Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Austria 2014 – znów z tarczą

Komentarze

2014 – rocznik, którego bali się wszyscy w Starej Dobrej Europie. Kapryśne, histeryczne, dość zimne lato. Ciemne burzowe chmury w sierpniu, które przetoczyły się nad wyjątkowo ważnymi regionami winiarskimi. Winiarze w Piemoncie nerwowo obgryzali paznokcie, nad Renem wyrywano włosy z głów, w Austrii modlono się o słońce i suchy wiatr. Krytycy i dziennikarze winiarscy zacierali ręce – będzie o czym pisać, będzie można się nad winami poznęcać, jak nam je wreszcie pokażą ze skruchą w oczach.

Okoliczności degustacji najlepsze na świecie. © Izabela Kamińska.
Okoliczności degustacji najlepsze na świecie. © Izabela Kamińska.

Ale takie trudne roczniki to dla winiarza wyzwanie. A dobry rzemieślnik wyzwania lubi i działają one na niego… hmmm… wyzwalająco. Na prezentacji najlepszych rieslingów i grünerów Erste Lagen* 2015 Austria pokazała klasę i wstrzemięźliwość. Grünery były równe, eleganckie i zrównoważone, przy dość wysokiej kwasowości, której wszyscy się przecież spodziewaliśmy. Rieslingi nieco bardziej na razie rozdygotane i mniej przystępne – trzeba im będzie dać więcej czasu na otrząśnięcie się z tego trudnego sezonu.

Winiarze musieli podjąć trudne decyzje. Zbiory były szybkie, a okienko pogodowe dramatycznie krótkie. W wielu przypadkach plony były niższe o 30% w stosunku do lat poprzednich. Niektórzy zdecydowali się na najtrudniejszy krok – rezygnację z wyższych etykiet; winogrona ze swych najlepszych parceli przeznaczyli na prostsze wina. W ich przypadku rocznika 2014 na prezentacji Erste Lagen po prostu nie było.

Markus Huber - jakość bez względu na rocznik.
Markus Huber – jakość bez względu na rocznik. © Weingut Huber.

Austriackie rieslingi okazały się dziś (na razie) nieco trudniejsze w odbiorze. Słowo „kiszonka” i „wodnistość” pojawiło się w notkach kilkakrotnie. Jednak te najlepsze, jak Loimer (z winnicy Seeberg) czy Bründlmayer (Steinmassl) – były napięte, czyste, otwarte i lekkie. Pfaffenberg Salomona (Kremstal) to ostrygowa, niemalże pornograficzna słoność, zaś zupełnie inny w odbiorze riesling z siedliska Silberbichl (również Kremstal) wydał się lekki, żywy i gładki, o kwasowości zielonej landrynki (Malat i Stift Göttweig). A wśród nawet tych najbardziej kiszonkowych rieslingów z Heiligenstein niesamowicie ciekawe jednakże okazały się te od Eichingera i Schloss Gobelsburg – oba intensywne w bukiecie, z wyraźnymi aromatami… igliwia.

© Izabela Kamińska.
Warto poczekać. © Izabela Kamińska.

Grüner veltliner w tym trudnym roku wygrał w pierwszej, trudnej degustacji tych zupełnych młodziaków. Jest uroczy, zwiewny, mglisty i koronkowy, gdy pochodzi z apelacji Gottschelle w Kremstal (Malat i Stift Göttweig). Geyerhof (Gaisberg – Kremstal) pokazuje jego zimną, mokrą, soczystą stronę, pełną wyrafinowanej elegancji. Ale dużo też jest grünerów napiętych, złożonych, pikantnych i trawiastych: to podkreśla w tym szczepie Proidl (Ehrenfels), Weszeli (Schenkenbichl), to widać w fantastycznych winach z winnicy Renner w Kamptal – soczysty i pieprzny od Allrama, miękki, kwasowy i pełen ciała, z apetycznym aromatem skórki chleba od Schloss Gobelsburg. Jak zawsze smaczne, jabłkowe są wina ze słonecznej winnicy Lamm: niezwykły Jurtschitsch, pigwowy Schloss Gobelsburg, pełny Bründlmayer.

© Izabela Kamińska.
Bracia z Kremstal. © Izabela Kamińska.

Gaisberg w Kamptal wydał grünery słone i zbalansowane z przyjemną goryczką (Eichinger, Topf). Zaś Traisental to wspaniały Neumayer i jego veltlinery woskowe, żywiczne i lekko miętowe oraz doskonałe wina Hubera – nawet w tym trudnym roczniku napięte, zwarte, krystaliczne i długie.

Rocznik 2014 to będzie rocznik cichy, bez piór i fanfar. Jeden z tych, które zaskakują równością i jakością po latach. Austria znów okazała się pewniakiem nawet w tak kapryśnych i trudnych warunkach pogodowych.

*Erste Lage – czyli austriackie premiers crus – sklasyfikowane przez stowarzyszenie Traditionsweingüter Österreich (Tradycyjne Winiarnie Austrii) najlepsze siedliska regionów Kamptal, Kremstal, Wagram i Traisental, wzorem bardzo restrykcyjnej klasyfikacji winnic w Burgundii. Dodanie konkretnego miejsca pochodzenia gron ma ułatwić konsumentowi wybór wina oraz zagwarantować jego jakość, co faktycznie w Austrii się sprawdza.

Do Austrii podróżowałam na zaproszenie miejscowych winiarzy.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sławomir Hapak

    Izo Droga!
    Patrząc po nazwiskach wymienionych w artykule można by to skwitować kupieckim przysłowiem: w trudnych rocznikach kupuj u najlepszych.
    Czasem tylko zastanawia mnie druga strona tego powiedzonka: niby dlaczego nie miałbym kupować u najlepszych w dobrych rocznikach? Ale to już chyba temat na Twój kolejny artykuł ;-)

  • Wojciech Bońkowski

    Smutno mi się trochę zrobiło…

    Szeroko dostępne w Polsce – Gobelsburg, Salomon, Huber, Bründlmayer (ale też wybiórczo)

    dostępne gdzieś peryferyjnie (i nawet nie wiem czy Erste Lagen też) – Loimer, Allram, Geyerhof

    niedostępne – Malat, Stift Göttweig, Eichinger, Neumayer, Proidl, Weszeli, Jurtschitsch, Topf

    • Sławomir Hapak

      Wojciech Bońkowski

      Kolejnych dwu z Twojej listy nieobecnych jest na celowniku. Ale – jak się pewnie sam domyślasz – przy handlu winami z tego kraju trzeba chodzić jak stary lis po lodzie.
      Z drugiej strony patrząc: widzisz na rynku tak ogromne zainteresowane Austrią, by ktokolwiek miał podejmować jakieś szczególne wysiłki, by była tu obecna cała czołówka tego kraju? Bo ja nie widzę. A o zainteresowaniu takimi cudeńkami jak Erste Lagen w ogóle nie ma co wspominać, bo nie ma tematu.

      • Wojciech Bońkowski

        Sławomir Hapak

        Ogromnego zainteresowania nie widzę i dlatego nie potępiam importerów, że nie importują. Ot tak sobie melancholicznie skomentowałem, że liżemy te wina w dużej mierze przez szybę.

        Pocieszam się tylko tym że Bordeaux czy Barolo też tak kiedyś lizaliśmy a dzisiaj mamy ich po kilkadziesiąt w sklepach.

