Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

6 rzeczy o lotnej kwasowości

Komentarze

…którą czasem czujecie w winie i nie wiecie, czy to dobrze czy źle.

Tak jak mineralność, kwasowość, utlenienie, również określenie lotna kwasowość, często odmieniane przez wszystkie przypadki, przez degustatorów i piszących o winie, jest równie często nadużywane. Niemal zawsze pojawia się w kontekście wad wina i niemal zawsze obarcza się ją odpowiedzialnością za wszelkie wady znalezione w winie, również takie, które z lotną kwasowością nie mają nic wspólnego. Spróbujmy więc opisać to o czym tak często mówimy nieco dokładniej.

Próbki zapachowe wad wina.

1. Co to jest? – Lotna kwasowość, często oznaczana po prostu jako VA (od ang. volatile acidity) to po prostu zawartość lotnych kwasów organicznych w winie. Tak naprawdę dotyczy to kwasu octowego, który w 95% odpowiedzialny jest za lotną kwasowość. Pozostałe kwasy, występujące w niewielkich jednak ilościach to: kwas mrówkowy, masłowy i propionowy. Zwróćmy też uwagę, że kwasy tworzące strukturę wina, budujące jego kwasowość, czyli: winowy, jabłkowy i mlekowy nie wchodzą w skład kwasowości lotnej.

2. Jak się objawia? – Lotna kwasowość występuje w każdym winie. Średnia zawartość kwasu octowego waha się od stężenia niewykrywalnego analitycznie, do około 3 g/l, przy czym stężenie wyczuwalne to mniej więcej 600 mg/l. Norma europejska wynosi 1,08 g/l dla win białych i różowych oraz 1,2 g/l dla win czerwonych. Lotnej kwasowości, w wyniku obecności kwasu octowego, towarzyszy zapach octu oraz rozpuszczalnika do lakierów – to z kolei z powodu zawartości octanu etylu, powstającego w reakcji kwasu octowego z alkoholem. W niewielkich stężeniach lotna kwasowość zwiększa wrażenie owocowości w winie, w wyższych – niszczy owoc i nadaje winu smak octu. Na wcześniejszym etapie, lotna kwasowość może zakłócić przebieg fermentacji, ponieważ kwas octowy zabija odpowiedzialne za nią drożdże Saccharomyces.

Znajomy zapach.

3. Skąd się bierze? – Kwas octowy powstaje jako produkt uboczny podczas zwykłej fermentacji alkoholowej, jednak w stężeniach nie stanowiących problemu. Za podwyższoną lotną kwasowość odpowiada kilka rodzajów bakterii, z których najważniejsze to bakterie kwasu octowego czyli Acetobacter aceti i Acetobacter pasteurianus oraz bakterie Gluconobacter oxydans, a także, w pewnych okolicznościach, bakterie kwasu mlekowego. Drobnoustroje te odpowiadają za utlenienie alkoholu do kwasu octowego. Za powstawanie kwasu octowego odpowiedzialne są również niektóre gatunki rdzennych drożdży, jak drożdże Kloeckera i Hansena no i, przede wszystkim, Brettanomyces. Dlatego też tak wielu winiarzy stosuje podczas winifikacji drożdże selekcjonowane.

4. Kiedy powstaje? – Niemal zawsze wtedy gdy winogrona lub moszcz zostaną zainfekowane przez bakterie kwasu octowego. Wystarczy uszkodzenie owoców przez ptaki lub nawet przez botrytis (szlachetną pleśń). Bakterie przenoszone są przez muszki owocowe, tak więc wiele przyczyn lotnej kwasowości znajduje się już w winnicy. Również aparatura do winifikacji i dojrzewania wina, jeśli nie jest utrzymywana w odpowiedniej czystości, może być źródłem zakażenia bakteriami octowymi. Oprócz bakterii, do powstania lotnej kwasowości niezbędny jest tlen, tak więc wszelkie operacje związane ze ściąganiem wina znad osadu, przelewaniem, otwieraniem zbiorników, butelkowaniem, napełnianiem beczek, niosą za sobą ryzyko. Ryzyko tym większe, że czasami do powstania znaczących ilości kwasu octowego wystarczy kilka godzin.

