Dlaczego nie piję zweigelta
Nazwa posiadłości – mówiąc szczerze – nie wprawia w zachwyt, tylko w lekko niepokojący nastrój, tak jak wtedy, gdy w 1987 r. mając 8 lat obejrzałem Kingsajz, po czym spałem w pokoju, gdzie wisiał ogromny kalendarz ze złowieszczym wąsatym krasnalem (a nie był to portret Franca Jozefa). Noc z głowy. Albo jak mówiła Holly Golightly – telepka gwarantowana. Gobelsburg trochę się kojarzy ni to z krasnalami ni to z goblinami, a Schloss – z disneyowskimi zamkami w Bawarii, gdzie czają się niewykryte od czasów wojny oddziały SS. Generalnie podejrzany klimat. Ale do rzeczy.
Pierwsza rzecz.
Co mnie pozytywnie nastraja na stronie producenta – odniesienie do Polish Wine Guide, czyli – jak mniemam – Win Europy 2009, moje kujawskie serce rośnie z dumy. Już było napełnione dumą przez sławę lokalnych gęsi z Kołudy, a teraz – bardziej ogólnopolsko i winiarsko. A jako że zarówno pierwsza generalizacja, jak i druga w ujęciu dumy jest raczej rzadkim zjawiskiem – napawałem się chwilą, jak mówią cukiernicy posypując sernik rodzynkami.
Druga, ostatnia rzecz.
Riesling Tradition, którego miałem okazję spróbować na degustacji win austriackich w szlachetnych wnętrzach sali balowej pewnego hotelu, był jednym z pierwszych win, ale w zasadzie ostatnim. Grünery Veltlinery od tego producenta były bardzo dobre, zwłaszcza Kammerner Lamm z trudnego i kapryśnego rocznika 2010 z mocną nutą Pfefferl, łączącą pieprz i przyprawowo-warzywny charakter. Riesling Gobelsburger Urgestein wyróżniał się intensywnym naperfumowaniem i sporą powietrznością, był lekki jak piórko. Ale to Riesling Tradition uniósł mnie niemal nad ziemię. Protestancka powściągliwość, wino skryte, mineralne, otwierające się bardzo powoli, trochę nut owocowych (morela, agrest, rabarbar), ale trzeba się ich naszukać nochalem zanurzonym w kieliszku. Zapachy były wydzielane jak bezpośrednie spojrzenia dziewcząt klasztornych w szkółce niedzielnej.
Michael Moosbrugger zapytany o podejście do maceracji skórek podczas fermentacji, najpierw chwilę się zamyślił, potem przez około 30 minut opowiadał o platońskiej idei wina, historii winiarstwa w Schlossie przez ostatnie 600 lat, beczkach na kółkach i tak dalej. Trudno było się otrząsnąć po degustacji Tradition i takiej iniekcji wiedzy i inspiracji.
Ciekawym akcentem całej degustacji okazały się bardzo intrygujące St. Laurenty. Spróbowałem chyba wszystkich (Birgit Braunstein, Gobelsburg, Gsellmann & Andreas), ale zapamiętam zwłaszcza Johanneshof Reinisch z Thermenregion ze swym 2009 oraz single vineyard Frauenfeld 2007 – bardzo ziemiste, złożone, wyrównane. Niewątpliwa ekstraklasa dla mnie tego dnia.
Od zweigeltów z racji specyfiki osoby Fritza Zweigelta i jego wyhodowanych botanicznych „dzieci”, trzymałem się tego dnia z daleka.