        • Sławomir Hapak

          Wojciech Bońkowski

          AWMB robi swoją dobrą robotę, więc krajobraz będzie się stopniowo zmieniał, mam nadzieję. Jeszcze z dziesięć ich imprez w Wawie, i rynek się wytworzy.
          Będziemy już wtedy emerytami, ale nadal pijącymi emerytami ;-)

          • Sławek Chrzczonowicz

            Sławomir Hapak

            Watpię, wiesz przecież Sławku, że AWMB w latach poprzednich robiło przeglądy win corocznie i efekt taki sam. Wina znakomite ( w większości), zainteresowanie klientów – znikome

          • Sławomir Hapak

            Sławek Chrzczonowicz

            Sławku! Mam zupełnie inne spostrzeżenia na ten temat. Jeśli idzie o białą Austrię, to nie chcę niczego więcej jak to, by wzrost sprzedaży tych win był taki jak w poprzednich latach. Na fali zawodowego optymizmu poszerzyłem właśnie portfolio o FXPichlera i Tementa. W przypadku tego pierwszego wino sprzedało się jeszcze zanim wjechało do magazynu, mimo że – jak obaj wiemy – są to butelki od drogich do skrajnie drogich.
            Jeśli zaś idzie o Austrię czerwoną, to mam smutne przeczucie, że nawet robione co miesiąc imprezy AWMB nic tutaj nie pomogą, i że rodacy nie przekonają się (masowo) do zweigelta i blaufrankischa… Tak że mamy tu jakby dwa różne rynki dla tego samego kraju: jeden rozwojowy, drugi dołujący. Taka moja opinia w tej kwestii…

          • Grzegorz Paterak

            Sławomir Hapak

            Mnie w tym zjawisku dziwi fakt, że ludzie regularnie pijący wino nie dają się przekonać do Austrii . Oni czasem nie wiedzą, że ta Austria w ogóle robi wino takiej jakości. Czego więc wymagać od przypadkowych klientów, których wiedza jest wielokrotnie mniejsza. Ja dla własnej satysfakcji promuję GV czy Rieslingi albo Zweigelty wśród znajomych przy wszelkich winnych okazjach. Zdziwienie jest ogromne. Brakuje chyba zatem akcji promocyjnych na miarę biedronkowo-lidlowych. Dla mas a nie grona wybrańców w Stolicy.

          • Sławomir Hapak

            Grzegorz Paterak

            Panie Grzegorzu!
            Mam wrażenie (może się w tym mylę), że nikt w ogóle nie sprowadza codziennych, prostszych win „dla mas”. Z wielu powodów. Ale przede wszystkim dlatego, że dla małych importerów:
            – to żaden interes, bo nie da się na nich wypracować sensownej marży,
            – to żadna przyjemność, a my lubimy lubić swoją pracę,
            – trzeba się kopać z biedronko-lidlem oraz przeczytać mnóstwo nieprzyjemnych komentarzy na winicjatywie dotyczących zawsze tego samego tematu: zbyt wysokiej ceny.
            I to już w zupełności wystarczy, by statystyczny spożywca wina nie miał szans zapoznać się z Austriackimi winami. O Erste Lagen po półtorej-dwie stówy nie wspominając…
            Siłą rzeczy te lepsze flaszki trafią właśnie do wybrańców w Stolicy. I w Krakowie. I w Poznaniu. I to już chyba koniec dostępności…

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            Szanowny Panie Sławku, z całym szacunkiem, ale w większości pisze Pan wierutne bzdury, gdyz jest dokładnie odwrotnie. Pisze Pan

            „Sprowadzanie codziennych, prostych win to żaden interes, bo nie da się na nich wypracować sensownej marży”

            A jest właśnie odwrotnie, na tych najtańszych jest najwyzsza marża, nawet typu wino za 6 EUR, u importera 60 zł.
            Mały przykład – wina dostepne u Roberta Mielżyńskiego od Castello Monaci:

            1. Liante Salice Salentino za 42 zł. Kosztuje 5,50 EUR tj. 23,1 zł 42,0 / 23,1 = 82%
            2. Artas Primitivo za 98,50 zł. Kosztuje 17,80 EUR tj. 74,8 zł 98,5 / 74,8 = 32%

            To taki przykład w uproszczeniu jakie są narzuty u polskich importerów na ceny z rynku włoskiego i jak widać narzut, a co za tym idzie marża jest większa na tych tanich winach.
            I na tym generalnie biznes impoorterów polega, aby wynajdować taniutkie wina, które da sie sprzedać drogo w Polsce. Przecież i Pan tak działa – Furmint od patriciusa kosztuje 1400 HUF tj. 19 zł, u Pana kosztuje 45 zł.

            No i nie rozumiem skąd te ceny na Erste Lagen po półtorej, dwie stówki, skoro w Austrii są już za 13 EUR. No ale jak się zrobi narzut 200% to wszysko możliwe.

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            No cóż. Trudno mi dyskutować o cenach Mielża, nie znając cen ex work na jego wina. Czy to, co Pani podała w swoich przykładach to właśnie ceny ex work?
            Za to z łatwością przyjdzie mi dyskutować o cenach moich win. Uprzejmie informuję, że regularna cena detaliczna wspomnianego furminta na Węgrzech to 2.990huf. Skąd Pani wzięła 1440, to już mniej istotne. Było na promocji w jakimś ichnim biedronko-lidlu? Może i tak. Promocja się skończy, a „informacja” że niby coś kosztuje 50% mniej niż w rzeczywistości pozostanie w sieci i będzie podstawą do kolejnych dyrdymałek rozlicznych komentatorów. Dla jeszcze lepszego rozjaśnienia tematu: w GB to samo wino kosztuje 12£. Ci to dopiero potrafią zedrzeć, nieprawdaż?
            Co do Erste Lagen, to oczywiście da się znaleźć w Austrii butelki z ceną 13 euro. Tyle, że nie zamierzam ich kupować. Ja kupuję te, które kosztują więcej ex work, a w efekcie osiągają na rynkach zewnętrznych wspomniane ceny: ok 150pln na polskich półkach, ok.40€ bardziej na zachód od nas. Czyli rozmawiamy o innych światach :-)
            Mam nadzieję, że te proste jak budowa cepa informacje nieco klarują obraz?

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            Pan pozwoli, że pozostanę przy swojej opinii, że ceny detaliczne stanowią istotną informację, bo zawieraja również marżę sprzedawcy. Przy zachowaniu więc warunków z postu P. Marcina porównywanie cen detalicznych w różnych krajach UE ma jak najbardziej sens, gdyż pokazuje różnice w marżach sprzedawców.

            Proszę przyjać do wiadomości, że ta cena 1400 HUF za Patriciusa to nie cena ex works, ale cena detaliczna na Węgrzech i zawiera ona równieź marżę czyli zysk sprzedawcy.

