Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Złota jesień w Tokaju

Komentarze

Nie mogąc doczekać się słynnej polskiej złotej jesieni, postanowiłem poszukać jej poza granicami kraju. A konkretnie w Tokaju. Dla większości Czytelników mój wybór nie był raczej zaskoczeniem, a jego dodatkowym powodem była kolejna edycja festiwalu Mindszent Havi Mulatság.

W Tokaju piękna jesień. © Maciej Nowicki.

Choć odbywająca się w Bodrogkeresztúr impreza ma już długą, ośmioletnią, tradycję, sam po raz pierwszy dotarłem tam dopiero w zeszłym roku. Zakochałem się z miejsca (tutaj znajdziecie pełną relację) i od razu obiecałem sobie, że w tym roku powrócę. Było warto – w Tokaju jesień w pełnej krasie (słonecznie i bezdeszczowo, w ciągu dnia 16-19 stopni), co oczywiście sprzyjało odwiedzającym region, ale przede wszystkim bardzo cieszy samych winiarzy. Ci w większości są dużymi optymistami, mówi się, że dla win wytrawnych może być to rocznik porównywalny z fenomenalnym 2013. Czy podobnie będzie w przypadku aszú, oczywiście trudno jeszcze wyrokować – zbiory rozpoczną się pod koniec października, a przez ten czas w pogodzie wiele może się wydarzyć.

Podwórko winnicy Tokaj Nobilis. © Maciej Nowicki.

Na szczęście żaden pogodowy armagedon nie popsuł szyków festiwalowi, co jest o tyle istotne, że wiele z punktów jego programu odbywa się na świeżym powietrzu. Oprócz podwórek samych winiarni (ponownie ośmiu), gdzie można było spróbować win i posilić się przy zorganizowanych stoiskach gastronomicznych, goście festiwalu mogli uczestniczyć w śniadaniu (nazwanym zresztą literalnie „śniadaniem pod dębem”), próbując lokalnego pieczywa, warzyw, serów i wędlin. Można też było wziąć udział w koncercie jazzowym lub degustacji na zakotwiczonej na rzece Bodrog barce.

Śniadanie pod dębem. © Maciej Nowicki.

Na gości czekały trzy różne degustacje. Zeszłoroczna nowość – kolacja degustacyjna – weszła na stałe do programu i w ten sposób w piątkowy wieczór po raz drugi mieliśmy okazję próbować win od lokalnych producentów, tym razem w towarzystwie menu degustacyjnego, przygotowanego ponownie przez restaurację Sárga Borház. Wśród wytrawnych pozycji, zdecydowanie najbardziej podobało mi się połączenie mangalicy (i placuszków z cukinii) z Hárslevelű 2015 z winnicy Patricius (♥♥♥♡). Dobry, dojrzały owoc (brzoskwinia, gruszki), wyraźna mineralność i znakomita struktura – wino bez trudu poradziło sobie z wieprzowiną. Jest jeszcze lepsze niż w zeszłym roku, wciąż zachowuje dobry potencjał, a mowa przecież o podstawowej, choć już chwalonej przeze mnie, linii tego producenta. Zaś o tegorocznych, robiących równie duże wrażenie nowościach, już wkrótce w oddzielnym tekście. Importerem Patriciusa w Polsce jest Interwin/Wineteam.

Hárslevelű do mangalicy? Jak najbardziej! © Maciej Nowicki.

Wśród deserów rewelacją okazało się – podane do tortu z marakują – wino z późnego zbioru, Late Harvest Pallas 2013 z winnicy Füleky, chwalone już przez nas w czasie zeszłorocznej degustacji na Złotej (♥♥♥♥).  I wino, i tort opierają (czy raczej w przypadku tego drugiego – opierały) swoją strukturę na doskonałym balansie cukru i kwasowości, stąd też idealna współpraca między nimi na podniebieniu. A skoro już mowa o Füleky, apeluję raz jeszcze: to jeden z ostatnich momentów na zakup ich wytrawnego furminta, ze wspominanego już przeze mnie rocznika 2013 (♥♥♥♥). Pozostało już niewiele butelek, sam producent w materiałach zaczął określać to wino jako „reserve” i nie jest to zabieg marketingowy. Jego aromaty i struktura, z roku na rok robią coraz większe wrażenie… i cały czas nie powiedziały ostatniego słowa. Wielkie wino za naprawdę dobre pieniądze (zarówno na miejscu, jak i u polskiego importera – 13win).

