Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Nie kupuję w dyskontach

Komentarze

Temat win z dyskontów niemal zdominował blogosferę, co jest, jak się wydaje, polską specjalnością i światowym ewenementem. Staram się czytać blogi angielsko- i francuskojęzyczne, oczywiście z braku czasu w bardzo ograniczonym zakresie, jednak jak dotąd nie spotkałem tekstu, którego autor opisuje swoje cierpienia po wypiciu setnego wina z Lidla, gdy okazało się, że znów jest marne, po czym z uporem godnym naprawdę lepszej sprawy kupuje kolejnego bikavera za 9,90 w nadziei na co? Nie wiem. Natomiast w jednym z wielu polskich blogów czytam:

Nie tak dawno, ubolewałem nad jakością bikavera z polskich marketów, w odróżnieniu od marketów węgierskich. Jednak zaobserwowałem, że pojawiło się kilka nowych pozycji z tej kategorii a mając na uwadze lidlowskiego Furminta za 10 zł, który okazał się rewelacyjny zdobyłem się na odwagę i kupiłem dwa Egri, jedno we wspomnianym Lidlu drugie w Tesco. Oba wina kosztowały po 10 zł. Wino dla Tesco wyprodukował Weinhaus a dla Lidla potentat marketowy Varga. Jak się te wina zaprezentowały? Otóż… marnie, z przewagą in plus dla Lidla [pisownia oryginalna].

Z całym szacunkiem, przypomina to trochę nie tak dawne dyskusje na temat wyższości Sophii Melnik od Slavyantsi nad Sofią Melnik z Vinpromu. No i jeszcze pytanie: po co ten człowiek się tak męczy? O ile mogę zrozumieć twórców Do Trzech Dych, początkowo bloga, teraz już właściwie portalu, bo idea doradztwa dla konsumentów jest tu jasno sformułowana, o tyle nie mogę zrozumieć zamiłowania, z jakim najtańszymi winami katują się inni blogerzy.

Virgile Joly Le 20 Rouge 2011
Jedna z nielicznych okazji.

Jeśli o mnie chodzi, nie kupuję win w Lidlu, Biedronce i podobnych sieciach. Nie oznacza to, broń Boże, dyskredytowania klientów, którzy takie wina kupują czy lekceważenia ich wyborów. Nie moja sprawa. Natomiast czuję się jak najbardziej uprawniony, by do chóru zachwytów dołączyć swoje, całkiem nieideologiczne, ale jak najbardziej praktyczne zastrzeżenia. Oto więc kilka powodów, dla których nie kupuję dyskontowych win:

• Nie interesuje mnie picie wina, o którym można tylko powiedzieć „jak na 9,90 to niezłe”. Wątroba jest jedna, a życie zbyt krótkie, aby je marnować na picie kiepskich win. Nie znaczy to, że wszystkie wina z dyskontów są marne, ale z pewnością szansa trafienia na te lepsze jest znacznie mniejsza, a na te złe znacznie większa niż w supermarketach.

• Wartość edukacyjna tych win jest minimalna. To nie jest tak, że kombinujemy sobie: barolo jest drogie, to kupię takie tanie barolo z Biedronki czy amarone z Lidla, będzie na pewno gorsze, ale da mi to pojęcie, czym jest barolo lub amarone. Nieprawda. Słabe barolo czy amarone z dyskontu da jedynie pojęcie, jak wyglada słabe wino. Ma to walor edukacyjny, ale wystarczy raz. Po co powtarzać?

• Kalkulacja ekonomiczna. Ponieważ jak dotąd na kilkadziesiąt blogerskich rekomendacji, na wina pijalne z przyjemnością trafiłem 3 razy (słownie trzy), oznacza to skuteczność na poziomie 5 do 10%. Szansa na niezłe wino w cenie około 15 zł jest więc w najlepszym razie jak 1/10, per saldo nie kosztuje ono zatem 15 zł, ale ponad stówę. Wolę więc raz na jakiś czas kupić wino za tę stówę, a niezłe wina „do trzech dych” znacznie łatwiej upoluję w supermarketach, a coraz częściej nawet w sklepach specjalistycznych.

Podsumowując, nie skreślam win z dyskontów w sensie promowania picia wina w ogóle. Ludzie, którzy po prostu piją wino do jedzenia, trafią w końcu na jakieś swoje ulubione i będą je kupować, a satysfakcja z frajdy za niewielkie pieniądze na pewno nie do pogardzenia. Dyskonty wreszcie odczarowują wino, zdejmując z niego odium snobizmu i pokazując, że może być ono – no właśnie, „jak na 9,90 niezłe”. Nic w tym złego, przeciwnie, więcej osób ma szansę dołączyć do pijących wina, co na dobre wyjdzie nam wszystkim. Krótko mówiąc potrzebne są zarówno dobre restauracje, jak i fast foody, tylko o tych drugich liczący się kulinarni krytycy nie piszą recenzji.

Eidosela

Poniżej dwa z trzech dla mnie pijalnych win z Biedronki:

Le 20 Rouge – wino regionalne z Langwedocji, produkowane przez świetnego winiarza Virgile’a Joly, ponownie pojawiło się w sprzedaży. Soczyste, radosne i powietrznie lekkie. Za 14,99 zł to jedna z tych nielicznych, prawdziwych okazji. (Recenzowaliśmy to wino już tutaj).

Eidosela Albariño – białe, wytrawne wino z Rías Baixas, bez entuzjazmu. Jak na albariño przeciętne, jak na codzienne białe wino, warte z grubsza tych 19,99 zł, czyli nieźle, ale w odróżnieniu od Joly’ego nie jest porywające. (Poprzednia recenzja).

Źródło win: zakup własny autora.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Junoxe

    A t trzecie? :)
    I krotki opisik?

    • Sławek Chrzczonowicz

      Junoxe

       Moscatel z Setubal, chyba już znika?