            A jako, że pracuje również w handlu powiem Panu jak powinno sie postępować w takim przypadku. Dowiaduje sie Pan, że cena na tego furmina w detalu na Wegrzech wynosi 1400 HUF, a więc zakupu jest dużo niższa, zwraca się Pan do firmy z prośbą o obniżenie cen zakupu do poziomu sprzedawcy na Węgrzech. A wtedy w Patriciusie odpowiadaja Panu „Panie Sławku Kochany, ale jak Pan to sobie wyobraża, jak Pan sprzedaje jedynie 2% tego co sprzedaje sprzedawca X na Węgrzech, niech Pan sprzeda dwa razy wiecej to obnizymy Panu cene zakupu o Y%…” I tu leży pies pogrzebany. Można zakasać rękawy i zabrać sie efektywniej za sprzedaż, obnizyc ceny, itp. żeby sprzedać wiecej i zyskać obnizke cen zakupu u producenta albo można nic nie robić i zachować status quo, bo mając tak niską sprzedaż ma się niską siłę przetargową i nie można producentowi nic zrobić…

            Co do Erste Lagen dziwi mnie kpienie z butelek za kilkanaście EUR. Wielokrotnie wysoko oceniane na winicjatywie, chwalone choćby przez P. Marka Bieńczyka EL od Schloss Gobelsburg kosztują 15-17 EUR…

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Pani Elizo!
            Za radę serdecznie dziękuję, i na pewno z niej skorzystam.
            Błagam jednak, by nie popełniała Pani starego i znanego od wieków błędu logicznego i nie wyciągała ogólnych wniosków z jednostkowego faktu. Doceniam, że kupiła Pani dobre wino za małe pieniądze! Ale to (niestety) nie oznacza, że regularna cena tego wina na węgierskim rynku tyle wynosi. Co czyni bezprzedmiotową dyskusję o tym, czy w owej kwocie mieści się czy też nie mieści jakakolwiek marża.

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            Jaki błąd logiczny..? Już parę latem temu czytelnicy winicjatywy pisali, ze to wino tyle kosztuje, piszą teraz blogerzy, że tyle kosztuje to mam przyjmować, że ono kosztuje 3000 HUF, bo Pan tak twierdzi..? Przecież to absurd…

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Aaaa… to wreszcie wszystko jasne! Blogerzy napisali! No, to oczywiście jest argument niepodważalny.
            Pozostawiam Panią z jej niezrozumieniem.

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            Jakby Pan czytał blogerów, to by Pan zobaczył, że są tam zamieszczone szczegółowe cenniki, a nie kpił „blogerzy napisali”…
            Ale rozumiem, że trzeba odwracać kota ogonem, aby ukryć ten zbójecki narzut na tym furmincie, jeden z wyższych na polskim rynku… Jeszcze wyższe były na winach Gala, czy to też nie Pana sprawka…

          • Paweł

            Sławomir Hapak

            W sklepach sieci Spar cena regularna Patriciusa to 1999 Ft, w Tesco widziałem za 1750 Ft. Poniżej paragon.

          • GrzegorzC

            Paweł

            Co też niczego nie udowadnia bo nie wiemy w jakich cenach Spar i Tesco kupują te wina od Patriciusa?

          • paweł

            GrzegorzC

            Udowadnia to, że nie jest prawdą twierdzenie Pana Hapaka cyt. „Uprzejmie
            informuję, że regularna cena detaliczna wspomnianego furminta na
            Węgrzech to 2.990huf”

          • GrzegorzC

            paweł

            Sam również kupowałem te wina w Spar w cenie 1999 HUF i w Tesco w cenie 1750 HUF tylko że… dla mnie nie jest żaden dowód, że jest to regularna cena detaliczna tego wina na Węgrzech (tym bardziej, że są one różne). Ten paragon (a także moje) dowodzą tylko, że w tym czasie w tych sklepach to wino można było kupić w tych cenach.

            Jak bardzo trudno na podstawie paragonów wnioskować na temat regularnej ceny detalicznej na rynku węgierskim widać jeszcze wyraźniej na przykładzie innego stałego bywalca węgierskich marketów: Royal Tokaji Furmint. Jego cena w zależności od czasu i miejsca zakupu zmienia się jeszcze bardziej.

          • Sławomir Hapak

            GrzegorzC

            Amen.

          • Andrzej Jaxa-Rożen

            GrzegorzC

            A jaka jest definicja „ceny regularnej”? Wino jest w stałej ofercie w Tesco na Węgrzech w cenie od 1399 HUF do 1750 HUF, czy w Sparze za 1999 HUF to cena regularna winna być średnią z tych cen. Zwłaszcza, że są tu zamieszczone paragony.
            Przeciwko jest za to słowo importera, że kosztuje 3000 HUF, któremu zależy na ukryciu prawdziwej ceny wina. Może widział je w jakiejś restauracji za tyle…

            A jak w Polsce w Biedronce w stałej ofercie jest Borba za 29,99 zł, to czy cena regularna tego wina to 55 zł, bo Centrum Wina je za tyle sprzedawało..?

          • Pietrak

            Andrzej Jaxa-Rożen

            Panie Andrzeju cena regularna to zawsze ta, która jest wskazana przez p.Sławomira Hapaka.

          • Sławomir Hapak

            Pietrak

            No, i tu się zgadzamy :-)

          • Wojciech Bońkowski

            Eliza

            Elizo ale od czego policzyłaś tę marżę? od ceny tych win w sklepach detalicznych?

            jeśli nie wiesz za ile wino kupuje u producenta Mielżyński a za ile sklep we Włoszech czy w Niemczech, mam propozycję – nie wypowiadaj się na temat marż. Najwyżej możesz wygłosić opinię o różnicy cen pomiędzy Polską a innymi krajami, ale i tak nie masz pojęcia z czego one wynikają.

          • Eliza

            Wojciech Bońkowski

            Trzeba mieć złą wolę, aby robić mi zarzuty z wyliczeń, gdzie celem było nie pokazanie konkretnej marży, ale zasady, że dla tanich win importerzy mają wyższą marże, a dla droższych niższą, oczywiście liczoną w procentach!
            A niby dlaczego to mamy się nie wypowiadać o marżach, jesli nie wiemy po ile kupuje sklep we Włoszech, a po ile Robert..? Można przyjąć założenie, że po tej samej cenie. Takie same ceny, które wskazałam na wina Castello Monaci sa również w Niemczech, w firmie mniejszej od firmy Mielżyński, mającej niższy obrót.

            A temat wyczerpuje post Pana Marcina Jagodzińskiego. Przy spełnieniu wymienionych przez niego warunków ceny win w różnych krajach EU powinny być zblizone. No ale zgodziliśmy się już, że tak nie jest bo w Polsce jest mniejsza konsumpcja i kosztowniejsze procedury, choć z tymi kosztowniejszymi procedurami można polemizować.

          • Wojciech Bońkowski

            Eliza

            Dyskusja o różnicy w cenach win pomiędzy Polską a innymi krajami jest ważna i zasadna. Każdy ma prawo wyrażać swoje subiektywne odczucia na ten temat, wynikające choćby z porównania ceny tego samego wina w polskim sklepie stacjonarnym i niemieckim sklepie internetowym.

            Natomiast w momencie przejścia od tych subiektywnych odczuć do wniosków dotyczących takich spraw jak marże polskich importerów, wypadałoby jednak posiadać choćby podstawową wiedzę na ten temat.

            Jeżeli Elizo nie wiesz po jakich cenach wino w Austrii kupuje polski importer, a przy okazji formułujesz wnioski takie jak „Można przyjąć założenie, że sklep we Włoszech i sklep w Polsce kupują wino po tej samej cenie” albo „choć z tymi kosztowniejszymi procedurami można polemizować” – to znaczy, że masz słabą znajomość tego tematu.

