Zakrętka jest ok – dowód ostateczny!
Odwiedziła mnie przyjaciółka z Australii. Zrobiłam kolację, schłodziłam wino. Wiedziałam, że musi być koniecznie pomarańczowe, odkąd dwa lata temu pokazałam jej jak to smakuje (taki mój mały sukces, kolejna niewinna istota zwerbowana). Sięgam po trybuszon, szybkim ruchem wyciągam korek, a ona patrzy jak zahipnotyzowana. „Jak ja dawno nie widziałam, żeby ktoś tak otwierał wino…” I wiem, że nie chodziło jej o mój kunszt (choć chciałabym), a o fakt, że butelka miała korek i musiałam użyć specjalnego narzędzia, żeby się do niej dobrać. No tak, moja przyjaciółka mieszka przecież w Australii!
Sytuacja przypomniała mi również liczne pytania na wielu degustacjach oraz na absolutnie każdym szkoleniu dla personelu restauracji i barów: „czy nie jest prawdą, że korek jest lepszy od zakrętki?” W pytaniu postawiona jest od razu teza, często wynikająca z borykaniem się w Polsce z gościem czy klientem, który o wyższości korka nad zakrętką jest po prostu przekonany. Ile razy świetne wino w ofercie dla dobrego klienta biznesowego musiałam zastępować innym tylko dlatego, że pierwsze nie miało magicznego, oldschoolowego zamknięcia.
Wizyta w Australii otwiera oczy na wiele rzeczy. Jedną z nich jest potęga zakrętki. Jeśli ktoś nie jest przekonany do tego typu zamknięcia, argumenty winiarzy z Australii na pewno go przekonają. Najmocniejszym zaś argumentem jest wino. Stare wino.
Wino pod zakrętką starzeje się tak samo dobrze (niektórzy stawiają tezę, że lepiej) jak to, leżakujące w butelce zamkniętej naturalnym korkiem. I nie chodzi mi o okres 3, 4 lat.
Podczas kolacji w Jolleys Boathouse w Adelaide przez kilka godzin degustowałam rieslingi z Eden Valley i Clare Valley. Podstawowym celem degustacji było wychwycenie różnic między rieslingami z tych dwóch regionów Australii. Nieco ukrytym celem zaś pokazanie, jak pięknie starzeją się te świetne rieslingi pod zakrętką.
Po kilku młodziakach do kieliszków wlano Puletts, Polish Hill River, Aged Release Riesling 2009 (Clare Valley). Uwielbiam wina z tej tradycyjnej rodzinnej posiadłości. Ośmioletni riesling pokazywał już drobne oznaki miodowej (r)ewolucji, ale przede wszystkim miał świeżość cytryny i ziół, był prężny, napięty i żwawy jak szczeniak. Oczywiście zamykany na zakrętkę.
Forbes&Forbes to kolejna winnica, której wina mogłabym pić codziennie. Tym razem Eden Valley i riesling o rok starszy, rocznik 2008. Piję i mam wrażenie, ze te wina się w ogóle nie starzeją. Riesling jest szczupły, rześki o kwasowości kiwi i limonki, przypomina mi swoją kościstością wina ze Styrii. Czy muszę przypominać, że wino nie było zamykane korkiem?
Pewsey Vale, The Contours Riesling 2004 – 12 lat pod zakrętką, orzechowy miękki riesling o subtelnej słodyczy i ostrości piklowanej gruszki. Robi się coraz ciekawiej. Podane do marynowanego łososia z młodym burakiem, piklowanym fenkułem, zielonym jabłkiem i rzodkiewką przegrywa pairing z młodziakiem z 2015 roku Gaelic Cemetery Vineyard „Celtic Farm”, którego słoność podbija słodycz dania i świetnie w nie wchodzi po prostu. Pawsley Vale, świetnie zakonserwowany potrzebuje poważniejszego przeciwnika/sojusznika na talerzu!
Jeszcze nie jesteście przekonani? No dobrze, wyciągam asa, argument ostateczny, szach mat: dwudziestoletni riesling z kultowej winiarni Henschke Julius (Eden Valley). Rocznik 1997. Jeśli to Was nie przekona, to nie wiem co mogłoby. Cudowny, stary riesling, w którym zapach pieczonych maślanych bułeczek łączy się z imbirowymi, pikantnymi ustami, które spłukuje wciąż piękna kwasowość.