Urugwaj? Niekoniecznie
W tle ambitnie zakrojonych megadegustacji Chile i Kalifornii odbyła niedawno również prezentacja win z Urugwaju. Ten południowoamerykański kraj produkuje mało wina (8,5 tys. hektarów – mniej niż Słowacja), ale od lat zagospodarował sobie miejsce na winiarskiej mapie świata.
Urugwajskie wina od dawna są też zadomowione w Polsce. Głównie za zasługą krakowskiego importera Dom Wina i jego założyciela Pawła Gąsiorka, który ten kraj szczególnie ulubił i go konsekwentnie promuje, choć przecież pozostaje on zdecydowanie w cieniu sąsiedniej Argentyny czy też Chile.
Marcowa prezentacja w Warszawie nie była pierwszą w Polsce. Tym razem sceneria była zaskakująca – dom kultury na Saskiej Kępie, kontrastujący z luksusową oprawą degustacji win z Chile i Kalifornii. Swoje wyroby zaprezentowało 10 producentów, w większości dopiero szukających kontaktów w Polsce. Szczerze mówiąc, jakość zaprezentowanych win była słaba i nie wróżę im powodzenia na polskim rynku.
Przede wszystkim nie wiadomo, o co w tych winach chodzi. Urugwaj jest znany przede wszystkim ze szczepu Tannat, który ma być odpowiedzią na argentyńskiego Malbeka albo chilijskie Carménère. Tyle że po Malbeku konsumenci na całym świecie wiedzą, czego się spodziewać, za to Tannaty były od Sasa do lasa – bezbeczkowe, kwasowe, w stylu wyżyłowanego Pinot Noir albo też czekoladowo-kawowe jak Malbec właśnie. Ambitniejsze cuvées urugwajskie to zresztą temat na osobny hejt. Drodzy Amigos, dwa lata starzenia w 100% nowej amerykańskiej beczki i 14,5% alk. wyszło już z mody na całym świecie, otwórzcie oczy! Nad winami białymi spuszczam zasłonę milczenia: są to albo przemysłowe Sauvignon o aromacie nieidentycznym z naturalnym, albo beczkowo-orzechowe Chardonnay również w stylu sprzed 10 lat.
Urzekły mnie w zasadzie wina tylko jednego producenta – Alto de la Ballena. Te akurat są w Polsce niedostępne, więc ciekawskim importerom polecam ten kontakt w pierwszej kolejności. Głębokie, świetnie zrobione wina z unikalnego w Urugwaju siedliska nad samym Atlantykiem (tylko 8 hektarów). Reszta urugwajskiego krajobrazu okazała się nieciekawa i ja za tymi winami tęsknił nie będę.
Co degustowaliśmy:
Alto de la Ballena – jako się rzekło, najlepsza niespodzianka degustacji. Flagowe wino nazwane tak samo jak producent w roczniku 2011 jest ze wszech miar poważne, leśne owoce Tannata podbite morską solą. Mocniejszy jest Tannat–Viognier Reserve 2010 (jedyna taka mieszanka w Urugwaju, na modłę tradycyjnej mieszanki czarnego Syrah i białego Viognier czyli Côte-Rôtie), ale najbardziej podobało mi się Merlot Reserve 2009.
Juan Carrau – od lat dostępny w katalogu Domu Wina. Spore rozczarowanie, choć dostępne były tylko 4 wina, i to nie najbardziej prestiżowe. Białe do zapomnienia, Tannat de Reserva 2011 jest ekstraktywny, dosyć mięsisty, ale nie aż tak podniecający.
Toscanini – druga marka dostępna w Domu Wina. Degustowany dwie godziny po Chile Cabernet Sauvignon Reserva 2010 dramatycznie zilustrował różnice pomiędzy obu krajami. Flagowe Adagio Espressivo 2006 to okazja, by przypomnieć sobie, jak smakowały dobrze zestarzone, 10-letnie wina bułgarskie.
Juanicó – kilka etykiet dostępnych jest w sieci 6win.pl. Podstawowy Bodegones del Sur Tannat 2012 nie jest zły, ale trochę cienki, chaotycznie beczkowy, a cena 55 zł brzmi jak zły żart. Frajdę dają topowe butelki pod marką Familia Deicas, ale są bardzo ekstraktywne, męczące, no i bardzo drogie.
Traversa – importer: M&P. Te wina przynajmniej są niedrogie. Na przykład Noble Alianza 2011 (Tannat, Merlot i Marselan), jedno z bardziej akceptowalnych win degustacji, ma smak dość poważnego Bordeaux, a kosztuje tylko 42 zł. Koszmarem okazało się jedynie chemiczno-puszkowe Sauvignon Blanc 2012 (31 zł).
Degustowałem na zaproszenie Ambasady Urugwaju.