            Oczywiście wypowiadanie się na tematy, o których się mało wie, nie jest zakazane, a w Polsce ma długą tradycję.

          • Eliza

            Wojciech Bońkowski

            Ech… tak sie rozpisałam, a i tak nie zrozumiał Pan tego co napisałam.
            Obojetnie po jakiej cenie by nie kupowali, zmienią się liczby, ale nie fakt, że marża na tanim winie liczona procentowo jest wyższa aniżeli na droższym

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Litości, Pani Elizo! Zwykle jest odwrotnie, bo importer zaniża marżę na tanim winie, licząc (naiwnie) że zarobi na gigantycznym obrocie.

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            Przykład, przykłąd Panie Sławku, bo tak to są tylko puste słowa…

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Chciałaby Pani zajrzeć mi w księgi i w metody wyceny win?
            Wielu by chciało :-)

          • Wojciech Bońkowski

            Eliza

            Miła Elizo, rozmowa zaczęła się od od owej „tezy”:

            1. Liante Salice Salentino za 42 zł. Kosztuje 5,50 EUR tj. 23,1 zł 42,0 / 23,1 = 82%
            2. Artas Primitivo za 98,50 zł. Kosztuje 17,80 EUR tj. 74,8 zł 98,5 / 74,8 = 32%

            To taki przykład w uproszczeniu jakie są narzuty u polskich importerów na ceny z rynku włoskiego i jak widać narzut, a co za tym idzie marża jest większa na tych tanich winach.

            Wyliczyłaś „narzut na cenę z rynku włoskiego” – to nie tyle jest narzut co różnica w cenie detalicznej (z jednego konkretnego sklepu, ale to pomińmy) między IT a PL. Importer polski stosuje nie narzut wobec ceny detalicznej we Włoszech tylko wobec ceny hurtowej po której kupuje.

            Jeżeli nie znasz ceny, po której kupuje, to nie możesz wypowiadać się o narzucie. Ani o marży, bo marża to jest inny sposób przedstawienia narzutu.

            Nie masz również najwyraźniej wiedzy, ile kosztuje import i sprzedaż tego wina we Włoszech, a ile w Polsce. To też znacząco utrudnia rozmowę o marżach, bo w handlu liczy się przede wszystkim marża netto i zysk ze sprzedaży, a nie tylko narzut wobec ceny zakupu. W imporcie wina w Polsce dużą rolę grają rozmaite koszty pośrednie, np. koszt zezwolenia na sprzedaż alkoholu, koszt obsługi akcyzy.

            „marża na tanim winie liczona procentowo jest wyższa aniżeli na droższym” – ponownie, jeśli nie znasz cen zakupu, takie stwierdzenie jest niewiele warte.

            Różnica w cenie detalicznej tanich win jest w Polsce większa niż np. we Włoszech, dlatego że większy udział procentowy w takich winach ma akcyza, której we Włoszech w ogóle nie ma.

            Wydaje mi się wyczerpaliśmy temat, ale oczywiście jeśli masz coś nowego do dodania, zapraszam.

          • Eliza

            Wojciech Bońkowski

            „marża na tanim winie liczona procentowo jest wyższa aniżeli na droższym” – ponownie, jeśli nie znasz cen zakupu, takie stwierdzenie jest niewiele warte

            Ceny zakupu nie mają tutaj nic do rzeczy. Powyższe odnosi sie nie tylko do win, ale do większości produktów na rynku. Marże sa kategoria makroekonomiczną i powyższe twierdzenie jest do udowodnienia za pomocą teorii marż marginalnych, które w ujęciu matematycznym sa pochodna funkcji marz całkowitych.

            Dla zrozumienia podam przykłąd, który chyba bedzie jasny nawet dla każdego humanisty.
            Pewna fima imortowa importuje z Chin krawaty, które kupuje za 3 zł, a sprzedaje za 90 zł. Ma więc narzut brutto 3000% (marżę 96,7%). Zmieniła jednak profil i zaczęła importować koparki, które kupuje za 300000 zł. Czy będziecie Państwo sądzić, że teraz sprzedaje je stosując narzut 3000% tj. za 9 mln zł za sztukę, czy też np. za 600 tys. zł mając narzut brutto 100% (a więc 50% marży brutto)?

            To są podstawy w mikroekonomii…

          • Wojciech Bońkowski

            Eliza

            i co z wynika z tej przypowieści o chińskich krawatach dla polskiego rynku wina?

            wino Gino Rossi Merlot kosztuje w zakupie 2 zł. Gino Rossi Reserve Merlot kosztuje w zakupie 8 zł.

            na planecie Ziemia istnieje wiele możliwości:

            1. importer stosuje taki sam narzut procentowy na obu tych winach, np. 100%. Czyli w jgo cenniku Merlot będzie kosztował 4 zł + VAT a Reserve Merlot 16 zł + VAT.
            wynik – „marża na tanim winie liczona procentowo jest wyższa aniżeli na droższym” = fałsz

            2. importer stosuje taki sam narzut kwotowy (np. pod hasłem „lepiej obniżyć cenę drogich win, żeby ludzie mogli lepiej się napić za mniejsze pieniądze”), czyli w cenniku Merlot jest po 4 zł + VAT (marża 50%) a Reserve po 10 zł + VAT (marża 20%)
            tu akurat Twoja teza „marża na tanim winie liczona procentowo jest wyższa aniżeli na droższym” = prawda

            nawet humanista jednak wie, że taka sytuacja na rynku wina należy do wyjątków. częściej się zdarza że

            3. importer chce wejść z winem Gino Rossi Merlot do dużej sieci detalicznej. Po całodziennych negocjacjach dostaje propozycję nie do odrzucenia i sprzedaje Merlota po 2,50 zł – marża 25% – która ledwie co pokrywa wszystkie koszty związane z eksportem. aby na koniec tygodnia w bilansie pojawił się plus, sprzedaje Reserve Merlot po 16 zł + VAT (marża 50%)

            „marża na tanim winie liczona procentowo jest wyższa aniżeli na droższym” = fałsz

            to jak z tymi podstawami mikroekonomii?

          • Eliza

            Wojciech Bońkowski

            Wbrew pozorom mikroekonomia to nauka scisła, ale musza być spełnione pewne założenia. Głowne, to że istnieje doskonała konkurencja. Jesli takowa nie istnieje zdarzaja sie wyjatki. Ale przyjrzyjmy się Twoim mozliwościom:

            Ad. 1. Importer zastosował ten sam narzut 100%. Uzyjmy jeszcze tylko realnych cen, bo ceny bardzo niskie albo bardzo wysokie za produkt również powodują, że istnieją wyjatki od zasad mikroekonomii (przykład to np. samochód ze złota do którego nie odnosza się prawa popytu i podaży). Ale do rzeczy. Przyjmijmy, że Merlot kosztuje w zakupie 20 zł, a Reserve 40 zł. Po narzucie 100% kosztuja one Merlot 40 zł, a Reserve 160 zł. Taka różnica cen powoduje, ze Merlot sie sprzedaje bardzo dobrze, a Reserve prawie wcale, bo zakłądamy, że istnieje doskonałą konkurencja. Co robi sprzedawca? Obniża cenę na Reservę. Marża spada w ujęciu procentowym i juz jest niższa niż na Merlocie…

            Ad. 2. Merlot po 40 zł, Reserva 100 zł – marża w ujeciu % jest wyższa na tańszym winie, czyli zgodnie z zasadami mikroekonomii i ten przykład niemal przypomina przykład odnosnie win od Mielżyńskiego…

            Ad. 3. Mieszasz b2b z b2c, ale ok. Sieć tez dokłada swoją marże, bo przecież musi pokryć koszty i cos zarobić, załóżmy, że 40% i już rynkowa cena wina wynosi 41,66 zł a marża całkowita dwóch sprzedawców wyższa już jest procentowo niz marża na Reservie. A importer jak nie sprzedawał Reservy tak nie sprzedaje i zmuszony jest obnizyć cenę…

            c.b.d.u.

