Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Jechać do Indii

Komentarze

Jean-François Coche-Dury i jego syn Raphaël, legendarni producenci burgundzcy, opowiadają w najnowszym wywiadzie, że gdyby ceny burgundzkich winnic były równie wysokie w latach 1970. jak dzisiaj, ich posiadłość nigdy by nie powstała, gdyż ojciec Jean-François nie mógłby pozwolić sobie na zakup jednej choćby parceli. Nie powstałaby posiadłość Coche-Dury, nie powstałyby legendarne corton-charlemagne i inne tutejsze wina. Przy dzisiejszych cenach ziemi w Burgundii na ich zakup pozwolić sobie mogą tylko, jak mówią Coche-Dury, „wielkie struktury”, dla których „jakość win nie jest najwyższą troską ani obsesją”. Coraz więcej małych rodzinnych posiadłości pada łupem wielkich marek i jakość win – mówią Coche-Dury – spada; następuje „równanie do dołu”. Co prawda podejmuje się w Burgundii starania, by wpisać tutejsze winnice na listę światowego dziedzictwa UNESCO, lecz zapomina się, że powoli zbliża się dzień, gdy w takim Meursault pozostanie paru ledwie producentów.

Jean-François Coche-Dury Meursault Les Chevalières
Dotknąć legendy.

Coche-Dury słyną z nieprawdopodobnie troskliwej winifikacji i przede wszystkim z fantastycznej umiejętności dobierania odpowiednich beczek do innej z rocznika na rocznik materii wina. Mówią szczerze: „W winnicy inni winiarze pracują równie dobrze jak my, albo i lepiej. Ale naszej drobiazgowości w piwnicy raczej nikt nie dorówna”. Sprzedają swoje wina poniżej 100 €, na aukcjach te same butelki chodzą po 2000. Część wolnego czasu spędzają na tropieniu cwaniaczków, którzy są na krótkiej liście klientów po to tylko, by móc spekulować ich winami, albo gości, których przyjmują w posiadłości i którzy są tak uroczy, ciekawi i wymowni, że trudno odmówić im sprzedaży paru butelek, lądujących jeszcze tego samego wieczora w internecie z odpowiednią ceną wywoławczą. Coche-Dury nie umieją sobie z tym poradzić, załamują ręce.

Mógłbym sobie pomyśleć: a co mnie to w ogóle, do licha, obchodzi, te wielkie struktury i ich zabór Burgundii, i tak się tych win nie napiję ani ich nie zdobędę. Ale przypomina mi się wówczas Montaigne, który pisał: do Indii się nie wybieram, ale gdyby ktoś zakazał mi tam jechać, czułbym, jak tracę wolność i grunt pod nogami.

Któregoś dnia utracimy wolność, marki wykupią nam wszystko.

Jean-François Coche-Dury
Jean-François Coche-Dury. © Idealwine.net.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sławomir Hapak

    Smutny obraz Pan kreśli, ale trochę jednostronny.
    Wszak gdy dochodzi już do „wrogiego przejęcia przez koncern”, to ktoś te winnice dobrowolnie sprzedaje… inaczej nie byłoby transakcji…
    Widocznie Burgundczycy to tacy sami ludzie jak i wszyscy inni, i gdy widzą cyfrę i potem rządek zer na od ręki wypisanym czeku…

    • Marek Bienczyk

      Sławomir Hapak

       Właśnie o tym mowie. Na euro wyłożone na stół nie ma mocnych. W dodatku burgundczycy rozmnażają się licznie, a że rodzeństwa są po szekspirowsku najczęściej skłócone, posiadłości dzielą się i tym łatwiejszym mogą stać się łupem dla szakali. 

