście, kiedy my już pluliśmy!
Krótka relacja na gorąco:
– w kategorii najciekawszych etykiet wygrywa Gruber Röschitz. Czarno-białe obrazki z brykającymi małymi potworkami (jak powiedziała mi przedstawicielka winnicy, to mają być różne mikroorganizmy, żyjące w ziemi) na pewno przykuwały uwagę. I odwracały ją od wina. A to rozczarowywało. Grünery, zwłaszcza „te lepsze” wydały się sztucznie podrasowane, wcale niefajne. Zweigelt kompotowy. Przerost formy nad treścią i mydlenie oczu.
– w kategorii elegancji wygrywają ex aequo Weingut Waldschütz (Kamptal) i Weingut Johann Donabaum (Wachau). Pierwszy producent ma bardzo dobre, klasyczne grüner veltlinery: ziołowe, z goryczką rozmarynu, lekko pieprzne i paprykowe. Najlepszy jest Grüner Veltliner Arturo 2009 – w ustach wiosna zielarza, romantyczny lubczyk, duża elegancja. U Donabauma z kolei, zarówno grünery jak i riesling były świeże, dłuuugie i świetnie wyważone.
– w kategorii „zaskoczenie” wygrywa Erich Machherndl. Spróbujcie jego Pinot Blanc 2011. To romantyczny olbrzym. Ma 14,9% alkoholu, lecz jak on go świetnie ukrywa! Jest trochę syropowe w nosie, ale to też było ciekawe. W ustach mdława lekka słodycz dojrzałych owoców. Wszystko w tym winie jest jakieś takie… nonszalanckie. A przecież nie tego się spodziewacie po takim alkoholowym potworze.
Dziś, podczas degustacji win austriackich, na pewno spróbujecie mnóstwa pyszności. Zachęcam do odwiedzenia producentów, którzy zainteresowali nas w zeszłym roku – zwróćcie też uwagę na wina polecane w komentarzach.
Przeczytaj również relacje z samej degustacji win austriackich: Kuba Małeckiego, Łukasza Czajkowskiego i Macieja Nowickiego.
Degustowałam na zaproszenie Klubu Leniwca.