          • Wojciech Bońkowski

            Eliza

            Ad. 1 jeśli Reserve kosztuje 40 zł to przy 100% narzucie według zasad nauk ścisłych będzie sprzedawane po 80 zł a nie 160 zł. To wiedzą nawet humaniści.

            w tym wątku wypowiedziało się paru praktyków, którzy wino sprzedają na co dzień i naprawdę zamieszczanie tak abstrakcyjnych ogólników jak „Merlot sie sprzedaje bardzo dobrze, a Reserve prawie wcale” nie posuwa tej dyskusji do przodu.

            W wielu miejscach w Polsce wina droższe sprzedają się lepiej niż tanie. Np. w restauracjach albo właśnie u Mielżyńskiego.

          • Elize

            Wojciech Bońkowski

            Oczywiscie reserve 80 zł, błąd literowy, ale jasne jest chyba z kontekstu, że Pana ceny przemnnożyłam przez 10.
            A to że coś się gdzieś lepiej sprzedaje o niczym nie świadczy, bo ja piszę o rynku, a nie o jednym punkicie sprzedaży.

            Jesli Pan uważa, że prawo popytu, które mówi, że wraz ze wzrostem ceny spada popyt jest fałszywe proszę stworzyć swoje, może ekonomniczny Nobel czeka…

          • Wojciech Bońkowski

            Elize

            Prawo popytu dotyczy zmiany ceny tego samego produktu, a nie dwóch różnych produktów.

            Coca-Cola kosztuje 1,99 zł za butelkę. Zapewniam że jeśli Dziadzko-Cola postawi się na półce za 0,99 zł, to popyt na nią nie będzie większy niż na Coca-Colę. I dokładnie tak samo jest w przypadku bardzo wielu win. Jak najbardziej „dotyczy to rynku” i jest powodem, dla którego marże na niektóre bardzo drogie wina (np. szampany) są procentowo wyższe niż na przykład marże detaliczne na Carlo Rossi. Wiedza zdawałoby się elementarna…

          • Eliza

            Wojciech Bońkowski

            Jakos tak Pan twierdzi, że u Mielżyńskiego wina droższe sprzedaja się lepiej niz tanie, a wczesniej Pan pisał, że najlepiej sprzedajace się wino u niego to Vallado Tinto.
            A czy to Vallado Tinto to nie jest najtańsza etykieta od Vallado u Roberta..?
            Ile ono kosztuje..? Prosze mnie wyprowadzić z błedu jeśli wiecej niż cztrerdzieści kilka złotych…

          • Wojciech Bońkowski

            Eliza

            Nigdzie nie pisałem że Vallado to najlepiej sprzedające się wino u Mielżyńskiego.

            I zdecydowanie nie jest najtańsze – kosztuje 49,50 zł, w katalogu Mielżyńskiego jest co najmniej 30 etykiet tańszych, w tym bodaj 13 win poniżej 30 zł czyli 40% tańszych.

            Najlepiej sprzedającym się winem przez długi czas była Lan Rioja Crianza, która na też nie jest najtańsza (kosztuje 43 zł).

            Wina sprzedają się dobrze z wielu względów – marki, znanej apelacji albo dlatego, że ich smak bardzo odpowiada konsumentom. Cena to tylko jeden z czynników.

            Najlepiej sprzedającym się winem w Polsce jest Carlo Rossi (8% rynku), który nie tylko nie jest winem najtańszym, ale wręcz kosztuje więcej od ważonej średniej całego rynku (18,99 zł > 16 zł).

            Krótko mówiąc Twoje próby zastosowania do rynku wina w Polsce abstrakcyjnych praw z mikroekonomii były z góry skazane na niepowodzenie. Pozdrawiam ciepło.

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Wojciech Bońkowski

            Zgadzam się w całości poza kwestią akcyzy. Sądzę, że razem z kosztami jej obsługi, nie wychodzi to więcej niż 0,5 euro za butelkę, więc wpływ na cenę nie jest dramatycznie wysoki.

          • Wojciech Bońkowski

            Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Myślę że to jest więcej, przy małym imporcie, ale nawet 2 zł, przy winie za 40 zł brutto, to jest ponad 5% ceny, a to niemała część marży.

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Nie istnieje taka zasada jak „dla tanich win importerzy mają wyższą marże, a dla droższych niższą”. Po prostu nie istnieje.
            Nie można też przyjąć założenia, że Mielżyński i sklep we Włoszech kupują po tej samej cenie, bo zwyczajnie nie wie Pani nic na ten temat. Ani Pani, ani ja.
            Popełnia Pani błędy w samych założeniach, Pani Elizo, więc siłą rzeczy i wnioski z tego nie mogą być poprawne.

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            OK, ja postawiłam taką tezę, która udowodniłam…

            To ja poproszę o jeden choćby dowód, że marże na drogich winach liczone procentowo są wyższe niż na tanich winach… Poproszę…

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Przepraszam, ale proszę ze mnie i z czytających idiotów. Nigdzie niczego Pani dotąd nie udowodniła, i nie zanosi się na to by była Pani w stanie to zrobić bez wglądu w kontrakty kupców.
            Jeśli chce Pani faktycznie coś udowodnić, to proszę podać ceny ex work win, o których Pani wspomniała, i wtedy cokolwiek wiarygodnie wyliczać.
            Bo z faktu, że w jakimś sklepie coś kosztuje ileś nie wynika żaden wniosek o cenie tego produktu na szerokim rynku. Ani, tym bardziej, żaden wniosek dotyczący marży sprzedawcy.

          • Sławomir Hapak

            Sławomir Hapak

            „idiotów nie robić”, oczywiście…

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            Co mają do rzeczy ceny ex works w podanym przez mnie liczbowym przykładzie?? Zmienią się liczby, ale nie fakt, że na droższym winie jest niższa procentowo marża.
            Czekam na jakieś liczby, bo mam wrażenie, że specjalnie Pan zamula dyskusje dyrdymałami…

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Raz jeszcze: podany przez Panią przykład odnosi się do jednostkowego przypadku, i nie da się z niego wywieść żadnego ogólnego wniosku. To niczego nie udowadnia.
            Co do Pani żądania dotyczącego liczb… Ja mogę Panią po prostu uprzejmie poinformować, że właśnie tak to się robi. Ani ksiąg, ani sposobu wyceny win nie opublikuję za żadne skarby.

