Raport z Douro, odc. 1
Winicjatywie przypadł zaszczyt otrzymania jednego z siedmiu miejsc na zamkniętej, 3-dniowej degustacji win z Douro. Decyzją naszego komitetu partyjnego barwy Winicjatywy reprezentował niżej podpisany. Raport z wyprawy obejmie kilka odcinków, dziś parę ogólnych informacji.
Degustację zorganizowała w sposób wybitnie profesjonalny słynna agencja PR Wine & Partners; była to pierwsza tego rodzaju impreza wymyślona przez jej szefową Dorli Muhr, znaną winiarkę z Carnuntum, pomysłodawczynię grupy Douro Boys. Pomysł był następujący: każdy producent przedstawia w ciągu 50 minut osiem win; degustujący dziennikarze nie ruszają się z hotelu i przyjmują producencką paradę w jednym miejscu. Wina miały pochodzić z najnowszego rocznika obecnego na rynku: 2014 dla białych, 2013 dla czerwonych i porto vintage. Ponadto jedno wino starsze, na ogół z rocznika 2006 oraz niekiedy jedno czy dwa tawny. W kolejnych odcinkach raportu przedstawię pokrótce 18 winnic, które brały udział w prezentacji.
Dla win białych rocznik 2014 jest dobry, a nawet bardzo dobry. Nowy winemaker Niepoorta, Carlos Raposo, stwierdził wręcz, że idealny, tylko włożyć ręce do kieszeni i czekać. Natomiast porto vintage raczej nie będzie „deklarowane” (co to znaczy – objaśniamy tutaj).
Po gorącym, potężnym, ale świetnie zrównoważonym roczniku 2011 (słychać już głosy, że dla porto będzie on jednym z roczników stulecia, równym legendarnemu 1963; w każdym razie jest już rocznikiem piętnastolecia), po również gorącym, ale ogólnie mniej udanym roczniku 2012 (vintage nie deklarowano), 2013 przyniósł nieco chłodniejszą pogodę, grona dojrzewały dwa tygodnie później od normy. Wrzesień był znakomity niemal do samego końca, kiedy zaczęły się dość gwałtowne deszcze. Mogła na niech ucierpieć touriga nacional, ze swej natury długo dojrzewająca. Tym, którzy zebrali grona wcześniej, pośpiech dobrze się przysłużył; w Quinta do Crasto w ogóle tourigi nacional nie wzięto pod uwagę do produkcji lepszych win. Ogólnie rzecz biorąc, 2013 dał wina niezbyt mocarne, z dobrą kwasowością i równowagą, dużo win wydało mi się właśnie z tego względu znakomitych, choć w miarę szybko gotowych do picia. Zauważę przy okazji, że nie zawsze rocznik chłodniejszy oznacza wina świeższe; często, jak opowiadał Francisco Olazabal z Vale Meão, winiarze przetrzymują grona do ostatniej chwili, natomiast w rocznikach gorących zbierają wcześnie.
Jak pisałem już o tym w różnych miejscach, po zachłyśnięciu się winami z Douro na początku tego wieku, największej ówczesnej nowinki, przeżywałem okres sporej obojętności, tak ze względu na własne kaprysy, jak i charakter degustowanych win, dla mnie zbyt ekstraktywnych, pełnych i nieraz napompowanych po uszy aromatami beczkowymi. Teraz – to powszechna opinia – wina się ustatkowały, nabrały rasy i elegancji. Mogę stwierdzić bez wahania, że użycie beczki przestało być w Douro problemem, nie tylko dlatego, że sięga się po mniejsze ilości nowego drzewa, co jest trendem światowym, lecz i dzięki nabyciu przez wimiarzy odpowiedniego doświadczenia. Kamień z serca, a właściwie dwa kamienie, gdyż i alkohol jest teraz lepiej wtopiony. Wiele win oscyluje wokół 14%, jeśli ten próg przekracza, to nieznacznie – są też takie (mam na myśli butelki Niepoorta przede wszystkim), które afiszują liczby zgoła północnoeuropejskie. Ale też alkohol jest o wiele lepiej wtopiony niż kiedyś – to również kwestia nabytych umiejętności.