  • Blurppp

    Jest jeszcze kwestia dostępności. Sklepy specjalistyczne i duże markety to tylko w dużych miastach. Biedra jest w każdej gminie

    • Sławek Chrzczonowicz

      Blurppp

       To oczywiście ważna uwaga. Chcę jednak podkreślić, że piszę o swoich odczuciach i o tym dlaczego z mojego, racjonalnego dla mnie, punktu widzenia, nie kupuję w dyskontach. Z kolei nie ośmieliłbym się nikomu narzucać swego zdania w tej mierze. Tekst mój był raczej pomyślany jako pewien sprzeciw przeciw wszechogarniającej manierze opisywania traumatycznych przeżyć „w poszukiwaniu dobrej Sofii”.

  • Wojciech Bońkowski

    Zupełnie nie rozumiem dlaczego wprowadzasz takie rozróżnienie na dyskonty, w których nie kupujesz win, orsz supermarkety, w których wina są cacy. Przecież jakość win nie zależy od rodzaju sklepu, tylko od ceny. Dyskonty operują w przedziale cenowym 9-20 w których sieci francuskie nic nie proponują. Ale to geniusz Leclerka sprawia, że ich Cotes du Rhone za 25 zł jest lepsze od z La Manchy za 9,90 z Lidla. Tesco ma wina po 10 zł i czy one są lepsze od tych z Biedronki dlatego, że Tesco jest supermarketem?

    W Twoim tekście zabrakło mi pochylenia się nad ludźmi którzy nie mogą wydać więcej niż 15 zł na butelkę wina codziennego. W tej chwili oni są w Polsce skazani na dyskonty. I mają prawo w tej cenie do jak najlepszego wina. I to nie oni muszą kupić 3 butelki, żeby trafić na 1 dobrą. Od tego właśnie są blogi i temu właśnie służy to „cierpienie”, gdy się idzie po kolejnego Bikavera.

    • Sławek Chrzczonowicz

      Wojciech Bońkowski

       

      Wojtku,

      Dziękuję za ważne uwagi, choć nie ze
      wszystkim co napisałeś się zgadzam.

      To nie tak, że dyskont jest be a supermarket
      cacy. Po prostu w niewiele większym przedziale cen mam znacznie więcej win
      pijalnych. Nieprzypadkowo nasi koledzy nie nazwali swego portalu „Do dychy”,
      tylko wycenili interesujący obszar win nieco wyżej.  W tym sensie masz rację, że wina z Tesco, czy
      innych supermarketów za 9,90 będą równie marne jak te z Lidla czy Biedronki.
      Wolę jednak supermarkety z prostego powodu. Pewna gama win utrzymuje się tam na
      zasadzie stałej oferty i swoje wypatrzone np. ventoux czy inne, dostanę również
      jutro. Biedronka swoją marną standardową ofertę, uzupełnia od czasu do czasu
      jakimś ciekawym strzałem, po czym wino znika

      W żadnym razie nie deprecjonuję konsumentów, którzy
      na wino mogą wydać mniej niż 15 zł. Napisałem także, że „… nie skreślam
      win z dyskontów w sensie promowania picia wina w ogóle. Ludzie, którzy po
      prostu piją wino do jedzenia, trafią w końcu na jakieś swoje ulubione i będą je
      kupować, a satysfakcja z frajdy za niewielkie pieniądze na pewno nie do pogardzenia.
      …Nic w tym złego, przeciwnie, więcej osób ma szansę dołączyć do pijących wina,
      co na dobre wyjdzie nam wszystkim.”

      Natomiast coś
      we mnie krzyczy, gdy widzę jak ludzie się męczą opisując tego przysłowiowego
      bikavera. Niech piszą raczej o ciekawych, fajnych odkryciach, bo inaczej,
      biorąc pod uwagę, że możliwość trafienia na wino słabe jest ogromna, cała
      blogosfera zamieni się w jedno wielkie cierpienie.

      • Wojciech Bońkowski

        Sławek Chrzczonowicz

        Generalnie zgoda, chociaż takie wina ze stałej oferty Biedronki jak Camparrón są naprawdę całkiem niezłe. Poza tym niektóre wina znikają, ale potem wracają, chociażby chwalone przez Ciebie Le 20 Rouge czy Quadrifolia. Z kolei z Leclerka wina znikają na zawsze niekiedy po tygodniu.

    • Michal

      Wojciech Bońkowski

      „W Twoim tekście zabrakło mi pochylenia się nad ludźmi którzy nie mogą wydać więcej niż 15 zł na butelkę wina codziennego.”

      Dla nich pan Sławek ma, jak rozumiem, propozycję, aby wydawali 30pln co drugi dzień ;-)

      • Sławek Chrzczonowicz

        Michal

        Na pewno zdrowiej

  • Jank

     

    Panie Sławku zamieszczając fragment wpisu blogerskiego albo wstawiając przypis odwołujmy się do źródła, ot taka ochrona własnej twórczości, jaka by ona nie była.

    • Sławek Chrzczonowicz

      Jank

       Ma Pan rację, już uzupełniam. Cytat pochodzi z blogu Przy Winie z dnia 10 listopada 2012

  • reuptake

    Mam dłuższą polemikę, ale nie wiem czy wklejać. Zrobię więc skrót. Moje zastrzeżenia są trzy:

    1) Z całym szacunkiem Sławku, ale jak to czytam, to trochę jakbym czytał wywiad z Robertem Kubicą, w którym tłumaczy on, dlaczego nie kupuje Fiata Pandy. 