          • Tomasz

            Sławomir Hapak

            Panie Sławku, powiem tylko tyle – pani Eliza, wykonała szacunkowe obliczenia na podstawie dostępnych danych, być może są one obarczone błędem. Natomiast pan nie podał żadnych liczb, więc nie powinien się pan wcale wypowiadać, jeśli nie potrafi pan obalić tego wyliczenia.
            Dodam jeszcze, że uważam iż każdy importer/sprzedawca ma prawo sprzedawać wina po tyle ile chce i z taką marżą jaką chce. Natomiast tłumaczenie, że powodem tych cen jest akcyza, koszty transportu, małe spożycie, biurokracja, etc uważam za śmieszne.

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Tomasz

            „Natomiast tłumaczenie, że powodem tych cen jest akcyza, koszty transportu, małe spożycie, biurokracja, etc uważam za śmieszne.” – rozumiem, że to trolling :)

            Niestety, te składniki są elementami ceny i nic się na to nie poradzi, choćby nie wiem jak to wypierać.

          • Sławomir Hapak

            Tomasz

            Panie Tomaszu! Rzeczywiście, niczego z wyliczeń Pani Elizy nie obaliłem (jak widzę zajął się tym Red.Nacz.), bo też i nie ma tu nic do obalenia.
            Już wyjaśniam dlaczego: wyliczenia te są obarczone błędami już w założeniach. Podstawowym błędem jest tu oczywiście próba liczenia marż na podstawie (jednostkowych) cen detalicznych. Tego nie da się w żaden sposób wyliczyć, bo w jednostkowym przypadku cena detaliczna może nie zawierać żadnej marży. Lub też zawierać marżę 0,1%, żeby się urzędnicy nie czepiali.
            Jedyną bazą do takich obliczeń może być cena ex cellar, czego Pani Eliza najwyraźniej nie rozumie. Trudno, że nie rozumie. Nie handluje, zatem nie musi. Ale faktów (czyli błędu w założeniu) to nie zmienia.

          • GrzegorzC

            Eliza

            Pani Elizo jako humanista i totalny głąb matematyczno-ekonomiczny również dziwiłem się jak wino kosztujące w detalu w kraju pochodzenia 6€ w Polsce w tymże detalu kosztuje 60 PLN.

            Ale… Argumenty Panów Wojciecha i Sławomira mnie przekonały. Jeżeli nie wiemy ile polski importer płaci za wino producentowi nie możemy obliczyć jaką stosuje marżę.

            Być może przywoływany w dyskusji Pan Mielżyński nie płaci producentowi 6€ tylko np. 12€. Tego nie wiemy i dla tego nie możemy obliczyć jaką stosuje marżę na tym winie.

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            GrzegorzC

            Na pewno Pan Mielżyński nie płaci takiej kwoty. Z moich obserwacji wynika, że cena ex cellar jest o około 30% niższa od ceny detalicznej w kraju pochodzenia.

          • GrzegorzC

            Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Panie Sebastianie, czy jest Pan pewien że istnieje w ogóle taka stała cena ex cellar dla każdego kupującego? Czy nie jest czasem tak, że taki szczegół jak cena sprzedaży reguluje umowa handlowa pomiędzy sprzedającym a kupującym?

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            GrzegorzC

            Oczywiście, że nie. Ale przypuszczam, że różnice w cenach ex cellar nie wynoszą więcej niż 20%. Być może olbrzymi producenci, do których wchodzi Biedronka albo Lidl mogą sobie pozwolić na pojechanie z ceną ostro w dół. Ale jak mi powiedziano na Pro Weinie, przeciętne zamówienie z Biedry to 40 tysięcy butelek.

          • Wojciech Bońkowski

            Sławomir Hapak

            Mnie to nie dziwi, bo białe wina z Austrii 1. reprezentują ogólnie wyższą jakość, 2. reprezentują unikalny styl, a czerwone mają swoje dość bliskie odpowiedniki np. wśród win węgierskich, które w dodatku są znacząco tańsze.

          • Sławomir Hapak

            Wojciech Bońkowski

            Pierwsze jest bezsporne, ale drugie do mnie nie przemawia. Co nie zmienia faktu, że nie mam żadnego lepszego wyjaśnienia tego dziwacznego zjawiska…

      • GrzegorzC

        Sławomir Hapak

        Wiem, że to przynudzanie i puszczanie tej samej zgranej płyty, ale myślę, że powodem ( przynajmniej częściowym) takiego stanu rzeczy są ceny w Polsce. ;-)

        Co roku tysiące Polaków przemierza Austrię samochodami i naprawdę nie jest dużym problemem ani wysiłkiem zboczyć nieco z autostrady w drodze z Wiednia do Salzburga i odwiedzić np. Langelois albo Spitz i zrobić zakupy w praktycznie nieograniczonym wyborze w normalnych tj. austriackich cenach. ;-)

        • Sławomir Hapak

          GrzegorzC

          Tak, to jest zgrana płyta, ale nadal nie rozumiem dlaczego spodziewa się Pan, że wino będzie kosztowało w PL tyle samo co w kraju pochodzenia, a nie tyle samo, co na innych zagranicznych rynkach.
          Czy to jest przeświadczenie, że polscy importerzy kupują jakoś radykalnie taniej niż ich koledzy z GB, Niemiec czy Skandynawii? Czy może chodzi o to, że w GB wypada zarabiać na swojej pracy, a w PL już nie wypada???

          • Grzegorz Paterak

            Sławomir Hapak

            W pełni się zgadzam. Raczej chodzi tu o stosunek ceny do siły nabywczej Polaka. 10 euro to w Austrii niewiele ,choć i Oni w duzej mierze kupują wina po 6-7-8 euro jakie te codzienne.. U nas to rośnie do 65-70pln. 10 euro dla Nich to godzina pracy, u nas 70pln to niestety prawie dniówka dla wielu osób. Tu jest pies pogrzebany.Ale żadnej w tym winy Pana, Panie Sławku czy innych Importerów.

          • Sławomir Hapak

            Grzegorz Paterak

            To wszystko prawda, w tym się w zupełności zgadzamy, i żaden z nas nic na to nie poradzi.
            Mnie tylko zwyczajnie ciekawi dlaczego ktokolwiek oczekuje, że cena wina na rynku eksportowym będzie identyczna (czy choćby zbliżona) do ceny na rynku kraju producenta.

            I podkreślam, że chodzi tylko o zwykłą ciekawość, bo rzecz taka jest niewykonalna, więc też nie ma co się nad nią nadmiernie zastanawiać.

          • GrzegorzC

            Sławomir Hapak

            Panie Sławomirze, nie oczekuję, że cena detaliczna w kraju eksportowym będzie taka sama jak w kraju producenta. Dziwią mnie tylko sytuacje o jakich wspomniał Pan Grzegorz Paterak, kiedy wino kosztujące w kraju producenta 6 € w Polsce kosztuje 60 PLN.

            Dla pełnej jasności uważam także, że w warunkach wolnego (wspólnego europejskiego) rynku każdy może prowadzić działalność gospodarczą jak chce i ustalać ceny jakie chce, a każdy klient w warunkach dokładnie tego samego rynku może podejmować też takie decyzje na jakie ma ochotę.

            Ja tak na prawdę nie tęsknię za żadnym producentem niedostępnym w Polsce (chociaż za jednym tęsknię bo on (a właściwie ona) jest trudno dostępny nawet w kraju pochodzenia: Bott Pince :-)) gdyż jest mi wszystko jedno czy robię zakupy na Pradze czy w Pradze. ;-)

            Jest co prawda jeden powód dla którego chciałbym aby więcej win od większej ilości producentów było sprzedawanych w Polsce – zaczęłaby pisać o nich Winicjatywa.

