Adam Płoński Bellilotte Chardonnay 2020
W zeszłym roku – jak co roku – nie brakowało kolejnych polskich debiutów. Nie ukrywam, że doceniam zwłaszcza te starannie przemyślane i przygotowane, którym coraz dalej od „zasadźmy winnicę, bo akurat mamy kawałek pola, nic, że w pobliżu spalarnia śmieci, kupmy sadzonki solarisa i regenta, bo popularne, butelki to zawsze gdzieś się kupi, korki kupi się na ostatnią chwilę, a Twój szwagier ma podobno nowy program graficzny”. Dziś prezentuję kolejnego debiutanta, który wprawdzie oficjalnie wystartował we wrześniu, ale przeczuwam, że w tym roku będzie o nim zdecydowanie głośniej.
Adam Płoński swoją winnicę na Wzgórzach Dalkowskich (przysiółek Wojsławice, niedaleko Nowego Miasteczka w Lubuskiem) założył jeszcze w 2015 roku. Na pierwszych 2 hektarach (z 4,5 ha łącznie, które czekają na obsadzenie) pojawiły się wyłącznie dwie odmiany winorośli (za to jakie!): chardonnay i pinot noir. Producent wyszedł ze słusznego założenia, że klimatyczne warunki tego regionu i lokalizacja jego winnicy, pozwalają postawić wyłącznie na winorośl szlachetną. Projekt Płońskiego pod wieloma względami przypomina ten Kamila Barczentewicza – począwszy od firmowania całego przedsięwzięcia własnym imieniem i nazwiskiem, przez dopracowanie szczegółów (starannie wybrana lokalizacja, sadzonki kupowane we Francji, trudne do przeoczenia etykiety) i mocny nacisk na ekologię, a skończywszy na jakości premierowego rocznika. Oficjalnie zaprezentowany został w czasie zielonogórskiego Winobrania i cieszył się sporym zainteresowaniem. Dotyczyło to także nazw obu win, nawiązujących do historii Napoleona Bonaparte, którego wojska przemierzały wspominane Wzgórza Dalkowskie w drodze do Austerlitz.
Bellilotte 2020 (tak nazywana była kochanka Napoleona z czasów jego kampanii w Egipcie) to chardonnay dojrzewające wyłącznie w stalowych zbiornikach. Jest wciąż bardzo młode, ale wrażenie robi czystość i jakość owocu. Lekka (choć nie zwiewna) budowa, (12,5%), aromat białych kwiatów, skórki cytryny i młodych owoców tropikalnych, do tego dochodzi trochę wyczuwalnej mineralności i wibrująca kwasowość. Z pewnością dobry potencjał (70 zł). ♥♥♥♡
Zaskoczeniem nie będzie, że Louis de Lorville 2020 (pełne nazwisko generała i adiutanta Napoleona brzmiało Louis-Michel Letort de Lorville) to 100-procentowy pinot noir. Także w tym przypadku wino dojrzewało wyłącznie w stali (beczki mają pojawić się w kolejnych rocznikach), a wino stworzone jest dla wszystkich, którzy nie przepadają za waniliowymi aromatami pinotów dojrzewających w dębie. Podobnie jak w chardonnay, także tu podobać się może jakość samego owocu. Wino jest chropowate, nieco ziemiste, z nutami wiśni, czerwonej porzeczki, pestki i sporej ilości ziół. Dobrze zaznaczona kwasowość i obiecująca przyszłość. Cierpliwym sugeruję otworzyć butelkę nie wcześniej niż pod koniec tego roku (100 zł). ♥♥♥♡
W podanych cenach oba wina można zakupić lub zamówić bezpośrednio u producenta (winiarz jest też mocno aktywny na Instagramie).
Źródło win: udostępnione do degustacji przez producenta.