    2) Przeprowadziłeś moim zdaniem (zgadzam się tu z Wojtkiem Bońkowskim) niezbyt precyzyjną kategoryzację sklepów. Wrzucasz do jednego worka np. Biedronkę i Kaufland, co nie jest sprawiedliwe dla tej pierwszej. Tak naprawdę Biedronka to jeśli chodzi o wino, trochę inna liga wśród dyskontów i o ile zgadzam się, ze wśród Bikaverów w Netto nie ma czego szukać, to sam zauważyłeś, że przynajmniej 2 wina z Biedronki były fajne…

    3)… trochę jest ich jednak więcej. Do wymienionych przez Ciebie dorzuciłbym 2-3 hiszpańskie (choćby dobrą Cavę ostatnio, przyzwoita Jumila), kilka portugalskich (Moscatel do Setubal, Falua, Quinta do Vallado Quadrifolia, przyzwoite Monte Velho) i może jeszcze niezłe w swoim stylu Casilliero. Zresztą i to ostatnie Porto, przy całej mojej rezerwie do niego, jest okazją dla kogoś, kto po prostu nie ma 2x więcej kasy na LBV w sklepie specjalistycznym czy w M&S (tam LBV kosztuje ponad 60 zł, nie wiem nawet czy w tym roku nie 80). 

    Podsumowując: zgadzam się, że w większości dyskontów nie ma czego szukać. Nie ma też specjalnie czego szukać w rozmaitych placówkach post-Społem, sklepach osiedlowych itd – nie wiem, dlaczego te sklepy nie obrywają, a dostaje się tylko dyskontom. Natomiast do Biedronki warto zachodzić, a czasem i Lidla można odwiedzić, choć tam zdecydowanie mniej ciekawych rzeczy można znaleźć (pomijając incydentalną akcję francuską, która też nie do końca była hitem).

    Odniosę się jeszcze do punktu 3, w którym swoją tezę próbujesz udowodnić matematycznie. „Teoretycznie” masz rację, ale w praktyce nie kupuje się z 10% skutecznością, chyba, że ktoś losuje dyskont a potem wchodzi i losuje w nim wino. Po zastosowaniu bardziej złożonej heurystyki można mieć dużo większą trafność, ja osiągam pewnie ok. 70%. Jeśli trafi się taka perełka jak Le 20 Rouge, kupuję karton, więc te kilka zupełnie nietrafionych win nie powoduje, że średnio piję wino za 100 zł.

    • Sławek Chrzczonowicz

      reuptake

       Drogi Przyjacielu,
      Porównanie z Kubicą trochę złośliwe jest, ale niech Ci będzie. Idąc według Twojej poetyki, często wybieram fiata pandę, natomiast nic mnie dziś nie skłoni aby wybrać malucha sprzed 15 lat, a z tym raczej przypadkiem mamy tu do czynienia.
      Co do wymienionych przez Ciebie win trochę bym polemizował, tym bardziej, iż wiele z nich to ponad 20 zł, ale to też kwestia gustu. Warto też zwrócić uwagę, że mój główny protest to kontestowanie blogerskiej traumy objawiającej się konsekwentnym cierpieniem wynikającym z uporczywego picia marnych win, a nie z poczucia wyższości czy lekceważenia konsumentów.

      • reuptake

        Sławek Chrzczonowicz

        Nie było w tym żadnej złośliwości, prawda jest jednak taka (jest? czy nie jest? chyba jest jednak), że Twoje doświadczenie degustacyjne robi swoje i to, co dla Ciebie jest poniżej granicy akceptowalności, dla niektórych jest odkryciem nowych światów. Co do 20 zł, to w tekście nie zaznaczałeś takiej granicy, dlatego ja nie też się nią nie sugerowałem.

        Natomiast z „blogerską traumą” zgadzam się w 100%, sam pisałem na swoim blogu: „Szczerze mówiąc podziwiam blogerów, którzy mają zapał i chęć do picia wszystkiego, co sprowadzą Biedronki, Lidle czy inne Kauflandy. Teoretycznie jest jeszcze taniej, bo średnia cena za wino, to okolice 20 zł, a nawet mniej. Ale teraz weźmy pod uwagę, że jedna na trzy-cztery butelka zawiera w sobie płyn do płukania zlewu, w dodatku mniej skuteczny niż specjalnie do tego przeznaczone środki. I już jesteśmy bliżej magicznych „trzech dych”.”: http://www.enofaza.pl/6-win-za-200-zl/

        Jakie jest wytłumaczenie tej „wszechobecności”? Trzy czynniki: 1) ceny; 2) satysfakcja z kupienia czegoś tanio jest jakoś wytłumaczalna (pamiętam jak mój ojciec kupował różne tandetne rzeczy od „ruskich” – nożyczki psujące się po 3 użyciach, jakieś narzędzia, lupy czy lornetki – strasznie to go cieszyło, że to takie tanie); 3) działania samych sieci: jakby Lidl nie rozesłał po blogerach, a rozesłał chyba po wielu, swoich win, to pewnie by tak dużo nie było słychać tych narzekań na Amarone :) 

        • Anonim

          reuptake

          .

      • Wojciech Bońkowski

        Sławek Chrzczonowicz

        „kontestowanie blogerskiej traumy” – no ale właściwie jakie jest zadanie blogerów? Czy oni mają mieć po prostu fun, czy też spełniać jakąś funkcję społecznie użyteczną? Czy blog ma być literaturą, czy prasą konsumencką?

        • Sławek Chrzczonowicz

          Wojciech Bońkowski

           Chciałbym na przykład poczytać coś o mineralności ;-)
          całkiem poważnie. Wielu z tych blogerów ma jak sądzę własne, interesujące przemyślenia i opinie, wrażenia z podróży do winnic, itd, . Sa też pewnie ciekawe wspomnienia a nie tylko męczeństwo.

        • Sławek Chrzczonowicz

          Wojciech Bońkowski

           No właśnie, czym ma być blog? Moje zdanie jest takie, że w większym stopniu własnym opisywaniem świata niż prasą konsumencką

          • reuptake

            Sławek Chrzczonowicz

            Tutaj się nie zgodzę, niech sobie blog będzie czym chce, jeden może być prasą konsumencką, inny mieć ambicje tworzenia literatury (to cały czas jest opisywanie świata), ale zgodzę się, że niektóre blogi opisujące ciągłe rozczarowania winami z Lidla i Kauflanda powodują, że trochę mi ich autorów zwyczajnie żal, bo wydaje mi się, że w tych Lidlach czy Kauflandach szanse nawet na takie wina, jak wspomniane Biedronkowe są bliskie zera.