Ostatni moment na zakup! © Maciej Nowicki.

Drugą z degustacji (i tym razem tegoroczną nowością) była ta z udziałem producentów skupionych w stowarzyszeniu Tokaji Bormívelők Társasága. Założone w 2006 roku, ma na celu ochronę i kontynuację ponad 300-letniego winiarskiego dziedzictwa regionu oraz tutejszego systemu apelacji (przypomnijmy: pierwszego w pełni skodyfikowanego na świeci). Swoje wybrane wina zaprezentowało 11 producentów, a że nie brakowało nowości, spokojnie mógłbym tylko temu wydarzeniu poświęcić oddzielny tekst. Do win będę jednak wracał, stąd teraz jedynie trzy najmocniejsze punkty.

Tu jest dobrze niezależnie od rocznika. © Maciej Nowicki.

O tym, że Stephanie Berecz niepodzielnie dzierży berło królowej hárslevelű, przekonywaliśmy nie raz. Jej władza pozostanie niezachwiana, o czym mógł przekonać świeżutki (2016) rocznik tej odmiany z parceli Lónyai (♥♥♥♥). Jeszcze bardzo młode (zresztą Stephanie otwierała przy mnie jedną z pierwszych butelek, sama nie kryjąc emocji – wino trafi do sprzedaży dopiero pod koniec roku), ale już dobrze prezentujące to, z czego tutejsze hárslevelű słyną: zwiewne aromaty młodych owoców, mineralność, świetną kwasowość, a nade wszystko niesamowitą elegancję – nie ma tu ani jednej fałszywej nuty, ani jednego dźwięku wybijającego się zanadto ponad inny. Oprócz tego wina, producent pokazał także inny debiut – pierwszy w historii winnicy, kupaż furminta (70%) i hárslevelű z parceli Váti. Tokaj Dry Váti-dűlő 2016 (♥♥♥♡) to wino o zdecydowanie wyraźniejszej strukturze od poprzednika, choć także z imponującą świeżością i lekko gorzkawym zakończeniem. Powstało tylko 370 butelek, wyłącznie magnum – dla podkreślenia debiutanckiego charakteru.

Barakonyi – znak firmowy. © Maciej Nowicki.

Właścicielka Tokaj Nobilis, a przy okazji główna organizatorka festiwalu, Sarolta Bárdos, zaprezentowała wina z parceli, która jest z kolei jej znakiem rozpoznawczym – Barakonyi. Cechą charakterystyczną zarówno jednoszczepowego Furminta jak i Hárslevelű (oba z rocznika 2016) jest zawsze umiejętne użycie beczki, która podbija strukturę, ale nie przesłania owocowych aromatów. Oba wina są świetne. W poprzednim roczniku wyżej stawiałem furminta, tym razem stawiam na Hárslevelű (♥♥♥♥) – z wyraźniejszą mineralnością i wyższą kwasowością. Importerem w Polsce jest Rafa-Wino.

Warto zapamiętać! © Maciej Nowicki.