Sami winiarze podkreślają, że dopiero uczą się robienia czerwonych win, dopiero rozpoznają możliwości odmian i gleb. Czym jest 20 lat wobec kilkusetletnich tradycji gdzie indziej? Sama touriga nacional uchodząca za dourowski sztandar ma tutaj ze dwadzieścia klonów i tak naprawdę jej kariera zaczęła się dopiero w latach 90. zeszłego stulecia. Wciąż się czegoś o niej dowiaduję, wszyscy jeszcze się uczymy, wyznał Jorge Rosas, właściciel małej, lecz bardzo ambitnej Quinta da Touriga i zarazem zarządca grupy Ramos Pinto.
Podstawowe rozróżnienie, gdy mowa o uprawach, dotyczy sposobu sadzenia krzewów. Przeważa tzw. field blend, czyli wspólnota kilkunastu, niekiedy więcej odmian, rosnących w wesołym poplątaniu z pomieszaniem; wśród nich na ogół dominuje kilka (obok tourigi nacional są to tinta roriz, touriga franca, tinta amarela, tinta cão), reszta jest obecna w paru procentach. Mieszane nasadzenia to tradycja regionu; winorośl sadziło się zwykle na małych kamiennych tarasach. Nowe nasadzanie wykorzystują szerokie ziemne tarasy wzdłuż linii stoku – tzw. patamares – lub idą rzędami z góry na dół, tzw. ao alto. Najważniejsze, że obecnie blokowo uprawia się jeden wybrany szczep, co pozwala precyzyjnie wybrać moment winobrania. Niektórzy winiarze wolą jednak tradycyjne field blendy, uważając, że tylko one mogą dać prawdziwie wielkie wina. Tak czy owak dominuje opinia, że, nie licząc paru wyjątków, wina jednoodmianowe nie są przyszłością Douro. Przypomnę przy okazji, że krzewy w Douro to prawdziwi nestorzy. Douro jest istnym domem spokojnej starości, nie brakuje winnic ponad 100-letnich, za młode uchodzą tu krzaczki 30-letnie – nawet w nie tak odległej Langwedocji takie wino nazywałoby się już Vieilles Vignes.
Inną istotną kwestią są gleby: najczęściej łupkowe bądź – w wyższych partiach doliny – granitowe (są też winnice, które leżą na przejściu między jednym a drugim). Rezultaty są inne; zapewne jeszcze nie do końca rozpoznane. Granity dają większą kwasowość, nieco mniej treści i głębi. W Vale Meão na granicie posadzono eksperymentalnie bagę, czyli sztandarową odmianę z regionu Bairrada i rezultat jest zaskakująco dobry.
Ważnym rozróżnieniem dla winiarzy jest wystawa słoneczna. W Douro przeważają dwie: południowa i północna. Oczywiście południowa wydaje się korzystniejsza, ale ci, którzy mają stoki skierowane na północ, twierdzą, że to dzięki nim mogą robić – jak znakomity winemaker Jorge Moreira z Poeira – wina świeższe i lepiej zrównoważone.
No i wreszcie różnice podregionalne. Nie zdawałem sobie sprawy, jak dużo dzieli wina pochodzące z różnych miejsc w Douro. Kiedyś dla mnie Douro to było Douro, teraz jednak coraz bardziej myślę, że Douro to Cima Corgo (część środkowa, uchodząca za najlepszą), Douro Superior (część wschodnia, najsuchsza, wedle Symingtonów to tu najlepiej wyraża się istota Douro, no ale to tu mają swoją słynną Quinta do Vesúvio), Baixa Corgo (najwięcej opadów, niemal trzy raz więcej niż w Douro Superior). Co prawda wina butelkowane powstają jeszcze nader często w wyniku mieszanki składników pochodzących z różnych podregionów, albo z jednego tylko regionu, ale z wielu porozrzucanych parcel; jednak nowa tendencja – którą znamy też z Nowego Świata – promuje zawężanie pochodzenia win i kierowanie myślenia w stronę single vineyards.
Obok różnic wynikających w sposób naturalny z odmiennych miejsc równie ważne są różnice stylistyczne, czyli winemakerska dłoń. Większość degustowanych win była bardzo dobra, lecz oczywiście niektóre polubiłem bardziej od innych. O tym w kolejnych odcinkach.
Do Portugalii podróżowałem na zaproszenie agencji promocji Wine & Partners.