    • pawelB

      Sławomir Hapak

      O ile się orientuję termin „wrogiego przejęcia” wyklucza dobrowolność sprzedaży, tak to działa na (choć pewien nie jestem) giełdzie, być może w przypadku winnic jest inaczej, może rozparcelowanie tez działa albo sprzedaż aukcyjna – na niekorzyść drobnych właścicieli. Znak czasów, bogaci mają więcej ale nadal to za mało. A na euro jest tylko jeden mocny – petrodolar :)

      • Wojciech Bońkowski

        pawelB

        Wrogie przejęcie winnicy może nastąpić np. w typowej sytuacji, gdy domaine należ do kilkunastu członków rodziny, jeden z nich zarządza posiadłością i robi wino, a pozostali bez uzgodnienia sprzedają temu kto da więcej. Tak się stało np. z Château d’Yquem.

  • Kindofpaul

    W jednym z pierwszych tekstów, które ukazały się na WI, podjąłem rozmowę
    z Panem Maćkiem Gontarzem na temat, który miał podobne do wskazanego w
    Pańskim tekście tło. Mowa w nim była o parowaniu wina z jedzeniem;
    wyrażałem wątpliwości czy wobec, jak Pan przywołał ” równania w dół” będzie w przyszłości jeszcze o czym pisać?

    Pozwolę sobie przywołać fragment tamtej dyskusji, gdyż wtedy nie
    zatoczyła ona zbyt szerokich kręgów, a jak napisałem, Pana aktualny
    tekst podejmuje w zasadzie ten sam problem:

    „Zastanawia mnie kontekst umiędzynarodowienia stylów wina – mówi się
    szeroko o parkeryzacji, szerokiej unifikacji, ciepłej zupie, itd..Skoro
    wina zmierzają do określonych okręgów stylistycznych, do bycia
    terroistycznym no name, możemy dojść do takiej sytuacji, że do dania
    będziemy mieli w zasadzie to samo wino(biorąc pod uwagę koncentrację,
    owocowość, taniny…). Może owa umiejętność – łączenie wina z potrawami –
    to mamut skazany na wyginięcie? nawet jeśli to zbyt daleko idące
    czarnowidztwo, to w odniesieniu do win bazowych, sytuacji codziennych,
    tak to może wyglądać – co z tego, że możesz gdzieś tam zdobyć i mieć
    dobrej jakości t-shirt, jeśli zalewa Cię morze tanich szmat i większość w
    nie się przyozdabia. To się również dosyć ładnie wpisuje w ogólną
    tendencję do „nie myślenia”, do skrótów, nie obciążania zmysłów
    niepotrzebnym myśleniem… Czy nie grozi nam dojście do takiej sytuacji,
    że na tego typu ekstrawagancje – poruszanie zmysłów, osiąganie harmonii
    – będziemy musieli wydać spore pieniądze, bo tylko drogie butelki, choć
    też pewnie nie wszystkie, będą dawały nam namiastkę niuansu, z którym
    parowanie posiłku może być ciekawą przygodą? ”

    link do dyskusji sprzed około miesiąca:

    https://winicjatywa.pl/2012/02/03/o-winach-ktorych-nie-bylo/

    pozdrawiam
     

  • Kindofpaul

    W jednym z pierwszych tekstów, które ukazały się na WI, podjąłem rozmowę
    z Panem Maćkiem Gontarzem na temat, który miał podobne do wskazanego w
    Pańskim tekście tło. Mowa w nim była o parowaniu wina z jedzeniem;
    wyrażałem wątpliwości czy wobec, jak Pan przywołał ” równania w dół” będzie w przyszłości jeszcze o czym pisać?

