Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

François Villard Saint-Joseph Mairlant 2010

Komentarze
François Villard Saint Joseph Mairlant 2010
Prawdziwe syrah.

François Villard Saint-Joseph Mairlant 2010

Piszę tę notkę z Australii, gdzie od paru dni jestem na mocnej diecie shirazowej. Spróbowałem już chyba z dwustu win z tej odmiany, jedno bardziej eukaliptusowe od drugiego. I muszę powiedzieć, że zatęskniłem za… dobrym Syrah z Doliny Rodanu. Na przykład za niedawno próbowanym Saint-Joseph od François Villarda – nowego brylantu w katalogu DELiWINA. Bo Villard to jeden z najsłynniejszych winiarzy Francji, twórca okrzyczanych syrah z apelacji Côte-Rôtie (oraz białych Viognier z AOC Condrieu). Saint-Joseph stoi niżej w hierarchii prestiżu, ale winomani wiedzą, że od dekady jest to ulubiona apelacja tych, którzy lubią bardzo dobrze się napić, wydając o połowę mniej niż na Côte-Rôtie.
Saint-Joseph Mairlant z dość chłodnego rocznika 2010 to ideał syrah z północnego Rodanu z dwoma najbardziej charakterystycznymi nutami tego rodzaju wina: fiołków i świeżo mielonego pieprzu. Koncentracja owocu jest duża, ale cały czas czuje się mocne nuty ziemiste i pieprzne – jeśli macie w domu karafkę lub choćby duży dzbanek do wody, warto wino zdekantować (z rodańskim syrah należy to robić rutynowo). Malinowo-pieprzny posmak Mairlant ciągnie się bardzo długo. Szlachetność i głębia – takie syrah chętnie piłbym codziennie. Niestety kosztuje 147 zł, więc na razie tylko od święta. Do nabycia w sklepie internetowym DELiWINA.

Źródło wina: nadesłane do degustacji przez importera.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Krzysztof Otrębski

    To będzie chyba nowy szczyt bezczelnośći pojechać do Australii kosztować 200 shirazów i stwierdzić że najlepszy jaki piłem to to te z dolny Rodanu od Francois Villarda;)

  • Marcin Aleksander

    Oczywiście, że od święta, bo marże w tym sklepie są faszystowskie. To wino kosztuje +/- 20 euro, u nas drugie tyle. DELiWINA radzę omijać szerokim łukiem.

    • Sławomir Hapak

      Marcin Aleksander

      Być może kosztuje 20€ – na wyprzedaży…
      W normalnych warunkach należałoby porównać cenę polską z ceną z jakiegoś innego rynku niż rodzimy. Na przykład z brytyjskiego.
      W BB&R cena tego wina (ten sam rocznik) wynosi 27.
      27 funtów, nie euro…

      Zatem nie wygląda na to, by było to jakoś skandalicznie wymarżowane wino, wręcz przeciwnie…

      • Marcin Aleksander

        Sławomir Hapak

        Rzeczywiście, czyli jakieś 92 zł, 147 to wyjątkowa cienizna cenowa… Nie wiem, co Pan sugeruje, ale jest kilku importerów o mniej rażących różnicach w cenach i to na nich warto zwracać uwagę, by potem nie było pojękiwania, że wina mało u nas ludziska piją.

        • Marcin Aleksander

          Marcin Aleksander

          Aaa, zwróciłem uwagę na BB&R cenę w wine-searcher (pewnie przy 6 butelkach), w sklepie na stronie rzeczywiście 27, co daje cenę zbliżoną, ale to o niczym nie świadczy z wiadomych względów.

          • Sławomir Hapak

            Marcin Aleksander

            To znaczy z jakich względów?

            Zechciałby Pan uświadomić naród?

          • Marcin Aleksander

            Sławomir Hapak

            Owszem, można cieszyć się i podskakiwać z radości, że cena tego wina jest prawie taka jak w GB, podskakiwalibyśmy wyżej, gdyby była niższa, no nie jest, ale i tak jest zaj… Oczywiste względy to takie, że jest to GB z całym bagażem finansowym, który nijak się ma do nas (tu już Pan sobie dopowie bez problemu).
            Nie wiem natomiast dlaczego nie miałbym porównywać ceny naszej do ceny z kraju pochodzenia? Moim zdaniem zawsze należy tak robić i nie ma żadnych argumentów, by porównywać do rynku brytyjskiego, gdzie i tak w wielu przypadkach jest taniej – mówiąc zupełnie na marginesie. Innymi słowy akceptowalna cena za tę butelkę to 100-110 zł.
            Innym importerom udaje się zachować normalniejsze proporcje – porównując ceny do tych z kraju pochodzenia! Można też nawsadzać mi, „żem gupek” do kwadratu, ale to ja kupuję i ja płacę ,wiem, wiem, sprzedawca ma zawsze rację…

          • Wojciech Bońkowski

            Marcin Aleksander

            Drogi Marcinie Aleksandrze,

            cena omawianego Mairlant w Polsce wynosi:

            1,19 zł akcyza, 27,49 zł VAT czyli cena netto jaką uzyskuje importer DELiWINA w sprzedaży detalicznej to 118,32 zł.

