Pat i Patapon
To było nieuchronne – świat handlu z winem także w Polsce musieli zdominować panowie w garniturach, dla których to co w butelce liczy się o wiele mniej, niż to, co w Excelu. W końcu wino to biznes jak każdy inny i nikt na serio walczył z tym przekonaniem nie będzie. Tym bardziej jednak intrygują przedsięwzięcia, po których widać, że nie zostały zaplanowane na trzydziestym piętrze, za biurowców szklanymi drzwiami. Takie, w których się improwizacja spotyka z pasją i szaleństwem, i wszyscy troje się zastanawiają, co z tego wyniknie.
Na początku był Francuski Gąsiorek – skromny sklep winiarski w Krakowie, który pojawił się nagle, bez wielkiego rozgłosu, ale potrafił przez ponad rok działalności zyskać grono wiernych klientów. Po tragicznej śmierci właściciela i zarazem dobrego ducha tego miejsca sklep na jakiś czas zniknął z winiarskiej mapy Krakowa, by niedawno na nią powrócić – tym razem pod mianem Szlachetnego Gąsiorka. Tę uroczo niezborną nazwę tłumaczy z jednej strony chęć nawiązania do tradycji miejsca, z drugiej zaś – przeszłość jednej z osób odpowiedzialnych za nowy sklep i jego własny import. To Kamil Grygoyć, do niedawna pod szyldem Wina Szlachetne sprowadzający do Polski niezwykle interesujące wina, w tym wiele pochodzących od małych, biodynamicznych i naturalnych producentów. Człowiek, o którym powiedzieć można wiele, ale na pewno nie to, że w działaniu kieruje się wyrafinowaną ekonomiczną kalkulacją.
Drugiej postaci stojącej za Szlachetnym Gąsiorkiem jeszcze dalej od knowań wielkiego kapitału. Paweł Kolorus to znany krakowski poète maudit – wagabunda i oryginał, który z niejednego winiarskiego pieca chleb jadł. Boży szaleniec, niebieski ptak, niestrudzony popularyzator, wypuszczający powietrze z nadętego winiarskiego balonika i zarazem wieczny buntownik, często bez powodu.
Scena i postaci dramatu więc co najmniej interesujące. A akcja? Tu też nie brakuje emocji. Na półkach piwnicznie pachnącej piwnicy Gąsiorka znajdziemy m.in. znane już wina Clot de l’Origine (o których możecie przeczytać tutaj), w tym przebojowe Mon P’tit Barriot i Soif de Plaisir.
Z nowości nieliczni już w dzisiejszych czasach miłośnicy win konwencjonalnych z pewnością docenią obecność na półkach frankońskich win z Weingut Horst Sauer (o nich też już pisaliśmy). Tymczasem rzesze fanów naturalnych klimatów bez wahania sięgną po wina z loarskiej Domaine Le Briseau, którymi zachwyciłem się niegdyś w Paryżu w barze L’Avant Comptoir.
Czego my tu nie mamy? Jest perliste, białe chenin Patapon 2012 – kapslowane, w nosie lekko drożdżowe i słodkawe, bardzo wdzięczne, w ustach lekkie, zwiewne, o wyrazistej kwasowości i dobrym owocu – melonie, papai. Wbrew pozorom, wcale nie nazwałbym go niepoważnym. Wyższa szkoła jazdy to Kharaktêr 2012, także w 100% z chenin – w bukiecie totalny odlot spod znaku goździków wbitych w pomarańczę, eterycznych olejków, egzotycznych przypraw i starej apteki, a do tego bardzo głębokie gardło, które trwa i trwa w bogatym, cytrusowym klimacie. Fascynująca, osobliwa jazda bez trzymanki.
Mniej emocji, ale wiele przyjemności przynoszą wina czerwone, powstające ze szczepu pineau d’Aunis – zwłaszcza czerwona wersja Patapon 2011, która przypomina dobrego kékfrankosa, z aromatami ziela angielskiego i liścia laurowego i pluszowymi, rozkosznie soczystymi ustami.
Po te i inne, zaskakujące, rzadko dostępne w Polsce i na świecie wina, ale też i po zdrową dawkę bezkompromisowego rokendrolowego szaleństwa warto do Gąsiorka wstąpić.
Degustowałem na zaproszenie właścicieli.