    Pozwolę sobie przywołać fragment tamtej dyskusji, gdyż wtedy nie
    zatoczyła ona zbyt szerokich kręgów, a jak napisałem, Pana aktualny
    tekst podejmuje w zasadzie ten sam problem:

    „Zastanawia mnie kontekst umiędzynarodowienia stylów wina – mówi się
    szeroko o parkeryzacji, szerokiej unifikacji, ciepłej zupie, itd..Skoro
    wina zmierzają do określonych okręgów stylistycznych, do bycia
    terroistycznym no name, możemy dojść do takiej sytuacji, że do dania
    będziemy mieli w zasadzie to samo wino(biorąc pod uwagę koncentrację,
    owocowość, taniny…). Może owa umiejętność – łączenie wina z potrawami –
    to mamut skazany na wyginięcie? nawet jeśli to zbyt daleko idące
    czarnowidztwo, to w odniesieniu do win bazowych, sytuacji codziennych,
    tak to może wyglądać – co z tego, że możesz gdzieś tam zdobyć i mieć
    dobrej jakości t-shirt, jeśli zalewa Cię morze tanich szmat i większość w
    nie się przyozdabia. To się również dosyć ładnie wpisuje w ogólną
    tendencję do „nie myślenia”, do skrótów, nie obciążania zmysłów
    niepotrzebnym myśleniem… Czy nie grozi nam dojście do takiej sytuacji,
    że na tego typu ekstrawagancje – poruszanie zmysłów, osiąganie harmonii
    – będziemy musieli wydać spore pieniądze, bo tylko drogie butelki, choć
    też pewnie nie wszystkie, będą dawały nam namiastkę niuansu, z którym
    parowanie posiłku może być ciekawą przygodą? ”

    link do dyskusji sprzed około miesiąca:

    https://winicjatywa.pl/2012/02/03/o-winach-ktorych-nie-bylo/

    pozdrawiam
     

  • Luk Kullnaame

    A dla mnie smutniejsze od tych wspomnianych spekulacji i cen winnic jest zdanie „i tak się tych win nie napiję ani ich nie zdobędę”. Ja jeszcze miesiąc temu nie sądziłem że napiję się takiego Meursault Charmes od Comte-Lafon a tu voila, kilka dni temu była degustacja, producent był obecny i człowiek mógł to poznać. Wolę żyć w przekonaniu, że w końcu wiele z tych najbardziej „chcianych” butelek uda mi się spróbować, nieważne czy na degustacji czy poprzez własny zakup i mam tu na myśli wszystko, łącznie z Jayerem, Leroy i DRC :))

    Aa, a wywiad z obydwoma panami-wrogami stalowej kadzi, czytałem. Miło znaleźć na winicjatywie taki odnośnik:)

    • Anonim

      Luk Kullnaame

       Za każdym razem, gdy pojawia się taki właśnie tekst, mówiący o
      „równaniu w dół”  wpadam w panikę z jednej i zazdrość z drugiej strony. W panikę, bo nagle pojawia się głos potwierdzający podskórnie wyczuwane tendencję – równania w dół, unifikacji już nie tylko tak wielu elementów otoczenia, ale też i tego najważniejszego dla mnie „sacrum” . Myślę sobie wtedy, że muszę się spieszyć – napić się tego i tamtego wina. Bo zaraz nie będzie, bo zaraz wszystko smakować będzie jednolicie i nie będę miał okazji zmierzyć się z tym wszystkim, co rozbudza wyobraźnię smaków…Z drugiej strony zazdroszczę tym wszystkim winopijcom, co już doświadczyli, tego spróbowali, dali się uwieźć, poderwać do tańca, bujania na morzu, siedzenia na ławce w lasku sosnowym…Zazdroszczę, że mieli na języku coś, czego być może nie będzie dane spróbować, się nie zdąży…To jak z Molierem, by nie sięgać daleko – do wczorajszego teatru telewizji. Już się tak pięknie nie pisze, choć zostało na papierze, można się tym jeszcze cieszyć. Cieszyć tym, że tak kiedyś lirycznie było.  Po tych wielkich winach, do których się wzdycha zapewne też zostaną opisy zachwytów…tyle, że w tej sytuacji, gdy o smak w ustach zapach w nosie idzie, to niestety nie wystarczy…niedosyt przemijania, przekleństwo równania…

      Pocieszać się można, ze i tak portfela grubość nie wystarczającą by była, ale panika, że od tego „równanie w dół” się zacznie pozostaje…