Postanowiłem stworzyć ten wątek gdyż niestety ostatnio Winicjatywa całkowicie zrezygnowała z relacji z imprez winiarskich czy też szerszych przekrojowych artykułów skupiając się na recenzjach poszczególnych butelek.
Redakcja milczy nawet na temat własnego wydarzenia zorganizowanego w listopadzie ubiegłego roku, a będącego w opinii wielu (w tym mojej) jednego z najważniejszych w ubiegłym roku (a może i w ostatnich latach?) – Dnia Tokaju w Warszawie 2017. Obawiam się, że już nigdy nie doczekam się tej relacji. :-(
Obawiam się, że podobnie może być i z degustacją win australijskich z wczorajszego dnia, mimo że Winicjatywa była partnerem medialnym.
Moje doświadczenie z winami australijskimi jest praktycznie zerowe i ogranicza się do wypitej 1 (słownie: jednej ;-)) butelki. Tym bardziej byłem ciekaw tej degustacji. Przygotowałem się teoretycznie, moją wyobraźnię rozpalały znakomite rieslingi z Eden i Clare Walley. Pełen entuzjazmu i dobrych chęci udałem się na ulicę Szpitalną w Warszawie i…
No cóż to nie była degustacja moich marzeń.
Spróbowałem prawie wszystkie białe wina jakie ostały się do części otwartej rozpoczynającej się o godzinie siedemnastej. Wiele z nich zwłaszcza chardonnay było zabitych sztuczną kokosową beczką. Kila blendów semillon – sauvignon blanc było perfekcyjnie nijakie i poza etykietami nie różniły się niczym (nie zdziwiłbym się gdyby pochodziły z tej samej fabryki?). Jedno z kilku spróbowanych win musujących miało smak oranżady z dużym dodatkiem sztucznego dwutlenku węgla (a było ponoć robione metodą tradycyjną?) itd, itd.
Wreszcie – shiraz
Właściwie nie pijam w ogóle czerwonych winach, ale shiraz! gwiazda Australii! Pomyślałem, że może po generalnym rozczarowaniu białymi winami on uratuje degustację. Spróbowałem kilku win i… takiego zagęszczenia pełnego słodyczy pluszowego pluszu pozbawionego zupełnie kwasowości i charakteru chyba nigdy nie miałem w ustach. Dla kogoś wychowanego na środkowoeuropejskiej strzelistej kwasowości – rzecz zupełnie nie do zaakceptowania.
Wśród tych wielu zupełnie nie zachwycających win, o dziwo chyba najlepsze wrażenie zrobił na mnie zupełnie pozbawiony koloru, zapachu, smaku i ciała: Langmeil Wattle Brae Riesling 2017, w swej nijakości wino na swój sposób szczere i bezpośrednie.
Mam zbyt dużo doświadzcenia, żeby na podstawie kilkunastu spróbowanych win wyciągać generalne wnioski. Wierzę, że w Australii powstają wspaniałe wina które mogą mnie zachwycić. Tym razem ich niestety zabrakło. Wierzę, że następnym razem Australia zaprezentuje to co ma najlepsze, a nie tylko to co najbardziej chce sprzedać.
Moja Żona która bardzo lubi wino i zawsze towarzyszy mi w naszych winnych wędrówkach i poszukiwaniach, a która ma bardziej swobodny i mniej analityczny stosunek do wina podsumowała wczorajszą degustację następująco (z czym się całkowicie zgadzam): poprawnie zrobione, aczkolwiek zupełnie przeciętne wina – nic więcej.
Oczekiwaliśmy nieco więcej.
To nie była degustacja dla kogoś dla kogo Środkowa Europa i jej wina to jego heimat (a ponoć tak wielu emigrantów z Niemiec robi w Australii wina ;-)).
Ps. Najlepszym wypitym przeze mnie winem w dniu wczorajszym był Budaházy Fekete Kúria Christmann Hárslevelű 2015 który towarzyszył mi przy obiedzie w nieodległej restauracji Borpince. Jego delikatny cukier resztkowy genialnie wręcz zagrał z Parfait z wątróbki gęsiej z grzanką i galaretką z wina.