Fiołki cesarzowej
Podobno uwielbiała je cesarzowa Sissi. Zamawiała kandyzowane płatki fiołków u wiedeńskich cukierników i nosiła je przy sobie w eleganckich puzdereczkach. Ja również ostatnio noszę je w torebce. Małe, śliczne, fioletowe cukierki. W ustach najpierw zdecydowanie dominuje cukier. Niecierpliwi mogą więc cukierek rozgryźć, ci o większej pokorze (a fiołki to symbol pokory przecież) poczekają, aż cukier rozpuści się i odpuści. Obie drogi prowadzą do cudownej eksplozji fiołkowego smaku, który właściwie zdominowany jest przez zapach. Zresztą, to zapach jest przecież główną składową smaku. Fiołek w ustach to niezwykły zapach, który czujemy też nosem. Fantastyczne doznanie.
Fiołkowe cukierki dobrze jest mieć przy sobie z innych powodów. Można wrzucić je do kieliszka z cavą, prosecco czy innym musakiem. Szczytem wykwintności byłoby ich połączenie z szampanem, lepiej jednak do tego koktajlu wybrać wina tańsze i mniej aromatyczne – fiołki i tak zdominują zarówno nos, jak i usta. Nasz musak zamieni się w niebieskawy, mocno perfumowany koktajl, który sprawi mnóstwo przyjemności i będzie idealny na dziś, zamiast wszechobecnego różu.
Kandyzowane fiołki można kupić np. tu. Ja moje ulubione, od Ladurée, widuję w sklepach na lotniskach.