#Ludzie wina: Marek Przyborek
Marek Przyborek
Absolwent Zespołu Szkół Hotelarsko-Turystyczno-Gastronomicznych na Krasnołęckiej w Warszawie, do niedawna sommelier w Hotelu Rialto. Od kilku lat usiłuje dzielić czas między wino, studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i fantastykę, którą również uwielbia (tak czytać, jak od czasu do czasu pisać do e-zinów). Jest właścicielem ¼ berneńskiego psa pasterskiego trzymanego w domu rodziców i brązowego pasa w karate Shotokan (choć już dawno nie miał kiedy wybrać się do dojo i stanąć na tatami). Fascynują go podróże w mało popularne miejsca wakacyjne, jak Finlandia i Szwecja, a do Szkocji chce się wybrać na wielki whisky trip. Jest członkiem Stowarzyszenia Sommelierów Polskich i uczestnikiem tegorocznych Mistrzostw Sommelierów.
Dlaczego wino?
Początkowo zupełnie przez przypadek. Miałem zbyt dużą wadę wzroku żeby zostać oficerem Państwowej Straży Pożarnej. Przeglądając informator o szkołach i uczelniach trafiłem na Szkołę Policealną nr 13 na Krasnołęckiej i specjalizację sommelierską. Tam trafiłem na bardzo dobrych nauczycieli z panem Markiem Gałajem na czele (od którego dostałem pierwszy i do dziś ulubiony fartuch sommelierski). Dzięki pani Hani Giżyńskiej i Renacie Długaszek po raz pierwszy zobaczyłem konkurs gastronomiczny ( w Kopenhadze) i pojechałem do Marche.
A teraz? Bo wino to ludzie. Poznani winiarze, sommelierzy, dystrybutorzy i ludzie, którym się wino sprzedało. Wino to też historie stojące za powstaniem każdej butelki. To wszystko o czym można godzinami rozmawiać, spierać się i sączyć z kieliszków.
Mój ulubiony region winiarski to…
Nie mam jednego ulubionego, fascynują mnie Włochy i kraje leżące nieco w cieniu winiarskich potęg. Gdybym miał jednak coś wymienić, byłoby to Marche, Veneto, Piemont, ale też Palatynat, czy Mozela z ich rieslingami.
Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…
Nieczęsto myślę o reinkarnacji… I jakoś trudno mi wyobrazić sobie siebie jako winogrono.
Na co dzień piję wino…
Zależnie od okazji i nastroju.
Wino, które zmieniło moje życie…
W pierwszym odruchu przychodzą mi na myśl dwa wina:
Jeruzalem Ormož Gewürztraminer – pierwsze otwarte w sommelierskim fartuchu;
Cimmerio Conero Riserva 2004 z Moncaro – pierwszy rocznik Conero Rosso Riserva. Kupiłem w winnicy, przywiozłem z Włoch, miałem wypić na urodziny… Minęło kilka lat, a ja ciągle mam zamiar je otworzyć na urodziny.
Najwięcej wydałem na butelkę…
Pewnie coś koło 200 złotych, ale jeszcze nad tym pracuję
Wino i jedzenie – warto łączyć?
Oczywiście! Bo to dwie wielkie przyjemności i elementy układanki, z którymi można eksperymentować. Wino jest w stanie wszystko w potrawie zmienić – na lepsze albo na gorsze – zawsze otwierając nowe doznania smakowe.
Najtrudniejsze w winie jest…
Czasami wybranie jednego, gdy pasuje kilka. Albo opisanie przy restauracyjnym stole takiego, którego jeszcze nie miało się okazji spróbować, a zna się je teoretycznie na wylot.
Butelka, o której marzę…
Pewnie taka z własnym nazwiskiem na etykiecie.
Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…
Bardziej od konkretnych słów mierzą mnie opisy odbierające chęć spróbowania zawartości butelki.
Przyszłość wina to…
Cała masa młodych ludzi, którzy będą chcieli się nim zajmować.