Owocówki mogą przenosić bakterie kwasu octowego. © Swiatkwiatow.pl.

5. Jak z nią walczyć? – Ponieważ zawsze łatwiej jest zapobiegać niż leczyć skutki choroby, również łatwiej jest nie dopuścić do rozwoju lotnej kwasowości, niż usuwać powstałe w jej wyniku wady. Jeden ze znanych winemakerów, na pytanie czy istnieje środek przeciw lotnej kwasowości, odpowiedział krótko – czystość. Staranna selekcja winogron, higiena podczas winifikacji i dojrzewania wina, a przede wszystkim ostrożność przy wszelkich operacjach prowadzonych z dostępem powietrza.

Pewnym ratunkiem dla już zainfekowanego moszczu czy wina może być dwutlenek siarki, w pierwszym przypadku jako czynnik niszczący bakterie octowe, w drugim także jako związek absorbujący aldehyd octowy i blokujący jego utlenienie do kwasu octowego. Mniej skuteczne i bardziej interwencyjne metody to usuwanie lotnej kwasowości przy pomocy odwróconej osmozy lub maskowanie smaku przez dodawanie dębowych wiórów. Ta ostatnia praktyka bywa nieskuteczna, gdyż jednym ze źródeł lotnej kwasowości może być hydroliza związków chemicznych pochodzących z dębu.

6. Czy lotna kwasowość zawsze jest wadą? – W zasadzie tak, choć zależy to oczywiście od stężenia kwasu octowego i od nastawienia degustatora. Dopuszczenie do infekcji bakteryjnej zawsze nazwać można błędem winiarza, warto jednak powtórzyć, że w pewnych granicach lotna kwasowość zwiększa odczuwanie owocowości w winie, dodaje również złożoności bukietowi wina, zwiększając spektrum tworzących go aromatów. Wielu degustatorów podkreśla, że wino jest ciekawsze, że coś w nim się dzieje.

Wydaje mi się, że w przypadku lotnej kwasowości granica między winem ciekawym i bogatym a po prostu zepsutym jest jednak znacznie ostrzejsza niż w przypadku oksydacji, a pole manewru dla winiarza znacznie węższe. Wszystko to jednak jest także w znacznej części umowne i uzależnione od preferencji konsumenta, tak jak opisał to ostatnio Kuba Janicki: Chyba powinniśmy rozmawiać o tym, co oznacza „dobre”. Dla wielu degustatorów to przede wszystkim wino pozbawione „wad” – czyli pewnych przyjętych arbitralnie, w oparciu o różne czynniki, cech klasyfikowanych jako niepożądane – takich jak np. brett czy lotna kwasowość. Ja tymczasem – jak i parę innych osób – stoję na stanowisku, że dobre wino to takie, które mi smakuje, budzi moje emocje, chęć dzielenia się nim z innymi. Techniczna poprawność jest wobec emocji na drugim planie.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Anonim

    Dziękuję za wpis. Wydaje mi się, że wskazuje mi rozwiązanie problemu w ciut innej dziedzinie. Otóż nie pijam wódki, a jeśli już koniecznie to bimber. Trochę mam znajomych, którzy pędzą i trochę spotkałem tego w agroturystyce. Otóż część spożywanych destylatów posiadała ów zapach rozpuszczalnika. Żaden z rzemieślników i artystów nie był mi w stanie powiedzieć dlaczego i czy w ogóle. Teraz wydaje mi się to ciut oczywistsze. :)
    Mam takim razie pytanie. Na bazie doświadczeń winnych, który z czynników najmocniej wpływa na powstawanie zapachu rozpuszczalnika? Bakterie, drożdże czy higiena?

