Nowe narracje szampana
Ile razy w życiu piliście Moëta? Czy widząc na półce z szampanami nic Wam niemówiącego małego producenta obok Moët & Chandon Brut Impérial zaryzykujecie skok w nieznane, czy wiedzieni urokiem Scarlett Johansson postanowicie być „simply fabulous” z Moëtem?
Wszyscy, gdy idzie o szampany, jesteśmy po trosze label drinkers – chcemy nie tylko wina, lecz poczucia wyjątkowości. Paradoks polega na tym, że o swojej unikalności szczególnie głośno przekonują najwięksi producenci – butelek Brut Impérial powstaje 30 mln, czego zresztą nie sposób się dowiedzieć u źródła. Poza wszystkim, nie jest to zły szampan: przyjemnie krągły i rześki zarazem, z typowym, lecz ładnie ułożonym szampańskim repertuarem: jabłkiem – cytryną – brioszką. Szampańska degustacja, jaka w ramach Winicjatywy odbyła się w Wine Corner ostatniej soboty, obnażyła jednak słabość wielkich marek względem małych producentów zwanych récoltants-manipulants. Piliśmy Tarlant Zéro Brut Nature (176 zł), Moët & Chandon Brut Impérial (średnia cena 180 zł), Moutard Cuvée 6 Cépages 2004 (245 zł), Bollinger Special Cuvée (średnio 249 zł, choć na stronie Winezja.pl widnieje nawet cena 299 zł), Vilmart Grand Cellier d’Or 2005 (330 zł).
Spadek po krystalicznie czystym, pełnym niezafałszowanego cukrem owocu (zero dosage), oszczędnym, lecz wibrującym energią Tarlant w słodkie, miękkie i nieme objęcia Moëta był bolesny. Zbliżający się z kolei cenowo do Bollingera Moutard (w którym do trzech klasycznych odmian dołączyły zapomniane i zepchnięte na margines w Szampanii szczepy: arbane, petit meslier i pinot blanc) – szczodry, eksplodujący słonecznymi aromatami miodu, kwiatów i śliwek, upodabniający się budową do białych burgundów, również wydawał się symfonią wrażeń wobec poczciwej, jednak standardowej i wygrywającej znane nuty – mellow, creamy, biscuity blended stuff – Bollinger Special Cuvée.
Vilmart to na szampańskiej mapie świat osobny – w winach rocznikowych używa się tu po części nowych baryłek, jednocześnie wstrzymuje się fermentację jabłkowo-mlekową (proces podobny jak u Kruga, co przysporzyło Vilmartowi w zamierzeniu pochlebnej, choć nieco protekcjonalnej łatki „Kruga dla ubogich”). W efekcie wina łączą krągłość materii ze żwawą kwasowością i wnoszą do uniwersum szampana zupełnie nowe akordy: wanilię, toffi, karmel, orzechy i migdały, nuty dymne, wszystko jednak świetnie zrównoważone bogactwem i dojrzałością owocu. Architektura tych szampanów jest złożona i potężna. Czytać je trzeba bardziej jak wina białe do dłuższego starzenia niż zestawiać z szampańskim paradygmatem, który zresztą dzisiaj chwieje się w posadach. Obok popkultury standardowych brandów opowiadających bezpieczną, dobrze znaną wszystkim historię tworzy się niszowa kultura autentycznego wina. To u producentów z literkami R.M. na etykiecie znajdziemy wyjątkowe butelki, piszące oryginalne narracje szampana.
Więcej o Szampanii w lutowym numerze Magazynu Wino.