Korek czy zakrętka? – książka z michałkami
W mojej bibliotece są książki z lat 1960. i 70. napisane w formie dialogu lekarz-pacjent, dotyczące uświadamiania seksualnego. Korek czy zakrętka? Michała Bardela jest w tej samej konwencji, z tym tylko, że dotyczy uświadamiania winnego.
Książka – jak twierdzi autor – zrodziła się w naturalny sposób: z pytań zadawanych mu przez słuchaczy jego winiarskich wykładów w Collegium Medicum UJ. Forma dialogu niejako narzuciła styl – lekki i (przeważnie) dowcipny. To ważne i wyjątkowe, bo – niestety – wydawane w Polsce publikacje o winie są albo samouczkami dla początkujących typu „zostań znawcą przez weekend” (przeważnie spod sztancy „regiony/szczepy/style win/połączenia kulinarne/temperatura serwowania”), albo opasłymi i przyciężkimi opracowaniami historycznymi czy technologicznymi. Dla ludzi chcących o winie poczytać na poziomie wyższym niż ABC, ale przy tym zwyczajnie i na luzie, nie ma prawie nic.
Korek… zawiera ponad 100 pytań i odpowiedzi. Pogrupowane są tematycznie w 11 rozdziałach: Po czym poznać najlepsze wino? Wino w historii, Wino w mowie i piśmie, Jak to się robi? Filozofia w służbie wina, Wina specjalnej troski [czyli np. naturalne, organiczne etc. – ŁK], Jak podawać i przechowywać wino, Lekcja geografii, Szampany i inne bąbelki, Winnice świata, Wino mniej szkodzi. Gołym okiem widać, że przemycono tu sporo wiedzy dla początkujących, którą można znaleźć i we wspomnianych „weekendowych” samouczkach; sęk jednak w tym, że tu owa wiedza nie nudzi – nie trąci profesorszczyzną, a raczej przypomina swobodną pogawędkę z bardziej doświadczonym kumplem. Początkujący adept winoznawstwa dowie się m.in., kiedy i gdzie wino powstało, czym cechuje się to utlenione, a czym korkowe, dlaczego nie każde wino z bąbelkami to szampan, dlaczego najlepsze winnice znajdują się nad wodą itd. itp. Jako się jednak rzekło, adepci bardziej zaawansowani czytali to wszystko już tysiąc razy i mogą mieć dość. Michał Bardel to wie i daje im coś ekstra, a mianowicie liczne (nomen omen) michałki, czyli miłe błahostki, przy których lekturze może i nie nabędziemy jakiejś otchłannie głębokiej wiedzy, ale na pewno się uśmiechniemy i odprężymy; a powtarzanie tych ciekawostek w towarzystwie, albo na pierwszej randce może być dobrym sposobem na wyjście poza meteorologiczny small talk.
W Korku autor powraca m.in. do miejskiej legendy o tym, że najlepsze wina mają wgłębienie w dnie butelki. Po raz kolejny tłumaczy, że to pic oraz wyjaśnia przyczyny, dla których pewne butelki tak wykonano: są bardziej wytrzymałe mechanicznie niż te z dnem płaskim (co ważne np. w przypadku musiaków), wgłębienie jest naturalnym zbiornikiem osadu (co ważne w winach przeznaczonych do dojrzewania), są też łatwiejsze w profesjonalnej obsłudze („Każdy sommelier powie, że z takiej flaszki – wraziwszy kciuk we wgłębienie – łatwiej i precyzyjniej nalewa się do kieliszków. A także, że wino w takiej butelce nieco szybciej można schłodzić z powodu większej powierzchni styku z substancją chłodzącą, np. lodowatą wodą w wiaderku”). Ostrzega też czytelników, że butelka z zagłębieniem może być pomysłem producenta na zagłębienie się w ich portfelach: „Butelka z wklęsłym dnem wydaje się większa. To oczywiste, bo przestrzeń odebrana winu przez wgłębienie musi zostać zrekompensowana nieco bardziej pękatymi «boczkami». A to z pewnością działa korzystniej na klienta, który – ulegając złudzeniu, że znajdzie w niej więcej wina – chętniej po nią sięgnie”.
Oprócz michałków obyczajowych i technologicznych są także historyczne – dowiadujemy się np., że filmowe wizje średniowiecznych zamków pełnych beczek z dojrzewającym stuletnim winem są… no właśnie – li tylko filmowe: „Wina produkowano i wypijano szybko i w całości, bo łatwo się psuły, może z wyjątkiem słynnych słodkich win z wysp greckich, ale dostęp do nich był mocno ograniczony. Właściwie dopiero w XVI wieku odnajdujemy ślady dojrzewania wina w potężnych beczkach i to w warunkach piwnicznych, lecz rzecz dotyczy… win białych, a dokładnie reńskich rieslingów! To w piwnicach niemieckich zamków [a jednak! – ŁK] powstaje wielka tradycja dojrzewania wina w beczkach, która rozniesie się wkrótce po Europie”. Zaskakujące. Podobnie jak to, iż wino w butelce to rzecz powszechna ledwie od jakichś 150 lat – Bardel podaje, że na najbardziej prężnym rynku angielskim butelkowane wina pojawiły się dopiero w roku 1860.
Od seksu zacząłem i na nim skończę – a w każdym razie na goliźnie. Pyszne są opowieści o cenzurowaniu winnych etykiet przez amerykańskie urzędy. W 2009 r. Alabama Alcoholic Beverage Control Board (ABC) zakazał sprzedaży na terenie całego stanu serii win Cycles Gladiator od Hahn Family z powodu ozdobienia butelek „nieobyczajną” reprodukcją starego plakatu reklamowego rowerów Gladiator z nagą nimfą [zastanawiam się, czy w przyrodzie w ogóle występują ubrane – ŁK]. Jak niemal wszystko, co zabronione, seria sprzedała się świetnie, a Hahn wykorzystał całe zdarzenie w kampanii reklamowej Banned in ‘Bama. Z kolei federalne Bureau of Alcohol, Tobacco and Firearms w 1993 r. przyczepiło się do Mouton Rotschild z uroczą lolitką pędzla Balthusa (winiarnia ostentacyjnie sprzedawała flaszki z białymi plamami) oraz do sémillon od Petera Lehmanna z Damą Treflową w stylu Modglianiego autorstwa mieszkającej w Australii bułgarskiej artystki Anelii Pavlovej, znanej też jako Annael. Tu doszło do zgniłego jak myśli cenzorów kompromisu – po interwencji BATF-y nagie piersi Damy zostały odziane w gustowny staniczek.
Podobne historie są zabawne, lecz w sumie mało optymistyczne (chyba że w kontekście pocieszenia: istnieją kraje jeszcze bardziej pruderyjne niż Polska). Optymistyczne jest natomiast to, że ktoś je opisuje, nie bojąc się posądzenia o brak powagi, czy miałkość. Marzy mi się rodzima książka winiarska złożona z samych michałków, anegdot, a nawet i zupełnych wygłupów. Ale może jeszcze na to za wcześnie.
Michał Bardel, Korek czy zakrętka?, Wydawnictwo Znak, Kraków 2018, s. 270