Ogrody wina
Znany krakowski importer – Dom Wina, po wielu latach organizowania imprez pod nazwą „Salon Degustacyjny” (na początku tylko w Warszawie i w Krakowie, potem także w Gdańsku, Poznaniu, Łodzi czy Wrocławiu), postanowił przekształcić je w jedno duże spotkanie o nieco innym charakterze.
Ta decyzja nie była zaskoczeniem i wisiała już w powietrzu od pewnego czasu. Poprzednia formuła doszła do ściany (czasami wręcz przysłowiowo), a salon pozostał tylko w nazwie. W ostatnich bowiem latach skupiał często przypadkowych gości, którzy bezpłatnie (po otrzymaniu zaproszenia) lub wręcz z ulicy (bo czym było symboliczne 25 zł opłaty) wykorzystywali go do bezkarnego upijania się i żebrania o darmowe butelki. W większości przypadków był to też jedyny kontakt tych ludzi z Domem Wina, a z pewnością nie było to tym czego importer oczekiwał. Nowa formuła zakłada spotkanie raz w roku, w progach i ogrodach Dworu Sieraków (gratulacje dla Pawła Gąsiorka za przywrócenie go do życia), za opłatą 180 zł (lub 120 zł dla klubowiczów) obejmującą nie tylko możliwość degustowania szerokiej gamy win, ale także udział w degustacjach komentowanych oraz zaproszenie na kolację podsumowującej wieczór. Do niezbędnego sukcesu potrzeba było jeszcze najważniejszego czynnika – pogody. Tym razem opatrzność dopisała, a tym samym premiera wypadła niezwykle udanie.
Gościem honorowym był Alejandro Fernández z winnicy Pesquera, którego wizytę i degustację w Warszawie opisywał już Marcin Jagodziński. Premiera win izraelskich oraz często niedoceniany Urugwaj także doczekały się wcześniejszych relacji (tutaj i tutaj). W ofercie Domu Wina znajdziemy wielu innych producentów, o których warto szepnąć słówko.
Mocnym punktem są zawsze australijskie wina z winnicy Thorn-Clarke. Nigdy nie zawiodłem się na blendzie Shotfire Quartage (74,16 zł, Cabernet Sauvignon/Cabernet Franc/Malbec, w sprzedaży w tej chwili rocznik 2010), a najlepsze wrażenie zrobiło na mnie tym razem wino tańsze – Milton Park Chardonnay 2011 (49,50 zł), z intensywnym brzoskwiniowym nosem i unikający beczkowo-waniliowego trendu. Po słabszych winach pokazanych w zeszłym roku, tym razem reprezentacja Południowej Afryki z Lyngrove Estate zaprezentowała niezwykle równy poziom zarówno podstawowego Collection Cabernet Sauvignon 2011 (39, 50 zł, wiśnia, tytoń, przyprawy) czy topowego Platinum Pinotage 2010 (102,30 zł, śliwka, przyprawy i jeszcze sporo wanilii, ale przecież to wciąż młodziak).
Wciąż poziom trzymają bułgarskie wina z winnicy Telish (podstawowy Merlot za rewelacyjne 27 zł, który polecaliśmy już tutaj). Niezwykle ciekawym winem było białe Pinot Noir od Huby Szeremley, ale zupełnie obezwładniła mnie jego czerwona, klasyczna wersja z rocznika 2009 (52,50 zł, truskawki i niezwykłe kawowe niuanse). Wciąż nie mogę zdecydować się który biały szczep u słoweńskiego producenta Verus jest najsmaczniejszy – Pinot Gris, Sauvignon Blanc, Riesling czy Furmint (wszystkie w tej samej cenie 60,09 zł). Kiedyś stawiałem na Furminta, teraz najciekawszy wydał mi się Pinot Gris.
Hiszpanie w ofercie trzymają się mocno. Wprawdzie Pesquera zepchnęła pozostałych nieco na drugi plan, ale nadal jest tu wiele win, po które sięga się z przyjemnością i wraca z tęsknotą – świeży viognier z Casa della Ermita (42,90 zł), cavy od Agustí Torelló Mata (choć niestety najtańsza to wydatek ponad 72 zł…) czy Les Terrasses 2006 od Alvaro Palacios (149,50 zł). A na deser portugalski klasyk, porto od Kopke, zwłaszcza Vintage 2002 (201,22 zł).
Na koniec mały kamyczek do tego pięknego ogrodu. Jedyną rzeczą, która wypadła dość niefortunnie, było seminarium prowadzone przez wielkiego winiarza, Alejandro Fernándeza. Masterclass z winami Pesquera został zdominowany przez gwar nader swobodnych dyskusji przy stołach i konieczność ich wielokrotnego uciszania. Oby za rok było lepiej!
Degustowałem na zaproszenie importera.