  • Anonim

    Kazda ze stron ma racje.Z jednej strony po co pisac, ze wino jest kiepskie, gdy wiemy, ze prawie kazde wino z dyskontow czy supermarketow jest kiepskie (w porownaniu do wielkosci oferty).
    Moze nalezaloby przyjac inny model informowania/recenzowania o winie?
    Skoro 99% win z np. Tesco jest niepijalnych to o tych slabych po prostu nie pisac. W ogole. Pic wszystko, ale na portale przelewac wylacznie to co warte uwagi.
    I tutaj zgadzam sie z p. Slawkiem. Posluze sie porownaniem (choc unikam w dyskusjach tego, bo to swiadczy o slabosci argumentacji). Otoz zycie za krotkie jest by czytac slabe ksiazki.
    Nie chce tez marnowac zycia na czytanie recenzji win slabych.
    Moze niech najlepsza recenzja win slabych bedzie… brak recenzji tychze?
    Rozumiem aspekt techniczny. Bo jesli p. WB zaopatrzy sie zgodnie z misja (sluszna poniekad) z oferta slaba to nie bedzie mial o czym pisac (wedlug zasady, po co pisac o slabych winach, chyba, ze to swietna proza sama w sobie).
    Ale to tez bedzie motywowac recenzentow do wiekszej aktywnsci.
    Nie oszukujmy sie, portal tez musi jakos zarabiac.
    Ilosc win dobrych w ofercie polskiej jest skonczona.
    Czytelnik bedzie czytal portal wylacznie, gdy wino bedzie:
    a. w odpowiedniej cenie (ja sam nie czytam recenzji win, ktore kosztuja ponad 200 zyla),
    b. byly dostepne w Polsce w sprzedazy tradycyjnej (wydaje sie, ze wino ze sklepow internetowych to sprowadzaja pasjnaci, ale z takiej publiki Winicjatywa sie nie oplaci).
    Wiec pewnie input jaki musialby wlozyc np. WB bylby o wiele wiekszy. A gdzie reszta zycia? :) Nie samymi recenzjami czlowiek zyje. :)

    Generalnie nie chce czytc o zlych winach, ale tez wiem, ze zeby pisac nowe teskty obecnosc takwych jest konieczna.

    Pozdrawiam

  • Daderma

    Też znudziło mi się picie win z fantastyczą proporcją jakości do ceny, bo nie zmienia to faktu, że wina te pozostają tylko na średnim poziomie.

  • Jaroslaw Szulc

    Sławku,

    Pozwól,że zacznę od gratulacji z okazji przyznanego Ci tytułu Promotora kultury wina w Polsce! MAm nadzieję,że uczcimy to przy najbliższej okazji!
    I w duchu promocji kultury wina kilka słów komentarza.
    1. Nie byłoby żle,że robiąc zakupy w dyskontach/sieciach sięgniemy po butelkę wina do obiadu czy kolacji – wzorem krajów, gdzie wino nieodłącznie towarzyszy posiłkom. Ważne, aby rzeczywiście były to wina uczciwe, pijalne i oczywiście na każdą kieszeń.
    2. Widocznie osoby odpowiedzialne za zakupy w sieciach myśla podobnie, skoro oferta dostępna na naszym rynku jest coraz ciekawsza – sam w końcu podałeś trafny przykład wina, po które warto sięgnąć.
    3. Ba, przy okazji ofert np Biedronki pojawiają się też nazwiska osób z dużym sommelierskim doświadczeniem – więc ktoś tą ofertę selekcjonuje!
    4. To może warto wysyłać dalsze sygnały, jakie wina warto przybliżać konsumentom, a jakim dac zdecydowany odpór – i tak rozumiem wpisy tych blogerów, którzy niezmordowanie testują wszystkie dostępne butelki i dzielą się swoja oceną.
    5. Doceńmy prosty fakt,że siła negocjacyjna sieci powoduje,że cena win tam dostępnych może być atrakcyjna dla wielu konsumentów. Warto zrobić wszystko, aby pojawiały się tam wina, które warto kupować. I w tym kontekście warto doceniać te starania,które rzeczywiście zmieniają oblicze wina z trunku tylko dla znawców/snobów i pozwalaja mu zagościć na stole w każdym domu – ja tak rozumiem promocję kultury wina, jako elementu naszego stylu życia, a nie promocji konkretnych marek,regionów etc.! 
    6. W rozmowach z osobami tworzącymi wielkie wina zadaję zawsze pytanie jakie oni pijają wina na co dzień – guess what! – w większości proste, młode wina, które idealnie uzupełniają posiłek !
    7. Jakość win sprowadzanych do Polski – to jest odrębny temat! Degustując ostatnio wina w regionie Rioja miałem nieodparte wrażenie,że crianza tam smakuje jak niejedna reserva w Polsce. Jeden z wiemakerów wzmocnił to odczucie, mówiąc,że sam odkrył,że crianza skierowana na rynek wewnetrzny i crianza na eksport to mogą być dwa różne światy. O jakości win rozlewanych do sprzedaży w Polsce na pewno warto pisać!
    8. Żeby już nie nadużywać miejsca na forum – oczywiście sieci mają swój wielki mankament – nie zastąpią dobrych specjalistycznych sklepów w edukacji klientów, rozwijaniu ich gustów, poszukiwaniu smaków. Ale to bardzo dobrze, wystarczy,że zaszczepią ziarno kultury wina, a konsumenci, dla których wino stanie się częścią stylu życia sami zaczną wymagać coraz lepszej oferty! Tak będzie rosło grono klientów również sklepów specjalistycznych.
    9. A jeśli dodatkowo wymusi to zmianę podejścia u naszych restauratorów…

