Grand Prix Magazynu Wino 2013
Za nami flagowe wydarzenie winiarskiego sezonu, czyli Grand Prix Magazynu Wino. Odbywająca się od siedmiu lat impreza ma już swoją utartą formułę: wieczorem w strojach wieczorowych przyznawane i odbierane są nagrody dla najlepszych według Magazynu win roku, z których część towarzyszy galowej kolacji. Nazajutrz swe wina na przeglądowej degustacji prezentują winiarze i importerzy.
Scenariusz ten przerabialiśmy wiele razy i w tym roku znaczących nowości nie było. Był jak zawsze tłok, gwar i torbacze, były pytania o półsłodkie, było cudowne rozmnożenie członków branży winiarskiej. Innowacją był jedynie zespół muzyczno-folklorystyczny, który skutecznie zagłuszał pytania o fermentację jabłkowo-mlekową.
Było też bardzo dużo dobrego wina – bodaj więcej niż kiedykolwiek. Z tej ćwiartki, którą spróbowałem, zapamiętam dwa doskonałe szampany Spécial Club od Nominé Renard i Forget-Chemin (o tym ciekawym koncepcie marketingowym pisaliśmy już tutaj), których bolesna cena 279 zł wydała się niemal akceptowalna za ten wielowymiarowy, cudny smak. Importerem jest Dom Szampana, który zdobył logiczny i zrozumiały laur Importera Roku. Zapamiętam ekstraklasę Doliny Rodanu w winach François Villarda (nowy import DELiWINA), którego najtańsze wina – regionalne Viognier i to Saint-Joseph Mairlant – kosztują ponad 100 zł i są warte każdej złotówki, a Côte-Rôtie Le Gallet Blanc 2011 (266 zł) obezwładniło mnie głębią smaku i Najlepszymi Garbnikami Października.
Zapamiętam wina czeskie od importera Winozmoraw.pl – spędziłem tu trzy kwadranse wypełnione szczęściem, prostą codzienną smacznością, bezpretensjonalizmem i poczuciem dobrze wydanych pieniędzy, np. na Mikrosvín Pinot Gris 2012 (39 zł) albo Volařík Ryzlink Vlašský Żelezna 2012 (53 zł). Dzieje się u naszych sąsiadów naprawdę dużo dobrego i pożałowałem od razu, że tak rzadko piszę o winach czeskich. Zmiana tego stanu rzeczy to mocne postanowienie na 2014.
Zapamiętam słynnego włoskiego enologa Roberto Cipresso, który jako jedyny z wystawców nie klikał w Facebooka, tylko cierpliwie nalewał z serdecznym uśmiechem swoje wina publiczności, choć jego sława daleko przerasta warszawskie Grand Prix, a w dodatku nie ma nawet jeszcze u nas importera. Czyli w Polsce nie napijemy się najlepszego wina z Argentyny, jakim z całą pewnością jest Malbec Finca Mirador 2007, winogrona zamienione w jedwab. Znajdzie się ktoś odważny?
Zapamiętam Najlepsze Wino Roku według Magazynu Wino, Schioppettino 2006 od friulskiego winiarza Bressana. Smakowało diablo nawet Markowi Bieńczykowi, choć jest włoskie, kwaśne i naturalne, więc na pewno jest nadzwyczajne. To wino o niesamowitej mocy, jak uścisk dłoni Mieszka I. Jego wspaniałość nie budziła żadnych wątpliwości – dołączyło do już długiej listy czerwonych win nagrodzonych przez Magazyn Wino: przecież i Oddero Barolo Bussia Soprana, i Vall-Llach, i Due Terre Sacrisassi, i Casanova di Neri Brunello to flaszki najwyższej światowej klasy, które udało nam się docenić i w Polsce.
Inne wybory Magazynu Wino są w tym roku bardziej kontrowersyjne. Czy najlepszym winem czerwonym do 100 zł jest Graf Hardegg Pinot Noir? Z całą pewnością nie; wygrało degustację w ciemno 24 października, ale pewnie dlatego, że nie wystartował w niej żaden burgund, żadne Bordeaux (chociaż temu regionowi Magazyn Wino poświęcił w tym roku cały numer), żadne wino z Piemontu ani z Nowego Świata (!). (Pełna lista win dopuszczonych do finału tutaj). Château Ferrande Graves Blanc 2011 od dużego dystrybutora Castel smakował miodowo i oklaple; gdzież mu do mineralnych głębin takiego Sirmian Pinot Bianco albo chociażby dobrego Rieslinga St. Urbans-Hof, jak te, które zaprezentował w czasie miłego afterku importer Wineonline.
Mógłbym tak wymieniać dalej, ale nie ma to sensu: każda nagroda dla wina jest subiektywnym wyborem, kaprysem chwili, na który wpływają unikalne konfiguracje i dynamiki. To normalne i mnie to nie dziwi ani nie oburza. Czy wolimy beczkowe Sauvignon, czy kwasowego Rieslinga, to kwestia gustu.
Kwestią gustu okazał się jednak także złoty medal dla Bressana. Niesława tego winiarza dotarła bowiem do Warszawy już wcześniej: we wrześniu w światku wina wybuchł bezprecedensowy skandal po wpisie Fulvio Bressana na Facebooku, w którym nazwał on C. Kyenge, czarnoskórą włoską ministrę ds. integracji, m.in. „czarną małpą”. Ja sprawę tę obszernie skomentowałem tutaj, a w Polsce pisał o niej m.in. Kuba Janicki. Z Fulvio Bressanem długo rozmawiałem w Warszawie na temat feralnego wpisu i mnóstwa innych spraw; przy bliższym kontakcie okazał się na pewno postacią nietuzinkową i bezkompromisową. Wzywających do jego dziennikarskiego bojkotu sam wzywałem niedawno do opamiętania i powtórzę ponownie to, co już napisałem: Bressan robi jedne z absolutnie najlepszych win włoskich.
Ale jednak przyznanie mu nagrody za najlepsze wino roku 2013 w Polsce przepełniło mnie wstydem i smutkiem. Oczywiście, Schioppettino 2007 wygrało w cuglach degustację w ciemno (i pomijam fakt, że Pignol 2001 Bressana jest ewidentnie lepszym winem, tyle że… nie został nadesłany do degustacji Magazynowi Wino). Jednakże kontekst tego triumfu jest fatalny i nie chce mi się wierzyć, że przyjaciele z Magazynu Wino, których znam jako osoby o głębokiej wrażliwości i żelaznych kręgosłupach moralnych, nie widzieli w nagradzaniu autora słów o „czarnej małpie” czegoś głęboko niestosownego. Ktoś w Magazynie Wino albo może importer Bressana winien był pociągnąć za hamulec i wycofać to wino z degustacji. Za rok, gdy z winorośli opadłyby kolejne liście, Fulvio Bressan przyznałby się do błędu, a Cécile Kyenge mu po chrześcijańsku wybaczyłaby i o sprawie wszyscy zapomnieliby, ten medal nie byłby tak bolesny.
Degustowałem na zaproszenie Magazynu Wino.