            Pan Wojciech napisał kiedyś, że ile można pisać o winach niedostępnych dla czytelników. Uważam, że opinia ta jest zupełnie nieuprawniona gdyż w dzisiejszej Europie nie ma kompletnie znaczenia gdzie robimy zakupy i wszystkie wina są dla czytelników Winicjatywy są tak samo dostępne tylko trzeba się o niektóre bardziej postarać.

            Dziwi mnie to kurczowe trzymanie się Winicjatywy tylko polskiego rynku, tym bardziej, że autorzy pijają nie tylko wina dostępne w Polsce, co można łatwo sprawdzić śledząc np. profil na instagramie Pana Wojciecha.

            Chciałbym (bo cenię sobie i liczę się z recenzjami autorów) aby Winicjatywa recenzowała wszystkie wina które zna i uważa, że warto je kupić i wypić bez względu na to czy są dostępne w Londynie czy w Lądku Zdroju. ;-)

          • Marcin Jagodziński

            GrzegorzC

            „Dziwi mnie to kurczowe trzymanie się Winicjatywy tylko polskiego rynku, tym bardziej, że autorzy pijają nie tylko wina dostępne w Polsce, co można łatwo sprawdzić śledząc np. profil na instagramie Pana Wojciecha.”

            Niestety, wystarczy spojrzeć w statystyki, żeby zobaczyć jakim zainteresowaniem cieszą się recenzje win niedostępnych w Polsce…

          • Sławomir Hapak

            GrzegorzC

            Panie Grzegorzu! Jeśli coś jest dostępne w regularnym handlu w kraju producenta za 6 € w Polsce kosztuje 60pln, to jet to dewiacja, i co do tego jesteśmy zupełnie zgodni.
            Ja tylko protestuję przeciwko jakże częstemu a nieuprawnionemu porównywaniu cen w kraju pochodzenia i na rynku eksportowym. Jedynym sensownym porównaniem wydaje mi się być porównywanie porównywalnego, czyli cen tych samych win na różnych rynkach eksportowych.
            Co zaś się tyczy Bott Pince – nie ma rzeczy niedostępnych! Jeśli chce Pan to mieć, a nie może kupić, to służę i w tej kwestii!

          • GrzegorzC

            Sławomir Hapak

            Panie Sławomirze, z tegorocznego pobytu na Węgrzech udało mi się przywieźć osiem butelek Pani Bodó (w tym jedną zrobioną razem z Paniami Berecz i Bárdos), ale nie ukrywam, że Pańska propozycja jest dla mnie bardzo interesująca i będę ją miał w pamięci. ;-)

            U dołu takie małe chwalenie się. :-) Nie mogłem się powstrzymać, taki jestem z tego dumny. :-)

          • Sławomir Hapak

            GrzegorzC

            Nooo… ładna seria…
            Oczywiście jeśli kiedyś przyjdzie Panu do głowy zadzwonić w sprawie Bott, to będę zaszczycony. Od czasu do czasu realizujemy missions impossible ;-)

          • GrzegorzC

            Sławomir Hapak

            Dziękuję bardzo, mi również bardzo się podoba. Powiem tylko Panu, że sześć z tych butelek udało mi się kupić w miejscu będącym odpowiednikiem (nikogo oczywiście nie obrażając ;-)) polskiego Pułtuska, na dalekich południowo-wschodnich (no prawie ;-)) rubieżach Węgier – miejscowość nazywa się Szentes. :-)

          • Wojciech Bońkowski

            GrzegorzC

            „w dzisiejszej Europie nie ma kompletnie znaczenia gdzie robimy zakupy i wszystkie wina są dla czytelników Winicjatywy są tak samo dostępne tylko trzeba się o niektóre bardziej postarać.”

            myślę że niewielu z 50 tys. miły Czytelników Winicjatywy miesięcznie ma okazję „postarać się” o przywiezienie z zagranicy więcej niż pojedynczych butelek.

            Chyba że mówimy o kupowaniu wina z zagranicznych sklepach internetowych z dostawą do Polski, co – jak pisaliśmy wielokrotnie – jest niezgodne z prawem. I proszę nie oczekiwać, że Winicjatywa będzie to (choćby biernie, czyli pisząc o tych winach) popierać.

          • GrzegorzC

            Wojciech Bońkowski

            Panie Wojciechu sądząc po ilości samochodów z polskimi rejestracjami jakie zawsze każdorazowo widuję na tamtejszych drogach będąc za granicą , sądzę że wiele osób ma możliwość zrobienia takich zakupów (ilu wśród nich jest czytelników Winicjatywy to już inna kwestia :-)) Sadząc po wielkościach bagażników wielu z tych samochodów są oni w stanie przywieźć znacznie więcej butelek niż pojedyncze. :-)

            Dla pełnej jasności nie mówię o zakupach internetowych, tylko o imporcie na własnych „plecach”. ;-)

          • Eliza

            Sławomir Hapak

            Z tymi Niemcami z powyższego postu to bym sie tak nie rozpędzała…
            Na niemieckim rynku ceny win austriackich są takie same jak nie nawet troszkę niższe niż w Austrii… Nie jest to więc niewykonalne…

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Pani Elizo!
            Z całym szacunkiem, ale to bzdura wierutna. Znajdzie Pani oczywiście w niemieckich sklepach wina w porównywalnych cenach co w Austrii, tyle że w tych, które same importują (znikome ilości) wina na swoje potrzeby. A to nijak ma się do normalnych cen w Niemczech.
            Oczywiście można by ten sam model biznesu prowadzić i w Polsce – i z tego co się orientuję istnieją i takie przedsięwzięcia. Tyle, że nie dają one żadnej szerokiej dostępności wina – dokładnie z tych samych powodów co w Niemczech: są to znikome ilości, sprowadzane na potrzeby jednego punktu sprzedaży. Przy normalnym modelu handlu, gdzie wino trafia od winiarza do importera, potem zaś do restauracji, winebarów i sklepów – ceny niemieckie i polskie za bardzo się już nie różnią. A jeśli się różnią, to na pewno na winicjatywie komentatorzy to otrąbią na pohybel ździercy ;-)

          • Marcin Jagodziński

            Sławomir Hapak

            To jakieś dziwne trochę co piszesz, bo import niewielkich ilości wina jest mniej opłacalny niż dużych, niezależnie czy to Polska, Niemcy czy Kostaryka. Ale nie będę wchodził w polemikę, bo porównania cenowe to nie jest prosta sprawa typu „a wino X kosztuje tutaj 6 a tam 7 euro”. W każdym razie mam wrażenie, że np. wiele win włoskich nie różni się ceną w Niemczech od ceny we Włoszech o więcej niż 10-15%. Z austriackimi… nie wiem, te kilka, które sprawdzałem kosztowały dość podobnie, ale nie sprawdzałem wielu. Ogólnie kieruję się zasadą, że trzeba kupować wino w kraju jego pochodzenia*, więc nie mam szerokiego porównania, mogę mieć tylko „wrażenie”.

            *) Chyba, że wino jest importowane do Polski, wówczas kupuję je w Polsce lub nie kupuję wcale.

