Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Historia pewnej fascynacji

Komentarze

Pierwsze spotkanie z winami Domaine Les Aurelles było trochę przypadkowe. Nie tyle jego czas i miejsce, co raczej fakt, że nie byłem na nie odpowiednio przygotowany. Trzy lata temu w trakcie prezentacji nowego rocznika win langwedockich w ramach Millésimes en Languedoc jeden z wieczorów zorganizowano w uroczym winnym barze Trinque Fougasse w Montpellier. Półki pełne skarbów z południa Francji, na stołach mule, krewetki i pieczona kaszanka (w wersji katalońskiej), a w tle delikatny jazz. Na spotkanie z dziennikarzami przyszło kilkunastu winiarzy z apelacji Coteaux du Languedoc. Przynieśli wina z nowych roczników (2007 i 2008) i zachęcali do degustacji. Atmosfera była klubowa, kolacja na stojąco, a wina łatwo dostępne. Po godzinie degustację miałem za sobą i mogłem spokojnie zająć się przekąskami. Jednak dwa wina nie dawały mi spokoju. Były od pozostałych starsze, wycofane aromatycznie i niebywale delikatne. Z prostych etykiet odczytałem nieznane mi nazwy – Solen 2004 i Aurel 2004, a od producenta dowiedziałem się, że pierwsze to mieszanka carignan i grenache (60/40), drugie zaś bazuje na mourvèdre, które uzupełnione zostało niewielką domieszką syrah i grenache. Tajemnica roczników wyjaśniła się dość szybko – oba wina przez 4 lata dojrzewają w zbiornikach z nierdzewnej stali i dopiero potem trafiają do butelek.

Basile Saint Germain.

Autorem win i właścicielem Domaine Les Aurelles jest Basile Saint Germain, który do Langwedocji trafił na początku lat dziewięćdziesiątych. Wcześniej zajmował się projektowaniem ogrodów, a winem zafascynował się w trakcie dwuletniej pracy w bordoskim Château Latour. Pomysł robienia własnych win dojrzewał długo, a zauroczenie langwedockim klasykiem Prieuré de Saint-Jean-de-Bébian sprowadziło Basila Saint Germain do leżącego na południe od Pézenas miasteczka Nizas. Kilka lat szukał tam odpowiednich winnic i w 1995 założył Domaine Les Aurelles. Pierwsze roczniki starzono w bordoskich barrique, ale dość szybko okazało się, że ten sposób traktowania carignan i mourvèdre to stylistyczna droga donikąd. Dąb powoli zastępowany był przez stal, a proces starzenia wydłużał się, aż z dębowych beczek zrezygnowano całkowicie, a od rocznika 2004 starzenie w stalowych kadziach przedłużono do 4 lat. Winnice prowadzone są z niebywałą dbałością, a użycie chemii sprowadzono do niezbędnego minimum (nie zrezygnowano z siarkowania wina).

Wnętrze winiarni bez beczek.

Wróćmy do baru. Rok po pierwszej degustacji w  Trinque Fougasse odbyło się kolejne spotkanie. Od razu zacząłem szukać Domaine les Aurelles. Rocznik 2005 okazał się bardzo szczodry, co obu winom dało potężną strukturę, nie zaburzając delikatnej harmonii. To rocznik dla cierpliwych bo wina otwierać się będą bardzo długo (Aurel 2005, którego próbowałem 2 lata później dopiero zaczynał się otwierać).

W następnym roku impreza przeniosła się do baru Le Chameau Ivre w Béziers. Luźna konwencja pozostała, ale zmieniła się formuła i na stół trafiły pochodzące ze starszych roczników butelki magnum AOC Coteaux du Languedoc. Szybko znalazłem Solen 2007 i Aurel 2007. Paradoksalnie przeszkadzał mi nadmiar owocu (owocu wielkiej urody, za który większość winiarzy dałaby się pokroić, ale subtelna równowaga poprzednich roczników została zaburzona).

Langwedockie skarby.

W kwietniu tego roku ponownie bar w Béziers i kolejny rocznik – 2008. Wina były znowu moje – delikatne, subtelne, nieskończenie rozciągliwe. Nowością okazało się Aurel 2008 w bieli. To czyste roussanne, które spędziło 1,5 roku w dębie i kolejne 1,5 roku w stali. Nie ma kwasowości rieslinga, ale delikatność kwiatowych aromatów uzupełniona jest oleistością ust. Wielkie białe wino Langwedocji, przy którym takie kategorie jak owoc, struktura, kwasowość schodzą na drugi plan, a to co pozostaje, to delikatny kwiatowo-oleisty dotyk na podniebieniu.

Z degustowanych w winiarni nowych, niezabutelkowanych roczników najlepiej rokują 2010 i 2012. Może znajdzie się ktoś odważny i zacznie sprowadzać te wina do Polski. Nie są jak na Langwedocję tanie, ale jestem pewny, że za kilka lat zaczną być wymieniane w jednym szeregu z najlepszymi winami Francji. Dla mnie już do nich należą.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.