Smutne Święto Młodego Wina
Ten tekst miał wyglądać zupełnie inaczej. Bez smutnego przymiotnika w tytule i skupiający się na generalnie pozytywnym opisie czwartej już edycji Święta Młodego Wina (jedną z wcześniejszych opisywałem tutaj). Była to edycja rekordowa pod względem liczby uczestniczących winnic, gości, a nawet wiosennych jak na późną jesień temperatur.
Niestety, w sobotnie popołudnie błyskawicznie rozeszła się informacja o wkroczeniu funkcjonariuszy Izby Celnej do lokali, w których odbywała się degustacja młodego wina. Telefony obecnych na miejscu dziennikarzy rozgrzały się do czerwoności – „co właściwie się tam dzieje”. Wkrótce opublikowany został także artykuł na portalu Gazeta.pl, a jego upublicznienie na naszym facebookowym profilu jeszcze dolało oliwy do ognia.
O tym, że polskie urzędy uwielbiają rzucać kłody pod nogi wszelkim inicjatywom, wiemy nie od dziś. Podobnie jak fakt, że nie może wymyślić lepszego oksymoronu niż „jasne przepisy polskiego prawa”. Kto ma do tego wątpliwości – niech zajrzy do tego tekstu Radosława Fronia, prawnika zajmującego się m.in. kwestiami obrotu winem w Polsce i spróbuje zrozumieć wykładnię przepisów po jednorazowym przeczytaniu tego tekstu. Trudno natomiast mieć zastrzeżenia do działań samej Izby Celnej. Z tego co wiem, że celnicy do tej pory raczej z życzliwością podchodzili do sandomierskiej imprezy, wiedząc, że zdecydowanie różni się ona od przemytu cysterny paliwa czy spirytusu. Natomiast ich tegoroczna kontrola nastąpiła na podstawie oficjalnie złożonego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. A w takim przypadku kontrola musi nastąpić.
I tutaj dochodzimy do najsmutniejszej części tego incydentu – oficjalnie zawiadomienie zostało złożone przez nieistniejące zrzeszenie producentów alkoholu. Jego prawdziwy autor był wszak doskonale zorientowany w szczegółowych założeniach imprezy. Wskazał bowiem wiele informacji praktycznie nieznanych do jej rozpoczęcia, m.in. dokładne zasady konkursu na najlepsze młode wino czy konkretne miejsca, w których miały mieć swoje stanowiska degustacyjne niezarejestrowane winnice. Czujny sprawca pomylił się tylko co do jednego – w donosie opisał m.in. Winnicę Mazurak, która akurat niedawno rejestrację otrzymała. Komu tak bardzo zależało na storpedowaniu tegorocznego święta?
Dowodów brak, ale o tym, że nie wszystkim po drodze z Sandomierskim Stowarzyszeniem Winiarzy, wiadomo nie od dziś. Konflikty tlą się od dłuższego czasu. Przykłady? Jeden jaskrawy podaję od razu. Choć Święto Młodego Wina w Sandomierzu uznawane jest za modelową imprezę na naszym rynku winiarskim, to tydzień przed nią w tym samym mieście odbyły się… Dożynki Winiarskie. Zorganizowały je trzy winnice: Sandomierska, Terra i Avra (ściśle ze sobą współpracujące), a całe wydarzenie trudno rozpatrywać w kategoriach innych niż chęć ogrzania się w cieniu bardziej znanej imprezy. Trudno bowiem zrozumieć sensu organizowania dwóch identycznych w swoich założeniach wydarzeń, zwłaszcza gdy propozycję udziału w Święcie Młodego Wina uczestnicy „dożynek” otrzymali znacznie wcześniej. Marceli Małkiewicz, właścicieli Winnicy Sandomierskiej – jedynej obecnej na obu imprezach – wyjaśnił Winicjatywie, że oprócz integracji winiarzy z trzech wspomnianych winnic celem było także „zapoznanie lokalnych mieszkańców z naszymi winnicami”. Nie sposób nie zgodzić się z takim argumentem, tyle że… właśnie temu służy odbywające się od czterech lat Święto Młodego Wina.