          • GrzegorzC

            Marcin Jagodziński

            „Ogólnie kieruję się zasadą, że trzeba kupować wino w kraju jego pochodzenia*”.

            Uważam dokładnie tak samo tylko, że bez gwiazdki. Jedyny dodatek patriotyczny jaki płacę to za polskie wina, no ale przecież nie będę ich kupował w np. Austrii (bo gdyby były tam dostępne to pewnie kosztowałyby jak np. ten polski trunek: https://www.weinco.at/produkt/Belvedere-Vodka-67265651 :-)).

            Chociaż chyba rzeczywiście większość win jakie kupuję w krajach pochodzenia jest nie dostępna na polskim rynku, być może podświadomie chcę dać szansę polskim sprzedawcom i to czego nie kupię za granicą kiedyś kupię w Polsce.

          • Sławomir Hapak

            Marcin Jagodziński

            Marcinie! Jedno drobne sprostowanie, które powinno Ci wszystko wyjaśnić: import nawet stosunkowo niewielkich ilości win z górnej półki jest znacznie bardziej rentowny niż import ogromnych ilości taniego wina. Zaprosisz na kawę, a z chęcią pokażę na cyfrach jak i dlaczego to działa :-)

          • Marcin Jagodziński

            Sławomir Hapak

            Chętnie zaproszę, ale nie wiem, czy to jest najciekawszy temat do rozmowy.

          • Marcin Jagodziński

            Sławomir Hapak

            Sławku, a dlaczego to jest niewykonalne? Zakładając, że:

            – Oba kraje są w UE
            – Odległość jest nieduża
            – Poziomy VAT są podobne
            – Akcyzy nie ma lub jest pomijalna
            – Biurokracja związana z importem jest mało kosztochłonna
            – Podobny poziom konsumpcji wina w obu krajach

            jest to całkiem wykonalne, czego przykładem jest np. rynek niemiecki, na którym ceny wielu win austriackich, włoskich czy francuskich są właśnie zbliżone do cen na rynku producenta. Uprzedzając pytanie, różnicę do 15% uważam za cenę zbliżoną.

            Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego jak nasz rynek się od rynku niemieckiego różni.

          • Wojciech Bońkowski

            Marcin Jagodziński

            Biurokracja związana z importem jest mało kosztochłonna????

          • Marcin Jagodziński

            Wojciech Bońkowski

            U nas jest kosztochłonna, widocznie w Niemczech jest mniej, skoro udaje im się w wielu przypadkach mieć ceny podobne do austriackich czy włoskich.

          • Sławomir Hapak

            Marcin Jagodziński

            Marcinie!
            Z dwu wymienionych przez Ciebie powodów:
            1) najwyraźniej nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo kosztochłonna jest biurokracja
            2) nie mówimy o krajach mających podobny poziom konsumpcji wina.
            Tyle. Reszta jest pomijalna.
            jeśli tylko te dwie przeszkody znikną, to następnego dnia zobaczysz bardzo wyraźną obniżkę cen wina u wszystkich szanujących się kupców.

          • Marcin Jagodziński

            Sławomir Hapak

            Ja sobie zdaję sprawę, czemu tak w Polsce nie jest, natomiast nie ma co czynić z tego uniwersalnej zasady.

          • Sławomir Hapak

            Marcin Jagodziński

            Ależ nie czynię z tego zasady, tylko stwierdzam fakt: tak jest, i dopóki tak jest, to odbija się na cenie. Po prostu.

    • Eliza

      Wojciech Bońkowski

      I tak nie jest źle z reprezentacją TWA. Z Wachau sprawa wygląda jeszcze gorzej. Kilku solidnych pierwszoligowców, ale ekstraklasy w Polsce nie uświadczysz… Co prawda jeden importer straszył FX’em, ale z nim to jak z potworem z Loch Ness, wielu słyszało, ale nikt nie widział…

      • Sławomir Hapak

        Eliza

        Wielu słyszało i wielu kupiło.
        FX wszedł do regularnego importu.

        • Eliza

          Sławomir Hapak

          Panie Sławku Kochany! Od kiedy Pan żyje na tym świecie..? Nie było win na winicjatywie, to nie istnieją w świadomości winopijców. Na stronie internetowej też nic nie ma…
          Czy to wobec tego jakiś import półoficjalny vel walizkowy..?

          • Sławomir Hapak

            Eliza

            Nie, to zupełnie normalny import, nazwijmy go „paletowym” dla porządku dyskusji. A na Winicjatywie faktycznie nie było. Na stronie też nie powinno się pojawiać. 99% wina już trafiło do zaprzyjaźnionych restauracji – ot i cała „tajemnica”… Jeśli za rok uda się kupić 5 razy tyle, to może i coś trafi „na szeroki rynek”. Ale wątpię – podejrzewam, że ilekolwiek tego wina nie kupię, to i tak będzie sprzedane nim fizycznie dojedzie do nas z Wachau. Taka specyfika „biednego kraju”, gdzie średnia flaszka kosztuje podobno 16pln :-)

    • Grzegorz Paterak

      Wojciech Bońkowski

      Jeden z lepszych rieslingów jakie piłem w ostatnim czasie to Proidla Rameln 2014. Fantastycznie mineralny-jakby się krzemienie lizało,soczysty i pikantny. Choć to nie Erste Lage to…kilka butelek z Wachau spadło w moim rankingu.

      • Sławomir Hapak

        Grzegorz Paterak

        No tak, ale Proidl to jest klasa sama w sobie, ma fantastyczne granitowe/łupkowe działki, więc jego wina można spokojnie stawiać w jednym rzędzie z tymi z Wachau, czy też z Erste Lagen. 2014 spod jego ręki nie piłem, a rocznik nie był z tych najłatwiejszych. Swoją drogą nie do końca rozumiem dlaczego jego Ehrenfels i Pfeningberg nie mają statusu Erste Lagen. Bo powinny.

  • Wolfgang

    W południowej Styrii też mają nomenklaturę Erste Lage, do tego jeszcze Grosse Lage, ale to chyba w ramach innej organizacji.

    • Sławomir Hapak

      Wolfgang

      Zarówno Erste jak i Grosse Lagen w Styrii to część „prywatnego systemu apelacyjnego” tego regionu.
      Oficjalne prawo takich apelacji w tym regionie nie uznaje.
      Pomijam oczywisty fakt znany każdemu liberałowi, że prywatne jest zawsze lepsze od państwowego ;-)

      • Wojciech Bońkowski

        Sławomir Hapak

        Gwoli prawdy Erste Lagen stowarzyszenia Traditionsweinguter Osterreich o których pisze w powyższym tekście Iza Kamińska to też jest „prywatna” klasyfikacja tej organizacji. Nie ma ona sankcji prawnej. Tę ostatnią w Austrii ma tylko system Pradikat oraz system DAC.

        • Sławomir Hapak

          Wojciech Bońkowski

          Jak najbardziej. Obie organizacje (ta z południa i ta z północy) są poza systemem „oficjalnym”.

  • Greg

    Szanowni Państwo, wprawdzie nie jest to głos w dyskusji…….raczej info dla wielbicieli win znad Dunaju: do Piotra i Pawła rzucili rocznik 2014 Rieslinga i Gruenera z Domane Wachau, bierzcie siatki, skrzynki i do sklepu………