Austria tańcząca z bąblami
Austria jest coraz bardziej sexy. Nie tylko robi napięte, świetne wina spokojne (bez bąbelków), ale okazuje się, że wymiata również w musiakach. Pokazała to degustacja czterech najlepszych producentów sektów z Kamptal. Schloss Gobelsburg, Bründlmayer, Jurtschitsch i Loimer – oto austriacka czołówka drugiej fermentacji w butelce.
Taki kraj, jak Austria – niemający bąbelków wpisanych w historię, nieposiadający samosprzedającego się prosecco czy cavy – nie może iść na skróty. Zatem winiarze cierpliwie trzymają swoje wina na osadzie latami, dopieszczają je w piwniczkach, ugładzają, układają tak długo, aż efekt końcowy wciska w fotel.
Zaczynam degustację od prostego Schloss Gobelsburg Brut Reserve „non vintage” – 3 lata na osadzie, 6 g cukru, pinot noir, riesling i grüner. Najniższa etykieta, prostszej już nie ma, a mocy co niemiara. Pachnie skórką razowego chleba i prażonym ryżem. Usta pełne są jednak świeżego owocu z odrobiną pikantności i ożywczą goryczą migdałów.
Gobelsburg Extra Brut 2004 to wino, które swoją premierę ma właśnie teraz. Dowód na to, że wino może być jak dzieło sztuki. Wystawione w muzeum wisiałoby za grubą szybą i przyciągałoby tłumy. W tym przypadku sztuki możemy dotknąć, polizać, poczuć, na chwilę stopić się z nią w jedno. Mówiłam, że degustacja austriackich musiaków jest sexy, prawda? Extra Brut 2004 rozleniwia jak niedzielne popołudnie w łóżku. Jest piękne, miękkie, niezwykle zgrabne. I ta kwasowość, powracająca jak echo, nie dająca o sobie zapomnieć przez długie minuty. W ustach, obok owoców, kwiaty, słodycz dojrzałych winogron oraz cudowna, hedonistyczna rześkość i kwasowość ogórecznika.
Rocznik 2001 jest wspaniały, dojrzały, choć trudniejszy. W nosie mleko z karmelem, prażone migdały z cukrem. Usta słone z nutą karmelowej słodyczy, palone masło, maślany popcorn, crème brûlée z rozmarynem. Jest jedwabiste, kwasowe, pozbawione słodyczy obecnej w 2004. Klasa.
U Bründlmayera prym wiedzie nos. Zarówno w pięknym, kwasowo-goryczkowym Extra Brut NV, gdzie zapach gruszek i malin przeplata się z nutą orzechów ziemnych, jak i w pięknym, słonym Rosé NV (pinot noir, zweigelt i st. laurent) o bardzo winnym aromacie czarnej porzeczki.
Kiedy pisałam, że u Austriaków nie ma półśrodków, byłam śmiertelnie poważna. Brut Nature Méthode Jurtschitsch 2009 – oto mamy do czynienia ze stuprocentowym grünerem, który spędził 6 lat na osadzie! Jest niepokorny, niełatwy, kawał wapiennego twardziela o wyśrubowanej kwasowości. W ustach zielone banany, pędy sosny i skórka limonki. Mocny musiak zdecydowanie do jedzenia.
Do producentów bąbli dołączył właśnie dla mnie absolutnie niezwykły Fred Loimer. Kilka tygodni temu zabutelkował swoje pierwsze Rosé – mieszanka zweigelta i pinot noir. Ładny, zwarty róż o zapachu czereśni i dojrzałych rajskich jabłek. W ustach pikantne, nieco pomidorowe i jeżynowe, bardzo winne. O tym winie słyszałam dwa lata temu, podczas mojej ostatniej wizyty u Loimera. Dziś, wreszcie gotowe, degustowane w tak znamienitym towarzystwie, potwierdziło klasę winiarza i jest kolejnym dowodem na to, że cierpliwość i naturalność jest sexy.
Do Austrii podróżowałam na zaproszenie miejscowych winiarzy.