    Pozdrawiam,

    Jarosław Szulc

    • Sławek Chrzczonowicz

      Jaroslaw Szulc

      Jarku drogi,
      Dziękując za gratulacje chciałbym sie odnieść do Twoich tez. A może zweryfiikujemy je np na Sardynii?
      w każdym razie
      ad 1. absolutnie się zgadzam że maja to być wina „uczciwe, pijalne i na każdą kieszeń” i poza tym ostatnim kryterium z pozostałymi są na ogół kłopoty
      ad 2. Nie przeceniałbym tych osób odpowiedzialnych w sieciach. Raczej szukaja najtańszych okazji, a przypadkiem trafia sie coś dobrego.
      ad 3. Tego nie będę komentował
      ad 4. Zgadzam się, że warto ale ja już tej traumy mam dosyć
      ad 5. zgadzam sie całkowicie
      ad 6. Zgadzam się całkowicie. ja też chętnie piję proste, młode wina na codzień. Problem w tym, że dość trudno o nie w dyskontach.
      ad 7. nie mam żadnych danych na ten temat, poza dosładzaniem najtańszych win stołowych
      ad 8. zgadzam sie całkowicie
      ad 9. całkowicie popieram
      Widzisz jaki zgodny ze mnie chłopiec. Tylko to prawie w punktach 1, 2 i 6  naprade robi wielką różnicę
      pozdrawiam

      Sławek

      • Jaroslaw Szulc

        Sławek Chrzczonowicz

        Sławku,

        Pewnie widzisz,że rzadko zabieram głos na forum, ale hasło „nie kupuję win w dyskontach” zabrzmiało mi jak deklaracja ideologiczna i tylko i wyłącznie w kontekście promocji kultury wina w Polsce – skłoniło do wynurzeń.
        Nie zatrzymamy biegu rzeki wina do Polski przez sieci i dyskonty, ważne, aby położyć tamę na te bystre nurty, które wykorzystując wolno,ale jednak rosnącą popularność tego trunku w Polsce zalewają nas bylejakością win przypadkowych.
        Dlatego widzę tu wielką demaskatorską rolę blogerów, które takie przypadkowe wina skazują na odstrzał, albo przynajmniej ostrzegają przed ich nabyciem.
        Z drugiej strony – nie sposób nie docenić starań np Biedronki, która mam wrażenie, prowadzi całkiem przemyślaną politykę w tym obszarze, być może nawet przyciągając przez coraz ciekawszy wybór win, nowych klientów. Heredade do Esporao, Rejadorada, Virgile Joly – to nie są przypadkowi producenci. A że ich wina w tej sieci mieszczą się w rozsądnych przedziałach cenowych – mój Boże – wszak to tylko dobra nowina dla konsumentów. Wydanie 300 pln na miesiąc zamiast 1000 (przy zakupie np 20 butelek w cenie 15 albo 50 pln) – to dopiero robi różnicę! Skąd te ceny? Domyślam się tylko,że ich pozycja negocjacyjna jest wyjątkowa – dla przykładu – jeżeli Biedronka ma 1600 punktów handlowych i w ciągu tygodnia sprzeda tylko 1 butelkę wina od danego producenta w każdym punkcie – łatwo przewidzieć,że od razu zamawia trzy palety na tydzień.
        Dla producentów jest to atrakcyjny odbiorca i łatwiej obniżają swoje ceny. Z drugiej strony – oczywiście kupaże tam oferowane nie grzeszą specjalną finezją – ważne, że przyciągają klientow.A w przyszłości, jeśli będzie zapotrzebowanie – pewnie pojawią się wina droższe! Mam wrażenie, że ten trend będzie kontynuowany – sam miałem okazję obserwować, jaką drogą poszły hipermarkety we Francji na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat – to jest już bardzo konkretna konkurencja dla tradycyjnych cavistów!
        Mam wrażenie,że w Polsce może być podobnie. Przykład?
        Podałeś jako wino wyróżniające się Le 20 Rouge – od Domain Virgile Joly. Zgadzam się, spróbowałem, potwierdzam – pod każdym względem godne swej ceny. Pamiętam też, jak rozmawiałem z Virgile’m trzy lata temu i dopytywał się jakie wina mają szansę na sprzedaż w Polsce. Rozmawialiśmy wtedy o cenie, o tym, że większość rynku to jednak wina supermarketowe itd. I pomimo faktu,że jego oferta win jest bardzo ciekawa, skierowana do do miłośników win bardziej wymagających, ba, mocno konkurencyjna dla ligii langwedockiej w Polsce – sam się dziwię,że żaden z importerów jej jeszcze nie docenił – debiutuje w Polsce kupażem poczynionym dla Biedronki – idealnie wpasownym w Polski rynek. Odrobił lekcję? Zapewne! Ważne, aby swoją lekcję odrobili też kupcy odpowiedzialni za dobór win jakościowych na nasz rynek w obliczu rosnącej konkurencji ze strony sieci i dyskontów.Negowanie rzeczywistości nic nie zmieni, my ją musimy zmienić!
        PS: Sławku, Sardynia to dobry przykład miejsca, gdzie moglibyśmy wypić dobre proste wino, ale może znajdziemy taką okazję w Polsce?

        Pzdr,
        j.s.

  • Jan Kowalski

    Panie Sławku, mimo, że rozumiem Pana stanowisko, chciałbym jednak przyłączyć sie do grona Pana oponentów. Myślę, że nawet Pan jest w stanie zaakceptować, to, że owo cierpienie blogerów nad kolejnymi marnymi winami dyskontowymi może jednak służyć lepszej sprawie. Mam tu na myśli nie tylko to, że masy winimaniaków, nie dysponujących zbyt dużym budżetem, mogą na podstwie wpisów tych bohaterów, narażających dla nich swoje wątroby, wybrać przyzwoite wino do codziennej konsumpcji, bez narażania się na ryzyko większej wpadki. Chodzi mi bowiem także o inną kwestę, mianowicie oddziaływania na służby marketingowo-handlowe owych dyskontów, ktore z całą pewnością śledzą takie wpisy. Mam nadzieję, że z czasem potrafią wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski i zamiast oferować nam szemranych Barolo czy Amarone, będą sprzedawać przyzwoite wina, takie jak choćby polecane przez Pana Le 20 Rouge.
    Nie zgadzam się też z propozycjami, aby przedstawiać recenzje tylko win ocenionych pozytywnie. Po pierwsze, nie bedzie wtedy wiadomo, czy wina, których nie ma są ocenione żle, czy może nie ma ich dlatego, że nie zostały jeszcze zrecenzowane.
    Po drugie zaś, nic tak nie wnerwi marketingowca Lidla czy Biedronki, jak fala druzgocących recenzji, że sprzedają kompot czy wodę po płukaniu słoików po dżemie z dodatkiem alkoholu i chemii.
     

