Żona dla vinho verde
Wino i jedzenie. Zgrana płyta. Z jednej strony banał – wszystkie klasyczne wina europejskie przez stulecia wymyślano po to, by pasowały do miejscowego jedzenia. Chianti do świni, Rioja do jagnięcia, Santorini do dorady. I doprawdy nie trzeba być geniuszem, by do sera Valençay podać wino o nazwie Valençay.
Z drugiej strony wino i jedzenie to rozgotowana mamałyga narcystycznych bajań winopisarzy. Do pianki z trawy morskiej uformowanej w ciekłym azocie w heksaedr poszukuje się alkalicznego wina o odpowiednio intensywnym posmaku chlorofilu. Poszczególne roczniki Rieslinga z czerwonego łupka harmonizuje się z różnym czasem pieczenia gęsi w piecu (peccavi). Poszukiwanie mitycznego „accord parfait” (połączenia doskonałego) absorbuje degustatorów w takim stopniu, że zapominają, iż dla normalnego człowieka nie wynika z tego nic, a reportaże z takich warsztatów czyta się tak jak albumy o architekturze mauretańskiej – przy stoliku do kawy dla zabicia czasu w dłużącą się niedzielę.
Jako wyjście z tego labiryntu proponuję prostotę. Zjeść coś zwykłego i popić czymś prostym, naturalnie pasującym. Świnia z Chianti. Kapusta z Furmintem. Albo Vinho Verde z sardynką. Ten ostatni mariaż jest tak idealny, że na usta samo ciśnie się stwierdzenie „match made in heaven”. Słono-gorzko-tłusty smak grillowanej rybki w naturalny sposób zostaje podbity przez kwaskowaty, cytrusowy charakter wina. Samo Vinho Verde, które przecież generalnie jest winem cienkim i kwaśnym, zostaje przez sardynkę wywyższone na nowy smakowy poziom. Sama sardynka, której przecież nie da się zjeść tak dużo bez znudzenia, dzięki winu o wiele łatwej „wchodzi”.
Świeże grillowane sardynki zjecie m.in. w warszawskiej restauracji Portucale a do grillowania w domu kupicie np. w Smakach Portugalii via BioBazar. Okresowo pojawiają się także w Biedronce.
Testy z grillowaną sardynką i VInho Verde w Portucale przeprowadziłem na koszt własny.