#Ludzie wina: Sylwia Jóźwiak
Sylwia Jóźwiak
Przez wiele lat pracowała w międzynarodowych korporacjach, ale pewnego dnia porzuciła ten świat i przeniosła się do świata win. Od 4 lat prowadzi własną firmę winiarską Piwnica Smaków. I do dziś jest zadowolona z tej decyzji, choć, jak sama mówi, o winach musi się jeszcze wiele nauczyć. Plany – dalej dynamicznie rozwijać firmę!
Dlaczego wino?
Bo pozwala na co dzień łączyć pracę z przyjemnością. Lubiliśmy razem z mężem jeździć na „objazdowe” wakacje do Włoch czy Hiszpanii. Zawsze przejeżdżaliśmy przez okoliczne regiony winiarskie, gdzie zatrzymywaliśmy się w różnych winnicach, zwiedzaliśmy piwniczki z winem, patrzyliśmy jak wino jest wytwarzane. Poznaliśmy wielu znakomitych winiarzy i pewnego dnia pomyśleliśmy – właściwie czemu nie spróbować zrobić z tego biznesu?
Mój ulubiony region winiarski to…
Nie mam jednego ulubionego regionu, a i zgłębienie wielu mniej popularnych jeszcze przede mną. Ale generalnie lubię wina intensywne, dobrze zbudowane, często wręcz potężne, a przy tym wszystkim dobrze ułożone, zostawiające miłe wspomnienie… I za ten właśnie charakter między innymi Ribera del Duero czy Piemont są w kręgu moich faworytów.
Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…
Chardonnay – szczep kameleon, o bardzo dużym potencjale.
Na co dzień piję wino…
Nie mam stałych typów, bo wiele zależy od miejsca, pory roku, towarzystwa, okazji i nastroju. Najczęściej sięgam po wina importowane przez Piwnicę Smaków (w cenie z przedziału 40 – 60zł). Latem chyba najczęściej po orzeźwiające Prosecco z winnicy La Ceriola, czy Pinot Grigio z winnicy Bennati, a zimą przestawiam się na wina czerwone sięgając po El Lagar de Isilla Roble, czy Primitivo z winnicy Cantine de Falco. Ale zaglądam także do innych sklepów specjalistycznych. Do marketów raczej rzadko, bo tam statystycznie trudniej „trafić” na coś dobrego. I choć zdarzają się oczywiście dobre wina w ramach wybranych kampanii promocyjnych, to na co dzień króluje przeciętność.
Wino, które zmieniło moje życie…
Nie było to jedno wino, a raczej cały region: Ribera del Duero – z bardzo prozaicznego powodu: to był mój pierwszy „profesjonalny” kontakt z winem i właśnie od tych win zaczęła się nasza przygoda z Piwnicą Smaków.
Najwięcej wydałam na butelkę…
Zdarzyło mi się wydać na butelkę kilkaset złotych, ale było to wino zarekomendowane jako „jedno z tych wielkich”, a zatem były to dobrze wydane pieniądze.
Wino i jedzenie – warto łączyć?
Zdecydowanie tak. To ciekawa przygoda, eksperyment. Ale moim zdaniem nie należy się kierować wyłącznie opinią innych o tym, co do czego pasuje, trzeba szukać „swoich połączeń”. Każdy z nas ma inny gust, lubi inne potrawy, inne wina, a zatem i inne połączenia jednego z drugim. Dzięki takim próbom można dokonać zaskakujących odkryć. Z drugiej strony „samotna” lampka wina, szczególnie tzw. wielkiego, może być wartością i przyjemnością samą w sobie, a zatem nie zawsze i nie na siłę trzeba jedno z drugim łączyć. Wszystko zależy od chwili i nastroju, ale i od samego wina.
Najtrudniejsze w winie jest…
Po pierwsze – jednoznaczna ocena danego wina, bo dziś to samo wino nam smakuje, a jutro już nie… (oczywiście dotyczy to win już z jakiegoś poziomu). Po drugie – nie poddawanie się sugestiom, kierowanie się własnym smakiem, odczuciami, a nie próbowanie wyczuć tego, co sugerują inni, bo to zabija całą przyjemność i spontaniczność.
Butelka, o której marzę…
Jeszcze jej nie znam, bo cały czas odkrywam nowe wspaniałe wina i jestem przekonana, że jeszcze wiele ciekawych butelek przede mną.
Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…
Nie oceniam tego w ten sposób. Mam nadzieję, że każdy – zarówno znawca, jak i miłośnik – pisząc czy mówiąc o winie odzwierciedla swoje uczucia i doznania. Nawet jeśli pewne słowa się powtarzają, cóż…
Przyszłość wina to…
Kultura picia wina, budowana przez ludzi.