Złota jesień w Tokaju
Nie mogąc doczekać się słynnej polskiej złotej jesieni, postanowiłem poszukać jej poza granicami kraju. A konkretnie w Tokaju. Dla większości Czytelników mój wybór nie był raczej zaskoczeniem, a jego dodatkowym powodem była kolejna edycja festiwalu Mindszent Havi Mulatság.
Choć odbywająca się w Bodrogkeresztúr impreza ma już długą, ośmioletnią, tradycję, sam po raz pierwszy dotarłem tam dopiero w zeszłym roku. Zakochałem się z miejsca (tutaj znajdziecie pełną relację) i od razu obiecałem sobie, że w tym roku powrócę. Było warto – w Tokaju jesień w pełnej krasie (słonecznie i bezdeszczowo, w ciągu dnia 16-19 stopni), co oczywiście sprzyjało odwiedzającym region, ale przede wszystkim bardzo cieszy samych winiarzy. Ci w większości są dużymi optymistami, mówi się, że dla win wytrawnych może być to rocznik porównywalny z fenomenalnym 2013. Czy podobnie będzie w przypadku aszú, oczywiście trudno jeszcze wyrokować – zbiory rozpoczną się pod koniec października, a przez ten czas w pogodzie wiele może się wydarzyć.
Na szczęście żaden pogodowy armagedon nie popsuł szyków festiwalowi, co jest o tyle istotne, że wiele z punktów jego programu odbywa się na świeżym powietrzu. Oprócz podwórek samych winiarni (ponownie ośmiu), gdzie można było spróbować win i posilić się przy zorganizowanych stoiskach gastronomicznych, goście festiwalu mogli uczestniczyć w śniadaniu (nazwanym zresztą literalnie „śniadaniem pod dębem”), próbując lokalnego pieczywa, warzyw, serów i wędlin. Można też było wziąć udział w koncercie jazzowym lub degustacji na zakotwiczonej na rzece Bodrog barce.
Na gości czekały trzy różne degustacje. Zeszłoroczna nowość – kolacja degustacyjna – weszła na stałe do programu i w ten sposób w piątkowy wieczór po raz drugi mieliśmy okazję próbować win od lokalnych producentów, tym razem w towarzystwie menu degustacyjnego, przygotowanego ponownie przez restaurację Sárga Borház. Wśród wytrawnych pozycji, zdecydowanie najbardziej podobało mi się połączenie mangalicy (i placuszków z cukinii) z Hárslevelű 2015 z winnicy Patricius (♥♥♥♡). Dobry, dojrzały owoc (brzoskwinia, gruszki), wyraźna mineralność i znakomita struktura – wino bez trudu poradziło sobie z wieprzowiną. Jest jeszcze lepsze niż w zeszłym roku, wciąż zachowuje dobry potencjał, a mowa przecież o podstawowej, choć już chwalonej przeze mnie, linii tego producenta. Zaś o tegorocznych, robiących równie duże wrażenie nowościach, już wkrótce w oddzielnym tekście. Importerem Patriciusa w Polsce jest Interwin/Wineteam.
Wśród deserów rewelacją okazało się – podane do tortu z marakują – wino z późnego zbioru, Late Harvest Pallas 2013 z winnicy Füleky, chwalone już przez nas w czasie zeszłorocznej degustacji na Złotej (♥♥♥♥). I wino, i tort opierają (czy raczej w przypadku tego drugiego – opierały) swoją strukturę na doskonałym balansie cukru i kwasowości, stąd też idealna współpraca między nimi na podniebieniu. A skoro już mowa o Füleky, apeluję raz jeszcze: to jeden z ostatnich momentów na zakup ich wytrawnego furminta, ze wspominanego już przeze mnie rocznika 2013 (♥♥♥♥). Pozostało już niewiele butelek, sam producent w materiałach zaczął określać to wino jako „reserve” i nie jest to zabieg marketingowy. Jego aromaty i struktura, z roku na rok robią coraz większe wrażenie… i cały czas nie powiedziały ostatniego słowa. Wielkie wino za naprawdę dobre pieniądze (zarówno na miejscu, jak i u polskiego importera – 13win).
Drugą z degustacji (i tym razem tegoroczną nowością) była ta z udziałem producentów skupionych w stowarzyszeniu Tokaji Bormívelők Társasága. Założone w 2006 roku, ma na celu ochronę i kontynuację ponad 300-letniego winiarskiego dziedzictwa regionu oraz tutejszego systemu apelacji (przypomnijmy: pierwszego w pełni skodyfikowanego na świeci). Swoje wybrane wina zaprezentowało 11 producentów, a że nie brakowało nowości, spokojnie mógłbym tylko temu wydarzeniu poświęcić oddzielny tekst. Do win będę jednak wracał, stąd teraz jedynie trzy najmocniejsze punkty.
O tym, że Stephanie Berecz niepodzielnie dzierży berło królowej hárslevelű, przekonywaliśmy nie raz. Jej władza pozostanie niezachwiana, o czym mógł przekonać świeżutki (2016) rocznik tej odmiany z parceli Lónyai (♥♥♥♥). Jeszcze bardzo młode (zresztą Stephanie otwierała przy mnie jedną z pierwszych butelek, sama nie kryjąc emocji – wino trafi do sprzedaży dopiero pod koniec roku), ale już dobrze prezentujące to, z czego tutejsze hárslevelű słyną: zwiewne aromaty młodych owoców, mineralność, świetną kwasowość, a nade wszystko niesamowitą elegancję – nie ma tu ani jednej fałszywej nuty, ani jednego dźwięku wybijającego się zanadto ponad inny. Oprócz tego wina, producent pokazał także inny debiut – pierwszy w historii winnicy, kupaż furminta (70%) i hárslevelű z parceli Váti. Tokaj Dry Váti-dűlő 2016 (♥♥♥♡) to wino o zdecydowanie wyraźniejszej strukturze od poprzednika, choć także z imponującą świeżością i lekko gorzkawym zakończeniem. Powstało tylko 370 butelek, wyłącznie magnum – dla podkreślenia debiutanckiego charakteru.