            W Anglii: £2,51 akcyza, £4,41 VAT czyli cena netto to £19,95. Według obecnego kursu to 100,35 zł czyli niecałe 18% mniej niż w Polsce. Wydaje mi się to doprawdy niewielką różnicą zważywszy, że w Anglii sprzedaje się 10 razy więcej wina niż w Polsce (ok. 4 mld £) i z całą pewnością Berry Bros. kupuje to wino taniej od producenta niż DELiWINA.

          • Marcin Aleksander

            Wojciech Bońkowski

            Panie Wojtku,

            zdaje sobie z tego sprawę… Problem jest szerszy. Może zatem nie nadaje się na importera ktoś, kto nie potrafi wynegocjować dobrych cen (to zdaje się jest Francuz?). Może winien zmienić profesję, może… powinien poszukać mniejszych, a dobrych producentów i nie porywać się na wielkie nazwiska? One są gwarantem jakości, to fakt, ale potem powstaje Pewex a nie uczciwy sklep z winem. Nie wiem… wiem natomiast, że nie akceptuję tych cen, a jestem skłonny wydać na butelkę do 200 zł (to moja granica). I dla podobnych oszołomów oferta jest niewielka… Bo wina po 200 kosztują po 100, wina po 100, są po 50. Odwracam się plecami i kupuję głównie za granicą (przy różnych okazjach wypycham bagażnik). I kto ma napędzać ten rynek? Proszę, Panie Wojtku, zwrócić uwagę na sylwetki „ludzi wina”, które prezentujecie. Kto z nich kupuje wina? Prawie nikt…a jak już to jakieś takie codzienne, do sosu. Niektórzy w ogóle ni piją ;). To kto ma kupić tego Józefa?

          • Piotr Pietras

            Marcin Aleksander

            Panie Marcinie,

            Wyczuwam tu bardziej niechęć do samego importera niż do ceny tego konkretnego wina.”Żeby tylko się przyczepić”. Wiele win w Polsce (u różnych importerów) zestawionych z tymi samymi w UK wypada cenowo podobnie. Więc jeżeli istnieje problem, to dotyka on wszystkich importerów, a Deliwina wg mnie mają zdecydowanie jedną z najlepszych ofert win francuskich w PL, a ich ceny NIE SĄ WYGÓROWANE wobec oferowanych etykiet.

          • Marcin Aleksander

            Piotr Pietras

            Panie Piotrze,

            słabo Pan wyczuwa. Dyskusja jest o tym winie, ale napisałem też przy innym Villardzie (druga etykieta Cote-Rotie opisana przez Pana Wojtka), akurat te wina sprowadza DELiWINA. Jeszcze raz napiszę; nie interesują mnie ceny w GB, ja zestawiam z cenami z kraju pochodzenia, inni importerzy wypadają lepiej, i tyle.
            Kończąc dyskusję; jeśli ktoś uważa, że cena za to wino jest bardzo dobra to ok, jego sprawa. Ja tak nie uważam i o tym napisałem. Gdyby to był inny importer napisałbym to samo. I nie ma co wywąchiwać teorii spiskowych ;).

          • Marcin Aleksander

            Piotr Pietras

            Może zbyt ostro napisałem w pierwszym poście i stąd takie „wyczuwanie”, ale czasami, najzwyczajniej, trafia mnie nerw, bo człowiek chciałby posmakować. Cóż, pozostaje mi otworzyć ten sam rocznik od „detektywa” Colombo, też święty Józef, ale połowa ceny Villarda, czy połowa smaku, nie sprawdzę…

          • Wojciech Bońkowski

            Marcin Aleksander

            Drogi Panie Marcinie, jak najbardziej ma Pan prawo do własnej opinii, „nieakceptowania cen” i do kupowania gdzie się żywnie Panu podoba. Jednak jeśli o sklepie z cenami o 18% droższymi niż w Londynie pisze Pan że to „Pewex a nie uczciwy sklep z winami” a właściciela wzywa do zmiany profesji… to nie brzmi Pan poważnie. Widać że nie negocjował Pan nigdy zakupu wina z pozycji rynku gdzie pije się 3,5 litra na mieszkańca. Podobni buja Pan w obłokach pisząc że „prawie nikt nie kupuje wina”… DELiWINA działający od trzech lat na rynku rozwija się bodaj najdynamiczniej na rynku. Życie więc negatywnie weryfikuje Pańskie osobiste opinie.