W Tokaju właściwie nie ma momentu, by na widnokręgu winnic, nie pojawiała się nowa, obiecująca, która zaczyna świecić coraz jaśniejszym blaskiem. Taki scenariusz wróżę Winnicy Montium z mało znanej w Polsce, miejscowości Legyesbénye. To dzieło trzech przyjaciół – Krisztiána Miksztaia, Ferenca Ringera i Pétera Csorby – powstałe w 2012 roku. Aktualnie zajmujące niecałe 3 hektary, w dwóch parcelach: Barna i w Kozér. Panowie postawili sobie ambitne zadanie – bardzo ostra selekcja gron, naturalne drożdże i użycie do fermentacji i starzenia wyłącznie stalowych kadzi. W efekcie wina są ultrawytrawne, ultramineralne, a nuty słynnego mokrego kamienia zdecydowanie przeważają tu nad jakimkolwiek owocem. Ale są też bardzo eleganckie i stanowią wręcz wymarzonego partnera do wielu posiłków (panie i panowie sommelierzy, polecam!). W takiej właśnie stylistyce utrzymuje się Hárslevelű Kozér- dűlő 2015 (♥♥♥♡, 1 g cukru/ 7 g kwasu) powstający z zaledwie 0,2 ha całkowitej powierzchni, jaką zajmuje ta odmiana u producenta. Odrobinę bardziej przystępny jest furmint 2016 Barna- dűlő 2016, a to dzięki dobremu balansowi (g cukru / 6,5 g kwasu) ♥♥♥♥. Jego stylistyka przypomina mi trochę świetną, tegoroczną Doxę z winncy Ábrahám Pince w Erdőbényé.

Takie zmiany cieszą. © Maciej Nowicki.

Na koniec dobry przykład na to, że reklama czy marketing bywają zgubne, ale czasami ich brak sprawia, że prawdziwe okazje przechodzą nam koło nosa, lub nabieramy przekonania że mamy do czynienia z czymś podejrzanym. Zwłaszcza gdy produkt jest dodatkowo słabo opakowany. Idealnym przykładem tego zjawiska jest mieszcząca się w Bodrogkeresztúr Winnica Puklus. Założona jeszcze w 1974 roku przez Jánosa Puklusa, posiada 15 hektarów i aktualnie prowadzona jest przez jego dwóch synów. O tutejszych problemach słyszałem od innych winiarzy, którzy starają się im pomóc (w końcu wzajemne wsparcie w Tokaju to nic nowego), ale i bez tego widać je jak na dłoni. Trudno nie dostrzec trudności komunikacyjnych (nie chodzi tylko o brak znajomości języka, ale i generalną nieśmiałość), trącących myszką etykiet czy zdecydowanie nadmiernej liczby powstających tu win – na przedstawionej liście widniało 19 pozycji! Tymczasem wina z rocznika 2016 są super-świeże i bardzo smaczne. Wrażenie zrobiła zarówno wytrawne, soczyste Sárgamuskotály (♥♥♡), jak i utrzymane w lekkiej owocowo-kwiatowej stylistyce Hárslevelű (♥♥♡+). Powstaje tu też wytrawny Szamorodni (♥♥♥+), a chęć jego spróbowania skończyła się jednym z największych zaskoczeń tego wyjazdu – winiarz stwierdziwszy, że widniejący na liście rocznik 2011 się skończył, przekreślił tę datę i wpisał inną dostępną – 2002. Jest to wino doskonałe, zrobione w starym stylu, o charakterystycznych nutach utlenienia, orzechów i pieczonego jabłka. Cały czas w sprzedaży. Kosztuje na miejscu 23 zł, a kto nie uważa, że jest to cena absurdalnie wręcz niska, może zawsze sięgnąć po wymienione wyżej wina wytrawne – ich cena to…17,55 zł za butelkę. Niestety, z tego, co udało mi się dowiedzieć, stawki są właśnie efektem problemów sprzedażowych, a ich poziom nie gwarantuje producentowi jakiegokolwiek zysku, który mógłby przeznaczyć na kilka przynajmniej marketingowych usprawnień. I tak błędne koło się zamyka.

Do zobaczenia w przyszłym roku! © Maciej Nowicki.

Na kolejnej edycji festiwalu Mindszent Havi Mulatság, w październiku 2018,  jestem na 100%!

Do Bodrogkeresztúr podróżowałem na koszt własny, w kolacji i degustacjach uczestniczyłem na zaproszenie organizatorów.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • (Blogger)

    Ha! Great minds – właśnie w weekend otworzyłem sobie Fuleky i muszę przyznać, że jest niesamowicie. Mineralność, owoc, ewolucja – wszystko na miejscu. Piękne wino.