    Pozdrawiam

  • monty

    „Na wcześniejszym etapie, lotna kwasowość może zakłócić przebieg fermentacji, ponieważ kwas octowy zabija odpowiedzialne za nią drożdże saccharomyces”. Jeśli używamy selekcjonowanych drożdży, to są to niemal zawsze te z gatunku saccharomyces cervisie. Natomiast w spontanicznej jest ich ponad 30. „Dlatego też tak wielu winiarzy stosuje podczas winifikacji drożdże selekcjonowane”. Czegoś tu nie łapię. Czyli jak zabijemy Klokerę etc. siarkując grona i moszcz, czyli pozbawimy winogrona drożdżowej, naturalnej otoczki (jeśli wcześniej nie użyjemy pewnych środków w winnicy), to pozostaje tylko dodanie selekcjonowanych drożdży wiadomego gatunku. Więc jakim cudem ma się tu pojawić problem z kwasem octowym, skoro populację octogennych drożdży zabijamy? Taki jest wniosek z powyższego tekstu.
    Octan metylu pojawiający się w winie świadczy o początku dość gwałtownego utleniania, a nie o lotnej kwasowości. Problem pojawia się często w sytuacji, kiedy wino fermentuje w środowisku redukcyjnym. Do tego oczekiwanie na butelkowanie wina po zlaniu znad osadu i klops. Można się ratować, jeśli zauważymy problem w ciągu kilku dni, przelewając wino z butelek do kadzi i siarkując.

    • Sławek

      monty

      Tomku,
      Przepraszam Cię ale taki wniosek wynika z niezrozumienia tekstu, a nie z tekstu. Może napisałem niezbyt jasno. Drożdże (t zn niektore rodzaje) są tylko jedną z przyczyn lotnej kwasowości i nie mają nic wspólnego z bakteriami octowymi. Jeżeli mamy infekcję bakteriami to niszczą one także saccharomyces. Natomiast używanie drożdży selekcjonowanych sprawia, że w matce drożdżowej nie ma gatunków drożdży wytwarzających kwas octowy. Jeśli przy tym zachowamy czystość i staranność i nie zainfekujemy moszczu to mamy większą szansę na uniknięcie octu
      Jeśli chodzi zapach rozpuszczalnika, to jest to głównie octan etylu – powstaje on w wyniku reakcji alkoholu etylowego z kwasem octowym.
      Octan metylu praktycznie nie występuje w winie – tylko w śladowych ilościach, ponieważ tylko w takich powstaje metanol czyli alkohol metylowy podczas normalnej fermentacji. Czasami może wystapić tez aceton – zapach zmywacza do paznokci. Utlenienie wymaga poza tym, jak napisałeś dostępu powietrza, natomiast kwas octowy z alkoholem zawartym w winie reaguje bez specjalnych problemów, tworząc octan etylu. To są troche inne mechanizmy.

      • monty

        Sławek

        Sławku,
        czyli dobrze zrozumiałem: siarkujemy grona by pozbyć się naturalnych drożdży, dodajemy selekcjonowane i wszystko jest cacy. Bo skoro w matce drożdżowej nie będzie „patogenu”, to w laboratoryjnych warunkach zrobimy wino idealne. Jednak jeśli pokusimy się o spontaniczną fermentację (lub tą z selekcji w winnicy), to będziemy mieli problem bez względu na to, czy muszki owocowe nam coś doniosą. Tak to napisałeś właśnie.

        Co do octanu metylu, to po prostu źle odczytałem (chodziło o octan etylu). Jednak mylisz się w kwestii „praktycznego nie występowania” tego pierwszego, bo to dość częsty problem. Niesiarkowane lub delikatnie siarkowane przed butelkowaniem wino, które jest tworzone w owym środowisku redukcyjnym, może i dość często ma ów problem: jeśli zbyt długo – a tu ważne są nawet godziny, nie dni – zbyt długo czeka po zlaniu znad osadu, to ów kłopot bywa uciążliwy. Bruno Ruiz, który robi dwa różne wina z tego samego moszczu, twierdzi, że to delikatnie zasiarkowane przed butelkowaniem może zamknąć zakrętką, zaś to niesiarkowane tylko korkiem. Bo bywa, że po otwarciu wina niesiarkowanego, zaś zakręconego, może pojawić się powyższy problem. To jest właśnie utlenienie, to gwałtowne utlenienie jako pochodna octanu metylu.

