Mnóstwo reguł, mnóstwo wyjątków
Kolorystyka portugalskiego Alentejo jest nieskomplikowana: domy są białe, akcenty na nich zazwyczaj żółte, niebo błękitne. Letni horyzont złoci się zbożem lub zieleni gajem oliwnym, korkowym i winoroślą. Grudniową porą region przybiera kolory wypłowiałe: beż, brąz i zmęczona zieleń pastwisk, a na nich pojedyncze, jasne, ruchome kropki owiec. Późna jesień to raj dla tych, którzy chcą się zgubić w zapomnianych miasteczkach, słynących niegdyś ze swoich kopalń czy kuźni. Można odetchnąć nieskończoną przestrzenią, powietrzem i zachwycić się spokojem.
To tutaj spotkałam najmilszego winiarza. Przyjmuje gości w domu pełnym sztuki, kulturowym miszmaszu z prywatnej kolekcji, dowodzącej ciekawego życiorysu właściciela-obieżyświata. Nakrywa stół na obszernym patio wypełnionym zielenią, podaje szklanki. Na chwilę idziemy do skromnej piwnicy, w której stoją trzy małe amfory. Wszystko się tu zgadza: jest dusza, człowiek, uśmiech, serdeczność, gościnność. Jest też zmęczenie drogą i apetyt na wino. Niewielka produkcja w regionie o uznanej sławie i potwierdzonym potencjale to strzał w dziesiątkę. W Alentejo owocu jest dużo, rośnie zdrowy, niedrogi i dorodny, dając najczęściej wina przystępne i co najmniej zadowalające, a w wyższych partiach regionu – wybitne. Za chwilę na tym odludziu, gdzie więcej jest czarnych świń niż ludzi, zatopię się w winiarskim odkryciu. Może nie znajdę wina najwyższych lotów (choć kto wie!), ale maleńka produkcja i bezpośredni kontakt z twórcą są gwarancją czegoś na miarę sukcesu, jeśli ten sukces zdefiniować jako zwykłą przyjemność picia dobrego wina w miłym towarzystwie. Co może pójść nie tak?
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!