Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

#Wywiad: Beata Gawęda

Komentarze
Z Beatą Gawędą, właścicielką Vini e Affini, sklepów Wine Corner oraz Kieliszków na Próżnej i Hożej, rozmawia Maciej Świetlik
© Jakub Szymczuk
Dwudziestego drugiego marca urodził się twój syn Staś. Miałaś długą przerwę w degustacji. Jak się prowadzi firmę importerską, gdy nie można próbować wina? Już próbuję, choć niedużo. Zresztą moja praca w niewielkim stopniu polega na degustacji. Jestem nie tylko importerką, ale również właścicielką sklepów i restauracji. W ostatnich miesiącach narodził się Staś, ale też kilka innych projektów! Powołaliśmy do życia Kieliszki na Hożej, co wymagało dużego zaangażowania – od znalezienia miejsca, wymyślenia koncepcji, aż po zatrudnienie pracowników. Jesteśmy małą firmą, wszystko jest robione przeze mnie i mojego męża Daniela Pawełka [znanego restauratora – przyp. red.] oraz wspólnika Pawła Demianiuka. Otworzyłam też drugi sklep detaliczny Wine Corner. A prywatnie wybudowaliśmy dom! Mogę powiedzieć, że ostatni czas był w pełni wykorzystany. Od czego zaczęła się twoja fascynacja winem? W trakcie studiów wyjeżdżałam często do Londynu i tam po raz pierwszy zetknęłam się z winem. Jak to zwykle bywa, wszystko zaczęło się od pracy w restauracji. Zasmakowałam w dobrym winie, poznałam ludzi pasjonujących się nim i temat zaczął mnie interesować. W tamtym czasie na londyńskiej scenie gastronomicznej zaczynała się rewolucja, która teraz dotarła do Polski. Później dostałam ofertę pracy we Włoszech, w firmie Istituto Enologico Italiano (IEI). Wtedy jeszcze nie myślałam o winie zawodowo, cieszyła mnie po prostu możliwość częstych podróży i przeprowadzki do Włoch. Na miejscu poznałam ludzi, którzy nie tyle podniecali się wielkimi markami, co interesowali się historią ukrytą w każdej butelce, pasjonowali ich mali, ciekawi producenci. Zdegustowaliśmy wspólnie hektolitry wina, w różnych sytuacjach, często rozmawiając z winiarzami. I tamte przyzwyczajenia są we mnie żywe. Do dziś nie ekscytuję się słynnymi etykietami, co zdarza się tak często młodym sommelierom. Nie oceniam tego, to jest ważny etap w rozwoju, ale moje początki były zupełnie inne, ważniejsze były dla mnie smak i opowieść winiarza.
Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu

Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!

Zaprenumeruj!