        • Sławek

          monty

          „czyli dobrze zrozumiałem: siarkujemy grona by pozbyć się naturalnych drożdży, dodajemy selekcjonowane i wszystko jest cacy. Bo skoro w matce drożdżowej nie będzie „patogenu”, to w laboratoryjnych warunkach zrobimy wino idealne. Jednak jeśli pokusimy się o spontaniczną fermentację (lub tą z selekcji w winnicy), to będziemy mieli problem bez względu na to, czy muszki owocowe nam coś doniosą. Tak to napisałeś właśnie.”
          Nie tego nie napisałem, zwłaszcza o selekcji z winnicy. Napisałem tylko: „Za powstawanie kwasu octowego odpowiedzialne są również niektóre gatunki rdzennych drożdży, jak drożdże Kloeckera i Hansena no i, przede wszystkim, Brettanomyces. Dlatego też tak wielu winiarzy stosuje podczas winifikacji drożdże selekcjonowane” Nie ustawiaj więc adwersarza przypisując mu to czego nie powiedział.

          • monty

            Sławek

            Dajmy już spokój. Wiem co miałeś na myśli, jednak „wybrzmienie” tekstu jest inne, stąd moje czepialstwo :-)

  • Wojciech Bońkowski

    „Dlatego też tak wielu winiarzy stosuje podczas winifikacji drożdże selekcjonowane” – w połączeniu z kolejnym punktem sensownego wywodu powinniśmy wprost wysnuć wniosek: w kontekście lotnej kwasowości drożdże selekcjonowane stosowane są przez tych winiarzy, którzy zamiast dyscypliny w utrzymywaniu absolutnej higieny preferują więcej wybaczający, technologiczno-chemiczny dodatek.

    I warto dodać że związek pomiędzy VA a drożdżami rdzennymi nie jest konieczny. Wielu winiarzy stosuje spontaniczną fermentację a pomimo tego nie ma problemów z wyższym poziomem VA. Np. Zind-Humbrecht, Marcel Deiss, Julien Meyer itd. Lista jest długa. Celowo podałem przykłady winiarzy alzackich pracujących na wysokich poziomach alkoholu, czyli w warunkach sprzyjających powstawaniu wysokiej VA.

    Nie mogę też zgodzić się z początkiem ostatniego punktu: „lotna kwasowość zawsze jest wadą? – W zasadzie tak”. To jest sprzeczne z tym co sam piszesz – że lotna kwasowość jest naturalnym produktem fermentacji i jest zawsze obecna w winie. Czyli napiszmy wprost: wadą jest NADMIAR lotnej kwasowości a nie jej obecność. Sytuacja podobna ze spożyciem alkoholu – a sam chyba się wzdragasz Sławku, kiedy ktoś pisze „wino jest szkodliwe dla zdrowia”.

    • Sławek

      Wojciech Bońkowski

      „Dlatego też tak wielu winiarzy stosuje podczas winifikacji drożdże selekcjonowane” – w połączeniu z kolejnym punktem sensownego wywodu powinniśmy wprost wysnuć wniosek: w kontekście lotnej kwasowości drożdże selekcjonowane stosowane są przez tych winiarzy, którzy zamiast dyscypliny w utrzymywaniu absolutnej higieny preferują więcej wybaczający, technologiczno-chemiczny dodatek.”
      Niekoniecznie. Możemy po prostu wysnuć wniosek, że wielu winiarzy woli po prostu uniknąć upierdliwych problemów mikrobiologicznych i wytwarzać na przykład banalnie dobre wina. W dodatku mogą wyznawać całkiem inny światopogląd. Na przykład taki, że wytwarzaja wina dla określonej, niemałej grupy klientów, których nie kręcą wina z ideologią. Mają takie prawo. W dodatku, ponieważ absolutna higiena nie istnieje, tak wiele win naturalnych ma problem z ewidentnymi wadami. Piszę to bez ironii a ze smutkiem, gdyż takich winiarzy z misja bardzo cenię a wiele ich win uwielbiam.