    • reuptake

      Jan Kowalski

      Niestety, mam wrażenie, że przynajmniej na niektórych blogach ta poprzeczka pijalności ustawiona jest bardzo nisko i trochę dyskusyjne jest, czy recenzje te stanowią dobry punkt odniesienia dla konsumenta.

      • Wojciech Bońkowski

        reuptake

        Tak jak i na nieblogach, poprzeczki są różnie ustawione. Czytelnik osądzi przez którą mu wygodnie skakać.

        • reuptake

          Wojciech Bońkowski

          Tak, ale jak czytam „Ideą  strony która z założenia ma być otwartym katalogiem win wraz z ich opisami      i subiektywnymi ocenami piszących, jest chęć udowodnienia  że wina które są dostępne nie tylko w specjalistycznych sklepach ale przede wszystkim w sklepach osiedlowych i marketach za niewygórowaną cenę są winami dobrymi a czasami wyśmienitym” – to to już trochę jest pisanie z tezą a nie magazyn konsumencki

    • Sławek Chrzczonowicz

      Jan Kowalski

      Cieszę się bardzo z takich oponentów, bo wtedy sie uczę.  Naprawdę szkoda mi tylko tych blogerów, którzy cierpią próbując, a potem ja cierpię czytając.
      A wizja wkurwionego marketingowca z Biedronki, czy innego Lidla, przyznam bardzo kusząca jest.

  • enofaza

    […] nie te dyskonty, o czym byśmy rozmawiali? Przecież nie można cały rok snobować się na niesnobowanie się i porównywać Beaujolais […]

  • Gustaw Wdowiarz – przywinie.pl

    Szanowny Panie Sławomirze,

    Swoim wpisem wywołuje mnie Pan do odpowiedzi i dyskusji.

    Powodów, dla których opisuję wina min. z dyskontów jest
    kilka.

    Po pierwsze, kiedy zaczynałem
    pisać bloga przywinie.pl ponad 2 lata temu, winami  z dyskontów poza drobnymi wyjątkami ( min
    dotrzechdych.pl, który starował w podobnym czasie i nielicznych wątków na
    winiarskich forach) nie zajmował się w praktyce nikt.  Jak się okazało internauci poszukiwali i ciągle
    poszukują informacji na temat win dostępnych w takich sklepach, czego
    odzwierciedleniem jest wspomniany przez Pana dział w Winicjatywie.

    Po drugie, swojego bloga piszę z
    perspektywy 70 tysięcznego powiatowego miasta w południowej Polsce gdzie do najbliższego
    sklepu winiarskiego jest nie przymierzając 70 km i często dyskont czy inny
    market jest jedynym miejscem gdzie można kupić wino.  I o ile ja osobiście przy każdej możliwej okazji  staram się wychodzić poza ramy wina
    dyskontowego to moi czytelnicy już niekoniecznie, więc pisząc, że wino jest
    słabe słowa te kieruję bezpośrednio do nich. Dotykamy tutaj  innej sprawy, otóż do kogo blog jest
    skierowany.  Na pewno nie dla czytelników
    z tak wyrobionym smakiem i zdaniem jak Pańskie ponieważ zarówno język jak i
    sama treść merytoryczna  dla Pana będzie
    z pewnością irytująca. Niemniej jednak ciszę się, że taka winiarska znakomitość
    zagląda czasem na moją stronę i cenię sobie Pana uwagi.

    Po trzecie, słusznie zauważa Pan
    przesadny zachwyt blogosfery nad winami dyskontowymi, jednak stawiam pytanie na
    ile jest to wynik rzeczywistej jakości tychże win a na ile regularnego
    otrzymywania darmowych próbek do opisów?

    Kończąc, myślę sobie że Internet
    jest na szczęście na tyle pojemnym medium, że jest w nim miejsce na blogi
    pokroju przywinie.pl jak i na wiedzę ekspercką. Decyduje czytelnik.

  • Sstar

    Sławku, piszesz o kilkudziesięciu wpadkach jeśli chodzi o wina dyskontowe. Napisz może jakie to wina były (wszystkich wymieniać nie musisz;-) i tak z grubsza jakie wady się w nich pojawiały. PS. A przy okazji łubudubu!

    • Sławek Chrzczonowicz

      Sstar

       Nie piszę o wpadkach. Piszę dokładnie, że na tych parę dziesiątek win, ledwie kilka wypiłem z przyjemnością, wartą więcej niż cena. Natomiast jeśli wino kosztowało 9,90 i można było o nim powiedzieć tylko, że: „jak na 9,90 niezłe”, to uważam, że nie warto go pić. Miejmy też świadomość, że przy cenie 9,90 wartość tego co w butelce to najwyżej 3 zł licząc po najniższych możliwych kosztach operacyjnych. Przy winie z 15 zł to już może być około 8 zł – więc różnica zasadnicza. Natomiast opowieści o tym jak to Lidl czy inna firma dokłada do wina aby zarabiać na czymś innym, włożę między bajki.

