Statek pijany
Jesteśmy jak ci majtkowie, co wspięli się na szczyt masztu i krzyczą wniebogłosy do załogi: Ziemia! Ziemia! Terre, terre!
Byłem raz na takim statku degustacyjnym; podawano do oceny różne grosse gewächse. Za moimi plecami siedzieli Flip i Flap francuskich krytyków winiarskich, Thierry Desseauve i Michel Bettane. Bettane przy każdym winie wyrokował teatralnym głosem: „ziemia!”, albo „nie ma ziemi”, Desseauve mruczał potakująco.
Wyrokowali i mruczeli po francusku oczywiście; brzmiało to tryumfalnie „terroir”, albo pogardliwie, gdy go nie czuli, „pas de terroir”, no, ale między ziemią, terre, a terroir nie ma właściwie różnicy, rdzeń jest ten sam, od ziemi wszystko się zaczyna.
Czując na karku miłe francuskie oddechy, choć raz wolne od gitane’ów, pomyślałem sobie: co było pierwsze, jajko czy kura? Nie ma dzisiaj rozmowy z winiarzami, nie ma takiej ich strony internetowej, nie ma takich ich opisów win na kontretykietkach, które by w ten czy inny sposób nie odwoływały się do ziemi. I do wierności winiarza wobec niej, wobec tego spłachetka, który rozpościera się za domem czy tam, tam za miedzą i przemawia do niego zmysłowym idiomem. Tak, by winiarz mógł wsłuchać się w tajemny przekaz gleby.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!