Niestety, nie popisali się także organizatorzy Święta Młodego Wina.. Wiedząc, jak ryzykowne jest (przy całej mojej sympatii i wsparciu dla nich) zapraszanie niezarejestrowanych winnic na festiwal skierowany do szerokiej publiczności, a przede wszystkim otrzymawszy dzień wcześniej informację o planowanej kontroli Izby Celnej, nie zrobili nic, by uchronić imprezę przed katastrofą i zamknąć „wrażliwe” stoiska degustacyjne. W efekcie stoiska i tak zostały zamknięte, winiarze stracili swoje wino, a pozostali – nie wiedząc, jaka będzie skala kontroli – także przestali oferować młode wino, zastępując je winem z zeszłorocznych, dawno już zabutelkowanych i obanderolowanych zbiorów.
Cała sytuacja wprowadziła sporą konfuzję wśród gości. Akurat komunikacja faktycznie nigdy nie była mocną stroną tego Święta i teraz też zabrakło precyzyjnych informacji o tym, co się stało. W efekcie grupy posiadaczy „paszportów enoturysty” (czyli nietanich biletów degustacyjnych) docierały do lokali, w których nie można już było spróbować wina. Miałem natomiast wrażenie, że sam brak młodego wina na dalej funkcjonujących stoiskach był większym problemem dla profesjonalistów niż dla większości gości festiwalu. Ci wydawali się być zadowoleni przede wszystkim z samego uczestnictwa w winiarskiej imprezie, a szansa spróbowania gotowego już wina stała się dla wielu wręcz zaletą.
Dobrze natomiast zadziałał marketing całej imprezy. Sprzedawane pakiety (kieliszek wraz z torebką na szyję i książeczką na szyję) nie różnił się niczym od analogicznych na festiwalach zagranicznych, trudno też było nie dostrzec licznych banerów czy plakatów rozwieszonych w całym mieście. Sukces frekwencyjny potwierdza fakt, że limit 500 pakietów wyczerpał się na kilka dni przed rozpoczęciem festiwalu, a odwiedzający przyjechali dosłownie z całego kraju. Pytanie brzmi – czy przyjadą ponownie?
Osobiście ich do tego zachęcam, bo wierzę, że organizatorzy wyciągną wreszcie odpowiednie wnioski – wobec siebie, innych, a także charakteru samej imprezy. Warto także popracować nad komunikacją z gośćmi festiwalu – przy tej skali wydatków na wspomniane pakiety czy skomplikowaną logistykę (11 winnic wystawiało się w 11 różnych lokalach) sprawnie działający profil informacyjny to ułamek kosztów.
A teraz to, co powinno być najważniejsze: wino. Każda z winnic oferowała próbki degustacyjne dwóch młodych win: białego i różowego. Obecność tych ostatnich bardzo mnie cieszy, smuci zaś, że w przypadku win białych nastąpił powrót do win z wyraźnym cukrem resztkowym i co tu dużo mówić -–przynajmniej na razie mocno niezrównoważonym. Wielu brakowało także świeżości, co może niepokoić, skoro słowa te padają już na samym początku ich kariery. Najlepsze białe wina pokazała Winnica Nobilis, Winnica Mazurak, a przede wszystkim Winnica Płochockich, których Seyval Blanc już teraz imponuje jakością owocu i strukturą.
Wśród win różowych – czekam na Rosé 2016 z Winnicy nad Jarem, gdzie kolejny raz odnalazłem odpowiednią równowagę między słodkim owocem a rześką kwasowością, a przede wszystkim – na kolejny rocznik Młodego Cfajgelda z Winnicy Modła, którego walory są równie wybitne, co w roku poprzednim.
Do Sandomierza podróżowałem na zaproszenie organizatorów.