      • Tomel1

        Sławek Chrzczonowicz

        Gratuluję! W końcu napisał Pan coś co mi chodzi od dawna po głowie. Każda , dosłownie każda próba wina opisanego choćby w Winicjatywie jako, dobre za swoją cenę, Francja Lidl, super Protugalia Biedronka,  rewelacja leclerc etc…są poprostu bardzo słabymi winami (na grila z wrogiem). Które nie dają najmniejszej przyjemności w piciu. Nawet Albarino czy Herault 20 naprawdę nawet nie zbliżają się jakoscią do najtańszych win choćby Mielżyńskiego.
        Ani Lidl , Ani Biedronka nie dokładają do „wina”, nawet grosza. :)

        • reuptake

          Tomel1

          „Nawet Albarino czy Herault 20 naprawdę nawet nie zbliżają się jakoscią do najtańszych win choćby Mielżyńskiego.” 

          Polemizowałbym.

        • Wojciech Bońkowski

          Tomel1

          „Które nie dają najmniejszej przyjemności w piciu.” – komu nie dają, temu nie dają.

        • Valdano

          Tomel1

          Lekko tendencyjna wypowiedz kolegi

        • victor creed

          Tomel1

          A vallado za 10 pln w stonce?

          • valdano

            victor creed

            Hicior ze 4 kartonimi lyklo sie.

  • Justyna Nesterowicz

    Tak jak ideo-deklaracji p. Sławomira nie mogłam zrozumieć (niezbyt rozumiem jakie są kolejne tezy, i z czego one wynikają – kolejne wypowiedzi p. Sławomira świadczą o tym, że sam się w nich pogubił), tak dziękuję p. Jarosławowi Szulcowi za to że wyręczył mnie w mojej nieodpartej chęci skomentowania wyjściowego tekstu. Absolutnie się zgadzam. Mówię to z pozycji osoby, która REGULARNIE podgląda winną konsumpcję tzw. zwykłych ludzi, którzy:1. Riesling kojarzą nieodparcie z wielkim kwasem, bo tak szczep ten (a w konsekwencji i wino) pamiętają sprzed lat
    2. czerwone wino o niskim poziomie kwasowości uparcie określają mianem „półwytrawnego” i sądzą, że jeśli nie Kadarka i Kagors, to w świecie czerwonego wina pozostaną im tylko wykrzywiające twarz Bikavery i inne „kwasy”.

    Drodzy blogerzy, droga Winicjatywo: piszcie dużo o winach, nie tylko tych drogich i ambitnych, ale także tych „do dwóch dych”. Z perspektywy tychże obserwacji jasno wynika, że nasi rodacy chcą pić dobre wina, aspirują do tego, ale ich siła nabywcza jest ograniczona, no i pozostały pewne (jeszcze silne) przyzwyczajenia odnośnie tego, jaki alkohol jest wart swojej ceny (czyli drożej tylko pod warunkiem że moc rośnie). Jakże częstym pytaniem zadawanym jest to: „Chciała/bym kupić dobre wino po 25 złotych”. Tak więc jak dobrze ktoś w powyższej dyskusji zauważył: „nie ma co obrażać się na rzeczywistość”. Panie Sławomirze – ma Pan święte prawo nie pić win z dyskontów, proszę jednak nie czynić z tego manifestu dla amatorów wina w ogóle. Chcemy czy nie, wino w przeważającej mierze, zwłaszcza w Polsce, jest wpisane w sytuację towarzyską, konsumpcję jedzenia (i to bynajmniej nie tak wykwintnego jakby Pan zapewne chciał). Wówczas pozostałe jego (organoleptyczne) walory stają się (powiedziałby Pan „niestety”) nie aż tak istotne, jak w sytuacji, gdyby konsumpcja wina była czystym aktem nazwijmy to autotelicznym. 

    • Sławek Chrzczonowicz

      Justyna Nesterowicz

      Pani
      Justyno,

      Tym razem
      ja nic nie rozumiem. Napisałem swój tekst z przekazem jasnym od  pierwszego zdania. Uważam mianowicie, że winni
      blogerzy skupiają się wyłącznie niemal na dyskontowych winach i katowaniu
      siebie oraz czytelników opisami kolejnych niepowodzeń w poszukiwaniu Graala
      czyli wybitnego wina za 9,90. Z powodów praktycznych, które podałem w jednej z
      odpowiedzi jest to niemożliwe. Nie nadawałem natomiast swojemu tekstowi charakteru
      żadnego manifestu. Nie deprecjonuję również ani klientów kupujących w
      dyskontach, ani ich gustów. W ogóle o tym nie pisałem i jak podkreślam, to nie
      moja sprawa Skoro jednak sporo tekstów winnej blogosfery opisuje wina
      dyskontowe, uznałem, że ja również mam prawo przedstawić w tej sprawie moje stanowisko.
      Win tych nie kupuję, z trzech powodów, które jasno sformułowałem  Proszę też bardzo nie wmawiać mi jakichś nadzwyczaj
      wykwintnych ambicji. Piję na co dzień wina tanie, proste, młode itd., znajdując
      w nich sporo przyjemności. Jeden warunek, muszą mieć w sobie coś autentycznego.
      Dlatego kręci mnie soczysty Joly, a za kompletny niewypał uważam aspirujący nie
      wiem do czego, ale bez sensu, Vespral. Cały mój tekst dotyczył wyłącznie tych
      paru prostych spraw, a w ideologię, proszę mnie nie mieszać. Natomiast,
      przyznaję się bez bicia, za to pod wpływem Pana Gustawa Wdowiarza – przy okazji
      serdecznie pozdrawiam, że mieszkając w dużym mieście, nie widzę sytuacji amatórow
      wina, na dyskonty skazanych z racji choćby odległości od sklepów.

      Niemniej,
      i tu jeszcze raz zwracam się do Jarka Szulca, w moim tekście w ogóle nie oceniam
      ani nie krytykuję dyskontów, nie kontestuję też ich roli w podstawowej
      winiarskiej edukacji, o czym też zresztą wspomniałem.

