Syrop od doktora Richtera
Rodzina Richterów podobno rządzi nad Mozelą od 300 lat, robiąc rieslingi, które niemalże dosłownie wznosiły pijących w niebiosa. W piątek miałam okazję spróbować tych niemieckich specjałów na degustacji zorganizowanej przez importera (DELiWINA) w Wine Cornerze.
Spróbowaliśmy 6 win, zaczynając od podstawowego Riesling Classic, na winie lodowym kończąc. Degustację prowadził sam Dr. Dirk Richter, z zapałem opowiadając o historii swojej rodziny, o ziemi, szczepie, metodzie produkcji. Mówił rzeczy oczywiste dla niektórych, ale ciekawe i nowe dla tych, którzy z winem dopiero się zaprzyjaźniają. Spodobała mi się zwłaszcza jego metoda na wybór rieslinga w sklepie: im lepsze wino, tym więcej napisów na etykiecie. Jakież to proste! I faktycznie działa, ale raczej jeśli chodzi o cenę i o ilość cukru w butelce: im więcej napisów na etykiecie tym wino droższe i słodsze, ot co. Teoria zatem ciekawa, jednak na degustacji się nie sprawdziła.
Próbowane przez nas rieslingi miały dwie wspólne cechy: były przyjemne, lecz mało aromatyczne. Ich prosta słodycz zaśpiewała syrenim głosem wabiąc zgromadzonych lepką przyjemnością, mydląc oczy cukrem usypiającym zmysły. I ja dałam się porwać, a jakże… Lecz kiedy już po degustacji przeanalizowałam notatki, doszłam do wniosku, że dałam się trochę zwieść.
Nie jest tak, że wina te są złe, ale w sumie z tych sześciu pozycji do domu zabrałabym jedno, prostego rieslinga o wdzięcznej nazwie Zeppelin (2009). Klasyczny zapach petra oleum, który lubię, świeże owoce, w ustach przyprawy, wino ostre i rześkie z delikatną słodyczą. Do tego interesująca etykieta, która razem z ciekawą historią sprzeda to wino (w latach trzydziestych XX wieku podawane było ono na pokładzie transatlantyckich zeppelinów). Ja to kupuję.
Co do reszty win z oferty Richtera, mam wątpliwości. Spätlese zamiast owoców wydzielało diaboliczną woń siarki zauważoną słusznie przez jednego z uczestników degustacji. Auslese było już przyjemniejsze, ale nie powalało, a cena detaliczna na pewno odstraszy klientów. Obawiam się, że za 80-100 zł można znaleźć znacznie ciekawsze słodkie wina na rynku i to może być największy problem pana doktora.
Degustowałam na zaproszenie importera i producenta.