Właścicielka Tokaj Nobilis, a przy okazji główna organizatorka festiwalu, Sarolta Bárdos, zaprezentowała wina z parceli, która jest z kolei jej znakiem rozpoznawczym – Barakonyi. Cechą charakterystyczną zarówno jednoszczepowego Furminta jak i Hárslevelű (oba z rocznika 2016) jest zawsze umiejętne użycie beczki, która podbija strukturę, ale nie przesłania owocowych aromatów. Oba wina są świetne. W poprzednim roczniku wyżej stawiałem furminta, tym razem stawiam na Hárslevelű (♥♥♥♥) – z wyraźniejszą mineralnością i wyższą kwasowością. Importerem w Polsce jest Rafa-Wino.
W Tokaju właściwie nie ma momentu, by na widnokręgu winnic, nie pojawiała się nowa, obiecująca, która zaczyna świecić coraz jaśniejszym blaskiem. Taki scenariusz wróżę Winnicy Montium z mało znanej w Polsce, miejscowości Legyesbénye. To dzieło trzech przyjaciół – Krisztiána Miksztaia, Ferenca Ringera i Pétera Csorby – powstałe w 2012 roku. Aktualnie zajmujące niecałe 3 hektary, w dwóch parcelach: Barna i w Kozér. Panowie postawili sobie ambitne zadanie – bardzo ostra selekcja gron, naturalne drożdże i użycie do fermentacji i starzenia wyłącznie stalowych kadzi. W efekcie wina są ultrawytrawne, ultramineralne, a nuty słynnego mokrego kamienia zdecydowanie przeważają tu nad jakimkolwiek owocem. Ale są też bardzo eleganckie i stanowią wręcz wymarzonego partnera do wielu posiłków (panie i panowie sommelierzy, polecam!). W takiej właśnie stylistyce utrzymuje się Hárslevelű Kozér- dűlő 2015 (♥♥♥♡, 1 g cukru/ 7 g kwasu) powstający z zaledwie 0,2 ha całkowitej powierzchni, jaką zajmuje ta odmiana u producenta. Odrobinę bardziej przystępny jest furmint 2016 Barna- dűlő 2016, a to dzięki dobremu balansowi (g cukru / 6,5 g kwasu) ♥♥♥♥. Jego stylistyka przypomina mi trochę świetną, tegoroczną Doxę z winncy Ábrahám Pince w Erdőbényé.
Na koniec dobry przykład na to, że reklama czy marketing bywają zgubne, ale czasami ich brak sprawia, że prawdziwe okazje przechodzą nam koło nosa, lub nabieramy przekonania że mamy do czynienia z czymś podejrzanym. Zwłaszcza gdy produkt jest dodatkowo słabo opakowany. Idealnym przykładem tego zjawiska jest mieszcząca się w Bodrogkeresztúr Winnica Puklus. Założona jeszcze w 1974 roku przez Jánosa Puklusa, posiada 15 hektarów i aktualnie prowadzona jest przez jego dwóch synów. O tutejszych problemach słyszałem od innych winiarzy, którzy starają się im pomóc (w końcu wzajemne wsparcie w Tokaju to nic nowego), ale i bez tego widać je jak na dłoni. Trudno nie dostrzec trudności komunikacyjnych (nie chodzi tylko o brak znajomości języka, ale i generalną nieśmiałość), trącących myszką etykiet czy zdecydowanie nadmiernej liczby powstających tu win – na przedstawionej liście widniało 19 pozycji! Tymczasem wina z rocznika 2016 są super-świeże i bardzo smaczne. Wrażenie zrobiła zarówno wytrawne, soczyste Sárgamuskotály (♥♥♡), jak i utrzymane w lekkiej owocowo-kwiatowej stylistyce Hárslevelű (♥♥♡+). Powstaje tu też wytrawny Szamorodni (♥♥♥+), a chęć jego spróbowania skończyła się jednym z największych zaskoczeń tego wyjazdu – winiarz stwierdziwszy, że widniejący na liście rocznik 2011 się skończył, przekreślił tę datę i wpisał inną dostępną – 2002. Jest to wino doskonałe, zrobione w starym stylu, o charakterystycznych nutach utlenienia, orzechów i pieczonego jabłka. Cały czas w sprzedaży. Kosztuje na miejscu 23 zł, a kto nie uważa, że jest to cena absurdalnie wręcz niska, może zawsze sięgnąć po wymienione wyżej wina wytrawne – ich cena to…17,55 zł za butelkę. Niestety, z tego, co udało mi się dowiedzieć, stawki są właśnie efektem problemów sprzedażowych, a ich poziom nie gwarantuje producentowi jakiegokolwiek zysku, który mógłby przeznaczyć na kilka przynajmniej marketingowych usprawnień. I tak błędne koło się zamyka.
Na kolejnej edycji festiwalu Mindszent Havi Mulatság, w październiku 2018, jestem na 100%!
Do Bodrogkeresztúr podróżowałem na koszt własny, w kolacji i degustacjach uczestniczyłem na zaproszenie organizatorów.