            A porównując wszystkie ceny wina do kraju produkcji raczej nigdy nie doczeka się Pan takich samych cen w Polsce, bo to jest po prostu nierealne, zarówno z uwagi na wielkość rynku w Polsce jak i wyższy niż gdzie indziej VAT, no i logistyka też kosztuje. Niech Pan porówna ceny w Berry Bros. do cen w kraju produkcji i potem zawoła bojowo na jakimś angielskim forum o winach „nie akceptuję tych cen”, ciekaw jestem co Panu odpowiedzą. Pozdrawiam!

          • Marcin Aleksander

            Wojciech Bońkowski

            Szanowny Panie Wojtku,

            mój głos o piciu wina pojawił się w kontekście Pana ostatniego artykułu. Całe 13% odliczając amatorów „owocowego”, w sumie to i tak sporo jak na kraj o innej tradycji picia. Może zatem nie ma co narzekać, bo jest bardzo dobrze. Może… Na pewno Pan zauważył, że nie oczekuję cen takich jak w kraju pochodzenia (proszę nie manipulować, bo nie przystoi to Pańskiej inteligencji), ale oczekuję innych proporcji, które są jednak osiągalne. Irytuje mnie sytuacja, kiedy muszę płacić x2, x3 albo i lepiej (na szczęście to już rzadkość). Taka irytacja to normalny odruch konsumenta, dodam tylko, że nie wszędzie są takie różnice (pomijając branżę winiarską, w innych bywa znacznie rozsądniej z cenami), nie u każdego importera. Zdaje sobie sprawę, że część importerów daje sobie radę, zapełniają jakąś niszę, gdzie często cena odgrywa prestiżową rolę (i dobrze, tacy też są bardzo potrzebni). Bardziej świadomy klient będzie bardziej wybredny, częściej będzie zwracał uwagę na wartość butelki we wszystkich jej aspektach (kraj, apelacja, producent, ceny itp.). I taki klient rzadziej jest motorem „dynamiki rozwoju”, częściej kupi „en primeur” (jak choćby Pan), rozejrzy się za okazjami za granicą itd. Częściej kupi coś w dyskoncie, w Leclercu, bo cena, a wino warte tej ceny… Takich osób jest więcej, co pokazują różne komentarze, wypowiedzi w necie, kupują dużo wina, często też drogiego, ale najczęściej poza krajem, i poza różnymi fachowcami od importu.

            Wracając do przykładu brytyjskiego; na pewno płacą mniejszy czynsz?, mniej pracownikom? itd. Było już o tym nie raz, wpływu na to nie mamy. Ale tez płacą mniej za butelkę francuzowi. Dlaczego? Nie wiem, może po prostu nie przywożą wina w reklamówkach i innych siateczkach po trzy sztuki? Pewnie nie, biorą więcej i mogą negocjować ceny, bo są poważnym partnerem, bo ten przywoływany to duży sklep, a nie sklepik z trzema butelkami z Burgundii, pięcioma z Bordeaux i dwiema z Piemontu. Ot taka różnica. Dlaczego nie mogą powstać u nas duże sklepy z winem, z potężną ofertą porównywalną do dużych sklepów europejskich? Nie wiem, może mogą… Jakaś konsolidacja sił by się przydała, nie monopol, w żadnym wypadku, ale działanie na większą skalę. Szczególnie nasz rynek tego potrzebuje…
            I jeszcze jedno. Czemu mamy porównywać ceny do cen brytyjskich? Może lepiej do cen np. z Singapuru, może wtedy wypadniemy jeszcze lepiej i procent różnicy będzie na plus dla nas?
            Oczywiście jest w tym wszystkim destrukcyjna łapa polskich rządów, fiskusa itd. To na pewno tłamsi rynek i wpływa negatywnie na ceny, ale też często staje się zasłoną dymną przed wysoką marżą. Bo każdy importer ma tak samo pod górkę, ale nie każdy… itd.

            Jest jeszcze jeden kontekst tej dyskusji, który stawia mnie, jako dyskutanta-konsumenta, w nieco innej pozycji. Kto bierze udział w tej dyskusji…?(celowo piszę eliptycznie) Niezręcznie mi to przypominać, nie chcę też tego faktu przekuwać w oręż do walki, jednak w jakiś nieuchronny sposób ciąży to nad całą dyskusją.