      „I warto dodać że związek pomiędzy VA a drożdżami rdzennymi nie jest konieczny”
      Oczywiscie, że nie. W każdej winnicy mamy inny zestaw drożdży rdzennych, ktpore inaczej pracują.

      „Czyli napiszmy wprost: wadą jest NADMIAR lotnej kwasowości a nie jej obecność.”
      ależ dokładnie to napisałem

      • Wojciech Bońkowski

        Sławek

        „Wina z ideologią” – wina „banalnie dobre” czy właściwie „banalnie technicznie poprawne” albo „zgodne z kanonem technologicznej enologii” to też są wina z ideologią. Tyle że inną. Jasne że tacy winiarze i tacy konsumenci „mają takie prawo”. Ja takich winiarzy ani konsumentów nie zwalczam – wręcz przeciwnie, chwalę takie wina codziennie.

        Chodzi mi jednak o wyważenie tych poglądów. Osoba niezorientowana z Twojego tekstu może wywnioskować, że używanie rdzennych drożdży to jest śmiertelne zagrożenie dla wina. Tak nie jest, jak tego dowodzą tysiące przykładów.

        Tak samo stwierdzenie w ostatnim punkcie: „Czy lotna kwasowość zawsze jest wadą? – W zasadzie tak”, dla kogoś niewczytującego się w podrzędnie złożone zdania z reszty tekstu, może zabrzmieć jak zachęcająco zwięzłe przesłanie całego tekstu.

      • monty

        Sławek

        „W każdej winnicy mamy inny zestaw drożdży rdzennych, które inaczej pracują.” Czyli jednak nie ma terroir bez rdzennych drożdży? :-)

  • KRYSTIAN

    Panowie, nie łatwiej byłoby redagować teksty wspólnie przed zamieszczeniem? Nie wiem na jakiej zasadzie działa Winicjatywa, czy posiada redaktora naczelnego, czy jest całkowicie demokratyczna. W każdym razie, czasem ciężko czyta się dyskusje pod tekstem, ktoś kto nie posiada waszej wiedzy, a chce ją budować na podstawie waszych tekstów, może się pogubić analizując tekst główny w związku z komentarzami.

    • Wojciech Bońkowski

      KRYSTIAN

      Winicjatywa nie cenzuruje opinii swoich autorów – nie wspominam już o tym że autorem jest Sławomir Chrzczonowicz.
      Inną rzeczą jest że nie wszyscy muszą się z tymi opiniami zgadzać.

  • Piotr

    Ta ja dodam coś od siebie. Pamiętajcie, że drożdże w trakcie produkcji win biorą udział przez kilka, kilkanaście dni jeżeli są drożdżami komercyjnymi, w tym okresie mamy kilka kolejnych pokoleń, które wiemy jak się mogą zachowywać, potem są usuwane, obumierają, bo dokonują samozagłady, produkują alkohol, który jest dla nich toksyczny. Jeżeli winiarz nie zaniecha fazy mieszania miazgi w trakcie fermentacji, to obniżamy ryzyko, aby VA pochodziło od drożdży, a nie powstało wskutek materiału jaki spłynął do winiarni z winnicy np. z Acetobacterem. Osobiście nie wierzę w drożdże rdzenne u producentów, którzy produkują od kilku lat. To komercyjne drożdże, które po fermentacji alkoholowej są w całej przetwórni i czekają na kolejny rok modyfikując. W dziewiczej przetwórni może dojść do fermentacji spontanicznej, ale nie zawsze zostanie ona doprowadzona do końca, bo podobno na skórkach owoców nie znajdzie się żadnych saccharomyces. Niechlujstwo winiarza używającego drożdży komercyjnych może mieć taki sam skutek jak staranie się stworzyć wina na drożdżach rdzennych, czyli wielkie ryzyko, albo ignorancja tematu. Co ciekawe żadna firma produkująca drożdże w swojej ofercie nie uwzględnia parametru VA, są H2S, SO2, temp i inne, natomiast nie podatność na produkcję VA.