Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Przygoda na Rodos

Komentarze

Tytuł ta notka zawdzięcza książce, która sprawiła, że wyspa Rodos trafiła na mapę mojej dziecięcej wyobraźni (podobnie jak Sierra Nevada zawdzięcza to kongenialnym „Pięciu przygodom detektywa Konopki” Janusza Domagalika). „Przygoda na Rodos” to najmniej znana i najdziwniejsza z części opowieści o Baltazarze Gąbce, Smoku Wawelskim, Bartolinim Bartłomieju herbu Zielona Pietruszka (w książce miał co prawda zupełnie inny herb, ale co tam) i Szpiegu z Krainy Deszczowców autorstwa Stanisława Pagaczewskiego. Najdziwniejsza, bo będąca właściwie metabajką – akcja dzieje się współcześnie, a jej bohaterem jest sam autor, dostrzeżony przez międzynarodówkę naukowców smokologów po publikacji dwóch poprzednich książek o przygodach kolegi Wawelskiego. W toku perypetii narrator trafia właśnie na Rodos, które okazuje się tajemniczą smoczą wyspą – jej kształt ma bowiem przypominać głowę smoka.

Hej, przygodo! @Wikipedia

Przyznaję, że wielokrotnie wpatrywałem się teraz, po latach, w kontur Rodos, ale smoczość tej wyspy mi umyka. Podobnie jak umknąć musiała nieuchronnie wraz z dzieciństwem aura jej tajemniczości. Zamiast smoków i naukowców na Rodos znajdziemy tabuny angielskich i rosyjskich turystów oraz garstkę miejscowych, melancholijnie pogodzonych z nieuchronną rolą żywych atrakcji turystycznych, ale nieodmiennie przy tym życzliwych.

Ta wtórna, turystyczna kolonizacja sprawia, że trudniej cieszyć się tym, co Rodos ma rzeczywiście do zaoferowania. A ma i wspaniałe plaże – mówcie co chcecie, wymoczyć tyłek w morzu to jest coś – i piękne widoki, i imponujące stare miasto Rodos, i świetne, jeśli za nim pogrzebać (unikajcie knajp w kurortach, szukajcie tawern w głębi wyspy!) jedzenie. I wino. Bardzo dobre wino.

Dzień jak co dzień. © Kuba Janicki.

Zamawiając za psie pieniądze wino stołowe w dowolnym wyszynku możemy być praktycznie pewni, że będzie ono a) co najmniej przyzwoite i b) miejscowe, z Rodos, najpewniej z autochtonicznego egejskiego szczepu athíri (białe) lub z mandilariá, znanej też jako amorgianó (czerwone). Warto jest grzebać na sklepowych półkach, bo w niewielkich cenach da się znaleźć cały przegląd winiarskiej twórczości wyspy. Najłatwiej dostępne – i całkiem przy tym dobre – są wina od dwóch stosunkowo dużych producentów: CAIR i Emery.

© Kuba Janicki.

Ilios de Rhodos, podstawowe Athíri z CAIR to bardzo dobry wstęp do tej odmiany, która świetnie oddaje terroir wyspy – wina zeń są gęste, skoncentrowane, mineralno-kamienne, wyraziście słone, a najlepsze z nich śmiało mogą stawać w szranki z doskonałymi wulkanicznymi winami z innych części świata. Z tego samego szczepu CAIR produkuje też metodą tradycyjną bardzo dobre wino musujące, CAIR Brut – polecam do schładzania się w szczególnie upalne dni.

Win z Emery – tu znów polecam przede wszystkim biele – najlepiej spróbować w chłodnej piwniczce producenta w miejscowości Embona. Ta niezbyt urodziwa, mieszcząca się u stóp wysmaganych wiatrem gór wioska to winiarska stolica Rodos – co oznacza, że obok Emery swoje siedziby ma tu trzech czy czterech innych, mniejszych, rodzinnych winiarzy. I to właśnie do ich piwniczek proponuję zajrzeć – zamiast wielkich sklepo-degustatorni, w których za wina przepłacimy wielokrotnie.

Sowa z Rodos. © Alexandris Family Winery.

Najlepsze wina na Rodos w mojej – i nie tylko – opinii wytwarza rodzina Alexandris. Niepozorna piwnica znajduje się na początku Embony po lewej stronie drogi, zakładając, że nadjeżdżamy od strony wschodniego wybrzeża. Tutejsze różowe Apiro w charakterystycznej butelce z wizerunkiem sowy to przykład solidnego, treściwego rosé z najwyższej półki. Athíri i Amorgianó też są tu zresztą pierwsza klasa.

Tak więc, choć o smoka trudno, to jednak przygoda na Rodos ma sens. A jeśli dodamy do tego, że tradycyjnym miejscowym produktem jest (sic!) gąbka, to wypada tylko zakrzyknąć: mamma mia!

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sławek Chrzczonowicz

    Też zaobserwowalem w tym roku, że bardzo podniósł się w Grecji poziom win tanich, codziennych, lanych na kieliszki i karafki

  • Grzegorz

    Szczypta humoru miejskiego ….RODOS – Rekreacyjne Ogródki Działkowe Otoczone Siatką

  • prof. Larmoire

    kongenialny
    1. «o przekładzie, adaptacji itp.: dorównujący geniuszem oryginałowi»
    2. «o twórcy: dorównujący komuś talentem»

    Jakie ma to odniesienie do „Przygód Detektywa Konopki”?…

    • Krzysiek Simsak

      prof. Larmoire

      Pewnie chodzi o to, że Przygody Detektywa Konopki są podobnie genialne jak Przygoda na Rodos..

      • prof. Larmoire

        Krzysiek Simsak

        Nie kupuję tego tłumaczenia. „Konopka” jest genialny, „Przygoda na Rodos” zaledwie dobra. No i nijak się to ma do definicji słowa „kongenialne”.
        A co do win z Rodos – słodkie wino od Emery’ego szybko mi się zestarzało i było bardzo średnie, półsłodkie czerwone od Alexandrisa było idealne do placka z wiśniami, zaś wytrawne mandilarie były naprawdę wytrawne (dwie przywiozłem) i trzeba było dać im trochę czasu żeby stały się pijalne. A jak już się stały, to osiągnęły poziom „poprawności” i na tym koniec. Natomiast białe – o tak, te wspominam z przyjemnością i zgadzam się z opisami powyżej (np. z małej wytwórni Triantaphyllou, po drodze do Doliny Motylków).

        • Wojciech Bońkowski

          prof. Larmoire

          Wydaje mi się że Athiri to jest jednak lepsze winogrono niż cokolwiek chamowata Mandilariá.