Co się je u Dyletantów?
Warszawa ma nowe, ekscytujące miejsce winiarskie. Dyletanci to wine bar, sklep i bistro na ul. Rozbrat 44a na Powiślu, w miejscu, gdzie do niedawna działało znane i lubiane Bistro Rozbrat. Nazwa jest cokolwiek autoironiczna, bo za tym miejscem nie stoją żadni dyletanci, tylko gwiazdorzy – szef kuchni Rafał Hreczaniuk, który dał się poznać ze znakomitej strony w Tamka 43 oraz Maciej Sondij, czyli Winoblisko, najbardziej ambitny projekt importerski ostatnich lat. Mamy więc autorską kuchnię i autorski dobór win z zacięciem burgundzko-naturalnym. Za serwis win odpowiedzialny jest sommelier Łukasz Kuszela wcześniej znany m.in. z Mielżyńskiego.
Zjecie tu m.in. zupę bisque z homara i turbota, pierś z kaczki z młodą kapustą i sosem foie gras oraz nieśmiertelny policzek wołowy. Co ciekawe, dania proponowane są w porcjach dużych i małych, dając biesiadnikom możliwość spróbowania większej liczby potraw na zasadzie modnych obecnie „talerzyków”. Dużym atutem jest także 3-daniowy lunch w dumpingowej cenie 30 zł. Dyletanci to zatem nie fine dining, a raczej nowoczesne środmiejskie wine bistro.
Bo nie oszukujmy się, będzie się tu przychodzić przede wszystkim na wino. Możliwość eksploracji fantastycznego katalogu Winoblisko z zaledwie 50-procentowym narzutem od cen detalicznych to gratka, której trudno się oprzeć. W 12-stronicowej karcie (320 pozycji) wina zaczynają się od 85 zł (Portugalia, Roussillon, Côtes du Rhône, Riesling, Polska). Mamy wiec solidne, surowo mineralne Chablis Patrick Piuze za 135 zł, kultowe Morgon Marcel Lapierre za 145 zł, Barolo od Brovii za 315 zł, szampana Claude Cazals od 250 zł. Ale i 30 (!!) różnych Meursault od 385 do 825 zł, 9 roczników Corton-Charlemagne od Bonneau du Martray od 975 zł, Brunello Soldera 2008 za 3650 zł i Liger-Belair La Romanée Grand Cru 2006 za 14,5 tys. zł. Wujku z Ameryki, przyjeżdżaj!
Inauguracja prasowa wypadła okazale. Na początek podano nam Laherte Frères Extra Brut Les 7, ostry jak zyletka szampan z siedmiu dozwolonych w apelacji szczepów (Petit Meslier, Arbane, a pozostałe pięć szanujący się winoman zna na pamięć), zielone jabłko idealne na aperitif (choć cena nieaperitifowa – 550 zł), do tego ostrygę z chrzanem i ciekawym półsłodkim ogórkiem. Następnie popisowa przystawka Hreczaniuka – bardzo morskie carpaccio z halibuta na wodorostach i żelu umami, a obok prawdziwa sensacja – Dom Bliskowice Johanniter Ultra 2015, niebywałe polskie wino krótko macerowane na skórkach, jedno z najlepszych, jeśli nie najlepsze w historii III i IV RP. Szkoda jedynie, że nijak nie pasowało do potrawy, która domagała się Albariño (do Johannitera proponuję kucharzowi carpaccio z moreli na migdałach).
Jakiż kontrast pomiędzy fantastycznym Bliskowice Ultra a naturalnym, macerowanym Menti Monte del Cuca 2013 z Gambellary – to wino było utlenione, tostowe, nieprzyjazne i nie do końca przyjemne, choć z kolei zagrało do świetnej zupy ogonowej. Kolejne wino to Pierre Morey Meursault 2009 – sporej klasy biały burgund, który w ogóle się nie zestarzał, niemal słodki w swojej dojrzałości, ale gruszkowo świeży (550 zł, niestety; na kieliszki podawany jest superwyrazisty Pierre Morey Bourgogne Chardonnay – 29 zł). Podano go z pomysłową, ale dziwaczną pannacottą z czosnku niedźwiedziego, młodą marchwią i groszkiem.
Fantastyczna okazała się Prà Valpolicella Superiore Ripasso Morandina 2013 (155 zł – jedna z lepszych okazji w karcie), „alternatywna” Valpo, a właściwie mini-Amarone (aż 15,5% alk.) z nutami owocu granatu i ceglanej mączki, piękna, hipnotyzująca, zbyt słodka, ciężka i ciekawa jak na łopatkę jagnięcą, białe szparagi, trufle.
Ucztę zakończyliśmy przyjemnie lekkim deserem z rabarbaru oraz perfekcyjnie dobranym pod względem słodyczy (brawo!) winem Zilliken Riesling Auslese 1999, ultraklasycznym, dojrzałym, miodowym, wręcz poetyckim. Choć gwoli prawdy rozpusta trwała jeszcze po deserze – Kitowski i Sondij za pomocą Coravinu raczyli nas m.in. grand cru Pierre Amiot & Fils Clos Saint-Denis 2008 oraz trzema kolorami legendarnego prowansalskiego Château de Pibarnon. Pibarnon Rouge 2010 (270 zł w karcie) to wybitne wino, dla mnie najwspanialsze tego popołudnia. Za sprowadzenie go do Polski Winoblisko dostaje mój prywatny złoty medal.
Jak wiadomo, restauracji nie należy recenzować na podstawie pokazu prasowego. Po paru dniach wróciłem więc do Dyletantów na własną rękę. Zjadłem niezły lunch za 30 zł złożony z pełnej smaku, intensywnej zupy rybnej oraz nie do końca udanego okonia w tempurze, któremu brakowało wyrazistości. Na deser trafiły mi się świeże truskawki i ananas z olejem bazyliowym, który okazał się skutecznym mordercą wszelkich win. Codziennie do wyboru są trzy przystawki, trzy dania główne i dwa desery. Wybór win na kieliszki na tablicy jest niezły – ok. 10 pozycji od 19 do 99 zł, w tym naturalne wina z Roussillon, Pibarnon Rosé oraz burgundy z wyższej półki. Szampan Cazals Grande Cuvée był całkiem smaczny za 39 zł, ale zamiast w wyrafinowanym kieliszku Zalto trafił do mnie w zgrzebnym i kompletnie nieprzystającym do tego miejsca Krośnie. Prà Soave Monte Grande 2014 otwarto na moje specjalne życzenie i było świetne. Problemem jest czas – na lunch dnia w porze największego obłożenia trzeba czekać stanowczo zbyt długo.
Dyletanci działają zaledwie od trzech tygodni. Detale serwisu wymagają dotarcia, ale z uwagi na szerokość, głębokość i jakość karty win miejsce z pewnością ma potencjał, by stać się ulubionym lokalem warszawskich winomaniaków. Natomiast kuchnia Rafała Hreczaniuka jeszcze poszukuje swojego stylu. Błyskotliwe zestawienia sąsiadują z niezbyt czytelnymi, nawiązania do kuchni polskiej przeplatają się z międzynarodowym mainstreamem, ale i moderną. Ta kuchnia jest lekka, lecz mimo tego nie zawsze dostosowana do win. Będę zatem wracał (nie tylko z wujkiem z Ameryki), ciekaw dalszego ciągu.
W degustacji prasowej uczestniczyłem na zaproszenie Dylentantów, lunch – na koszt własny.