Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Wyspa

Komentarze

Wyspa Świętego Piotra na szwajcarskim jeziorze Bienne nie jest wyspą, natura nie postarała się do końca. Zabrakło kilkunastu metrów. Z brzegiem łączy wyspę trzykilometrowa grobla, więc z lotu ptaka całość wygląda jak, powiedzmy, balonik na uwięzi. Ale i tak mówi się „wyspa”, od niepamięci. Tak mówił Jan Jakub Rousseau, który tu pomieszkiwał po pięćdziesiątce, czyli – wedle ówczesnych kryteriów – na starość. Pomieszkiwał w roku 1765 i pisał jak to on. Nie byle co jednak, pierwsze fragmenty jednego z najpiękniejszych dzieł literatury intymnej: Marzenia samotnego wędrowca.

W jego pokoju stoi to, co stoi w każdym pokoju, a już zwłaszcza dawnego pisarza: prycza, stół, krzesło, szafka. Ale jest coś jeszcze: dziura w podłodze. Rodzaj zapadni czy skrytki, do której Jan Jakub schodził, gdy ktoś do posiadłości zajeżdżał.

Wiadomo, że samotny wędrowiec cierpiał na manię prześladowczą. Opowiadali już o tym jego współcześni, zanim zabrali się za jego obsesje psychoanalitycy sto pięćdziesiąt lat później. Kpiono z niego na każdym kroku, szydzi się w podręcznikach jeszcze dzisiaj; no, z pewnością łatwo się z nim nie żyło. Oskarżano go, że swe liczne dzieci oddał do przytułku; w jego wyobraźni oskarżeń było zresztą więcej. Szczerze mówiąc, bez liku. Dlatego napisał broszurkę Do wszystkich Francuzów miłujących prawdę, którą rozdawał na ulicy i w której przedstawiał dowody swej niewinności w każdej dziedzinie życia.

Jean-Jacques Rousseau. © Maurice Quentin de La Tour, 1753.

Jan Jakub Rousseau lubił i cenił wino, ja lubię i cenię Jana Jakuba; zawsze mnie jego psychiczne kalectwo czy, powiedzmy, oboczność jakoś poruszała. O winie pisał wiele, zwłaszcza jako o napoju cementującym braterstwo i wspólnotę, wyrywającym ludzi z egoizmu; jego pochwały naszego bożka należą do najżarliwszych w świecie. Nie kryję, czułem wzruszenie, kiedy stanąłem na wyspie Saint-Pierre. Spóźniłem się na rejs, lecz dzięki przyjaciołom z Mémoire des Vins Suisses wysłano po mnie statek. Gruby kapitan nie powiedział słowa, byłem samotnym pasażerem na długim pokładzie, sześć razy zdążyłem przełknąć z wrażenia ślinę. Czułem się jak prezydent, ale bez obstawy.

Wino podali od razu, ledwie dotarłem do posiadłości – dziś to hotel w starym stylu, dorobiono łazienki do dawnych mebli, ale nie ma telewizora. Winnice rozciągają się obok. Czterysta dziewięćdziesiąt arów, sześć win, etykietowanych jako Sankt Peterinsel Bielersee AOC. Typowe odmiany dla regionu Trzech Jezior, czyli Trois Lacs albo Drei Seen (region jest francuskoi niemieckojęzyczny), a więc: chasselas, chardonnay, pinot gris i przede wszystkim pinot noir. Z tego ostatniego tworzy się wino różowe œil de perdrix, specjalność regionu. Tym określeniem, „oko kuropatwy”, w dawnych czasach próbowano wyrazić kolor pinot noir; w Szwajcarii stało się ono nazwą win różowych właśnie z pinota.

Apelacja AOC Bielersee / Lac de Bienne.

Wina nie były nadzwyczajne, proste jak meble w komnatach, lecz nie miałem najmniejszej ochoty oceniać ich i robić notek degustacyjnych; to by było tak, jakbym zaglądał Janowi Jakubowi w zęby. Albo szukał go w skrytce. Smakowały, jak smakowały, ale też Rousseau gdzieś tu krążył, niewidzialnie mi się snuł. Trochę to romantyczne, trochę sentymentalne było, lecz się nie broniłem. Niegdyś o nim sporo pisałem, to w końcu mógł się zrewanżować. Zresztą œil de perdrix miało w sobie coś ładnego, taki pinot w półnegliżu.

Oko kuropatwy. © Neuchateloeildeperdrix.ch

Koledzy dziennikarze pilnie notowali wrażenia na kartkach i komórkach, polazłem z kieliszkiem obejrzeć okolice. Sielankowe, jak w wielu opisach Rousseau. Było ciepło, słonecznie, nieopodal pasły się kozy. Dziwna rasa, samiec wyglądał, jakby go zamówił Spielberg do kolejnego odcinka Jurassic Park. Istny kozozaur, zapomniał umrzeć ze swoim gatunkiem. Ale koźlęta były już normalne. To znaczy malutkie i pluszowe, nic tylko wziąć na ręce i głaskać, dopiero co się urodziły. Obok kwiaty, zioła, w powietrzu perfumy wiosny; w ziołach Rousseau był mocny, na poziomie Herbapolu co najmniej. Kiedyś w Zakopanem mój serdeczny kumpel poszedł w góry z dziewczyną, do której obaj startowaliśmy. Miałem cały dzień, cholera, na oglądanie owieczek, wydawały mi się brzydsze od ludzi. Przy koźlętach Rousseau zmieniłem zdanie.

Nie ciągnę bajki, tym bardziej że dobrze się skończyła, porządną kolacją z pinotami z Trzech Jezior; niektóre były dobrej klasy. Myślę raczej, pisząc te słowa, o moim kumplu Janie Jakubie, gdyż przeżyliśmy razem fajny dzień. Bez niego zapewne nigdy nie zapamiętałbym win z wyspy na jeziorze Bienne. Gdybym je degustował na jakiejś zbiorczej degustacji, przepadłyby w czarnej dziurze niepamięci. A tak zostaną po jasnej stronie wspomnień.
Pisałem o tym tysiąc razy: nie ma wina bez lustra, czyli bez przyjaciół, choćby chwilowych, bez sytuacji, w których się wino zdarzyło, które wino wywołało. To stara prawda, ale jednak dobra na początek nowego winiarskiego pisma. Sam czuję się nieco przedatowany, gdy o niej mówię. Jakbym wyszedł z zapadni w podłodze albo z Jurassic Parku, oko wyblakłe jak u kuropatwy, morda zarośnięta, szczecina sprzed wynalazku jedwabiu, a co pod ciuchami – aż strach powiedzieć. Niemniej: nalejcie kielicha!

Tekst ukazał się w piśmie o winie Ferment 1/2017. Od sierpnia teksty z Fermentu dostępne online tylko dla prenumeratorów – zaprenumeruj już dziś!

Na wyspę podróżowałem na zaproszenie Mémoire des Vins Suisses.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Od tygodnia nie ma nowego tekstu. Coś źle zrobiłem ?