Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Czerwone światełko

Komentarze

Wczoraj kolacja w madryckim salonie. Kilka par, półświatowo, do orzeszków i jamóna szampan niższej klasy, gadka szmatka, a tu nagle wchodzi jeszcze ktoś. Twarz jakby znana, ręka mocna, stawia butelkę na stoliku, całość siada na kanapie obok. Wytężam wzrok, nie bardzo widzę co gość przyniósł, wreszcie pod pretekstem obejrzenia obrazu nad stolikiem wstaję i rzucam okiem. No, to już wiem i cieszę się, że wieczór może nie będzie stracony, bo producent pierwszoligowy. Wszczynam rozmowę. Szybko okazuje się, że jednego wspólnego znajomego z gościem w każdym razie mamy, Manuela Maiorala z Atlantyki, importera win przybysza. Bo przybysz nie tylko przynosi wino, lecz i produkuje, i to niemało, w wielu miejscach. Panie Telmo – mówię doń – don Telmo, pan jest w kręgach naszych znany, co za spotkanie! Telmo Rodriguez opowiada, co przyniósł na ten wieczór.

Pierwszy rocznik, – mówi – działałem powoli, zrobienie tego wina zajęło mi dziesięć lat. Osiemdziesięcioletnie krzewy mencii, Valdeorras z pojedynczej winnicy, stromej jak alpejski stok.

Mencia z Valdeorras. © Vintuswines.com.

Stare krzewy w zagubionych kątach, w porzucanych winnicach, to Rodrigueza pasja i miłość. Kupuje winnice w całej Hiszpanii; do jego rodziny należy między innymi Remelluri (Rioja), nad którą od niedawna ma pieczę (bo wcześniej nie dogadywał się tu z papą), ale woli opowiadać o swym Valdeorras i innych (pozornych) marginaliach. Gadamy o swych winiarskich lubiach i antypatiach, sporo wspólnych trafień, Bordeaux już mniej, supertoskany bardzo niechętnie, oczywiście Burgundia. No i północny Rodan. Mówię: gdybym miał dzisiaj wybrać jedno jedyne wino, którego bym się chciał jeszcze napić, wybrałbym Hermitage Cuvée Cathelin od Chave’a, jeszcze spod ręki ojca Gérarda. Dobry strzał, Telmo opowiada jak dobijał się do drzwi Chave’a, żeby tam popraktykować. Zamknięte, niestety zamknięte, dopiero po długim czasie udało się zdobyć twierdzę. Pracował z Chavem-ojcem przez kilka bodaj (umknęło mi ile) lat. Miał fantastyczną kolekcję win w piwnicy, gdzie dojrzewały jego hermitage. Pozwalał Telmo kosztować wszystkiego z wyjątkiem Cuvée Cathelin, której ten nie napił się nigdy. Ale już ma, już ma dwie butelki. Wyciągnął je niedawno od swego norweskiego importera i przywiózł je z Norwegii. Biedni Skandynawowie, co teraz zrobią?

Ta jedna, jedyna.

Kolacja, ze względu na koneksje rodzinne gospodarzy, jest włoska, pyszna, no ale niestety na stole Maremma. 2006, ale beczkowa jak diabli. Obaj sączymy niechętnie, widzę jak Telmo się kręci na krześle, ja próbuję coś głośno o Valdeorras smutniejącym na stoliku pod obrazem (zmierzch nad jeziorem, panna niesie dzban) powiedzieć, ale widzę, że nie dam rady, tu są sztywne zwyczaje. Maremma, Marek ma, do końca wieczoru.

No, prawie do końca, jakaś łaska w ostatniej instancji spada na nas wszystkich, gospodyni do deseru wnosi malagę spod ręki Telma. Málaga Molino Real 2007, na etykietce napisane jeszcze mountain wine. Malaga historyczna, starutkie krzewy rosnące na stokach wyprostowanych jak żołnierz przed grobem Nieznanego Żołnierza. Koń tu się nie wczłapie, człowiek ledwie wdrapie, wszystko robione rękami. Molino Real to wino typu passito z muszkatu (malagijski moscatel jest stary jak świat, nie modyfikował się genetycznie, nie łączył z innymi muszkatami w wędrówce tego szczepu po brzegach Śródziemnomorza). Wedle Telma, wino do picia dopiero za kilkanaście, a może wręcz kilkadziesiąt lat; niezwykle delikatne, pięknie wyważone, teraz noszące jeszcze wyraźne ślady dwuletniego pobytu w drzewie. To jedno z tych win, na których się nie zarabia; nakłady są ogromne, produkcja niewielka no i fama malagi wyblakła jak stary sztandar. Ale właśnie taka – biała, muszkatowa – malaga była w dawnych czasach, przed wielu wiekami, chociaż jej obraz jest w naszej wyobraźni całkiem inny: wina ciężkiego, czerwonego, bardzo słodkiego. Za PRL-u produkowano trunek zwany Malagą: ohydny ulepek ze spirytusu, barwników i cukru; ponury żart z dziejów wina. Tyle, że wytwórcy przynajmniej znali i czcili nazwę.

Telmo Rodriguez. © Vintuswines.com.

No ale ten Chave. Niekiedy – opowiada Telmo – schodził do piwnicy sam i zapalał nad drzwiami czerwone światełko. Oznaczało to, że nikt, absolutnie nikt nie może w tym czasie do piwnicy wejść. Co on tam robił, jakie czary odprawiał nad beczkami, co do nich wlewał, co sam sobie otwierał? Odpowiedź przyjdzie wraz z końcem świata.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Marcin

    16300 za rocznik 1990 ;-)

  • Piotr

    Panie Marku, a o turniej tenisowy Pan w tym Madrycie zahaczył?

    • Marek Bieńczyk

      Piotr

      Nie, natomiast pokłóciłem się z Hiszpanami o backhand Wawrinki. Nie umieli docenić, ale klasycyzm do nich nigdy nie zawitał

      • Piotr

        Marek Bieńczyk

        Ci, z którymi siedziałem na trybunach, zdawali się jednak być czasem pod wrażeniem, więc może do niektórych finezja trafia.

        A w ogóle to turniej godny polecenia — mniej tłoczno niż na RG czy w Rzymie, siedzi się blisko, a jak ma się szczęście, to i kawałek cienia się znajdzie. I ostrygi z cavą w barze można zjeść nie czując się obrabowanym.