            Reasumując: nie znam się, jestem pieniaczem, rynek ma się dobrze, importerzy dużo sprzedają, dynamicznie się rozwijają, mamy prawie takie ceny jak w GB itd. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej. Oby…
            Niestety, obaj w tej dyskusji chowamy się za argumentami cienkimi jak wykałaczka. Miejmy tego świadomość.

            Istotnie, niepotrzebnie się odezwałem, niesłusznie oskarżając importera (wpis można usunąć). Jak mi się nie podoba, to wara i nie kupować. Jest w tym poniekąd wiele racji, rozumiem (biorąc w nawias szczyptę ironii).

            Tak poza wszystkim, to robi Pan wiele dobrego dla propagowania wina, i kibicuję Panu już od dawna, życząc niezmiennie wszystkiego najlepszego.

          • Sławomir Hapak

            Marcin Aleksander

            Szanowny Panie!
            Kimkolwiek są ludzie biorący udział w tej dyskusji, to nie są kosmitami. I potrafią przeliczyć poprawnie 27 funtów na złote. Co Panu najwyraźniej się nie udało.
            I na tej podstawie wyciąga Pan jakieś wnioski o importerze?
            Żenada…
            Jeśli dla Pana cena akceptowalna za to wino to 100-110 złotych, to oderwał się Pan nieco od europejskiej rzeczywistości.
            By zmierzać do puenty: To jakich proporcji Pan oczekuje? Oczekuje Pan, że będzie Pan płacił za produkt taniej niż Brytyjczyk czy Norweg? A niby dlaczego? I kto Pańskim zdaniem ma dofinansować ową różnicę w cenach: winiarz, importer czy Caritas?

          • Marcin Aleksander

            Sławomir Hapak

            Szanowny Panie,

            owszem, popełniłem pomyłkę, bo spojrzałem na cenę przeliczoną na stronie
            wine-searcher, do czego zresztą się przyznałem, a co jednak umknęło Pańskiej
            przenikliwej spostrzegawczości.

            Może oderwałem się od rzeczywistości, jednak Europa jest mała, dostępna, działa poczta, firmy kurierskie, samoloty latają, są autostrady itp.

            Napiszę to jeszcze raz; da się w Polsce kupić wina, które zachowują lepsze proporcje między ceną kraju pochodzenia, a ceną u nas. To nie jest Heidegger, to prosta konstrukcja do zrozumienia.

            Założyłem już krawat i się nie awanturuję.

            Ja niczego nie oczekuję, bo ja płacę tam gdzie uważam za stosowne, to raczej Ci, co chcą rozbudować rynek winiarski w Polsce czegoś oczekują. Oby nie Godota.

            Przyznałem też, że przesadziłem z oceną negatywną importera, a że kupuję sporo
            to się czasami człek żachnie na cenę, nie ja pierwszy i nie ostatni.

          • Waldemar Śliwka

            Marcin Aleksander

            Dlatego nie mogą powstać bo nie ma to po prostu rynku. Polski rynek win gronowych (bez jaboli) to maks 300mln euro obrotu rocznie, Rynek niemiecki to 16mld euro obrotu, Około 50 razy mniejszy – żeby sobie ten polski rynek rósł i w tempie nawet 100% rocznie to miną dekady zanim zacznie być istotnym rynkiem winiarskim w Europie – pomijając już świat który pędzi do przodu i Europę ma gdzieś. Proszę nie fantazjować, że ktokolwiek poważnie zainteresuje się polskim rynkiem i jeszcze za pańskiego życia takim się stanie – takie eksperymenty jakie prowadzi Lidl czy Biedronka które trzęsą rynkiem w Polsce budzą jedynie uśmiech politowania na Zachodzie.

  • Witol

    Też się chciałem zabawić w porównywacza cen, ale nie mogę – strona Deliwina padła. Jest napis „Zapraszamy wkrótce” i to wszystko. A chciałem sprawdzić ceny sąsiednich roczników, bo w niemieckich sklepach nie mogę znaleźć 2010. A sąsiednie stoją po ok. 20 EUR.

  • Guillaume Deliancourt

    Moja strona internetowa będzie wkrótce.

    Jeśli potrzebujesz informacji o cenach detalicznych od mnie, możesz napisz do mnie na stronie internetowej sugerują lub znaleźć tutaj: http://www.scribd.com/doc/146656025/DELiWINA-Cennik-Detaliczny-2013

    Wkrótce zostanie zaktualizowany, ponieważ mam dużo sprzedaży tego wina, a ja szczególnie wysłane rocznik 2007 dla jednego klienta.

    Guillaume