      • Justyna Nesterowicz

        Sławek Chrzczonowicz

        Panie Sławomirze,
        Otóż, chcąc nie chcąc, już jakiś czas temu, jakakolwiek Pana wypowiedź  przestała być li i jedynie prywatną deklaracją. Będąc członkiem i poniekąd współtwórcą społecznego świata wina w Polsce nie wypowiada się Pan już tylko jako prywatna osoba, ale stoi za Panem cały zinstytucjonalizowany świat roztoczony wokół tego specyficznego trunku. Pana słowa ważą więc więcej i mają większe reperkusje niż słowa mojego znajomego, który jakiś czas temu, przy okazji jakiejś towarzyskiej sytuacji wypowiedział dokładnie tak samo brzmiące zdanie. Tym bardziej że wypowiadając się na ten temat używa Pan jako medium tej szanownej instytucji, jaką jest tenże portal (jaką ma siłę oddziaływania jego twórcy rzetelnie nas co miesiąc informują). Tezy tej nie będę udowadniać, bo zrobiły to już dawno temu tęższe socjologiczne głowy. Otóż Pańskie słowa (przede wszystkim biję tu w tytuł Pańskiego artykułu) to legitymizacja – lub jej brak, dla pewnych wyborów i praktyk konsumpcyjnych – w tym wypadku dla amatorów wina w Polsce. A ja wielu z nich odesłałam na strony Winicjatywy właśnie także dlatego, że oprócz możliwości poczytania na temat tego, co w winnym świecie uchodzi za wielce szacowne i odświętne pomaga i w pewnym sensie sankcjonuje codzienne wybory i możliwości wielu osób pragnących otworzyć się na tego typu konsumpcję (wina). Zamiast kupować Kadarkę za 9,99 może więc sięgną po Rasgona za 11,99, a z czasem … Rasgon wybitny nie jest i nigdy nie będzie, ale zawsze to lepsze niż dosładzany Kagors. 

        • Sławek Chrzczonowicz

          Justyna Nesterowicz

           Pani Justyno,
          Dopóki wypowiadam się sam za siebie, a nie reprezentuję jakiejś instytucji czy urzędu, dopóki moje zdanie pozostaje prywatnym, choćby było nagłośnione przez portal, który udzielił mi gościny. Moje słowa nie mogą niczego legitymizować (lub tej legitymizacji pozbawiać). Wszak wolny mamy kraj, a ilu rodaków tyle opinii, co akurat  w przypadku wina mi się podoba. Co do siły oddziaływania najbardziej nawet odwiedzanego portalu jestem raczej sceptyczny. Natomiast podzielam Pani zdanie na temat ewolucji winnego gustu od kadarki poprzez Rasgon i dalej. To możliwe  jest i tę możliwość dyskonty oferują. Ja jednak tę ewolucję – bardziej nawet bolesną, bo niżej od kadarki zaczynałem, mam już za sobą i o tym dokładnie mówię w tekście.
          pozdrawiam

          • Justyna Nesterowicz

            Sławek Chrzczonowicz

            Mówiłam o instytucji w sensie socjologicznym, nie zaś o urzędzie. Jakkolwiek by się Pan nie upierał Pana zdanie wypowiadane tutaj nie jest prywatne i ma charakter legitymizujący. I nie chodzi tutaj o wolność słowa – nie ma to nic do rzeczy, nie ma też żadnej sprzeczności. Ala skończmy tę wątłą socjologiczną debatę, bo przecież mamy rozmawiać zupełnie o czym innym. Bardzo serdecznie Pana pozdrawiam

    • Justyna Nesterowicz

      Justyna Nesterowicz

      Aha, zapomniałam nadmienić, że kilka lat temu, podśmiewaliśmy się z mężem z lektury widywanej przez nas, dość często w holenderskich domach klasy średniej, a nawet można by rzecz wyższej średniej. Jej tytuł był dość wymowny i brzmiał: „Wina za cztery Euro. Przewodnik”. 

      • Sławek Chrzczonowicz

        Justyna Nesterowicz

        A najlepsi francuscy krytycy Bettane i Desseauve napisali przewodnik „Najlepsze wina do 7 euro”, tylko niewiele dla nas z tego wynika. 7 euro we Francji, a nawet 4 euro w Holandii tonie to samo co 9,90 a nawet 15 zl w Polsce

        • Justyna Nesterowicz

          Sławek Chrzczonowicz

          Ha! Wynika wynika, bo jeśli ze sklepów dyskontowych zaczną znikać wina lepsze, a „stare butelki” (marki) będące wynikiem starych przyzwyczajeń (mniej więcej w podobnych cenach) pozostaną, to dyskonty po prostu zostaną zmuszone do lepszej selekcji win na półkach. By pociągnąć temat win w Holandii. Wina w okolicach 4-6 EUR są (były 5 lat temu, bo wówczas moje doświadczenia na tamtym rynku były bardziej intensywne) raczej podłej jakości, podczas gdy na sąsiadującym rynku Belgii (dokładniej Flandrii) za 6 EUR można było kupić naprawdę niezłe wina reńskie, alzackie, a nawet burgundzkie. Oczywiście jest to efekt bardziej wymagającej (pod względem kulinariów ogólnie) publiczności belgijskiej. Internet, blogi winne, w tym portale takie jak ten wyczulą z pewnością przyszłych winnych amatorów, którzy z czasem porzucą przysłowiowego Bikavera w polskim wydaniu na rzecz bardziej ambitnych zawartości

  • Peyotl

    Jakiś czas temu zostałem obwołany specjalistą od win Biedronkowych  (w każdym razie na Sstarwines) i wtedy faktycznie sporo tego sprawdzałem. Chociaż zawdzięczam tym winom kawałek winnej edukacji – choćby przez porównanie później z wyższą półką – to odszedłem od biedronkowania, kierując się, tak ogólnie mówiąc, pomysłem, że lepiej wypić 1 wino za 90, niż trzy po 30. Ale nie tylko to. Za dużo jest w tych dyskontach chłamu i to jest loteria, w którą jednak nie warto grać. Np. z ostatniego Lidla francuskiego kupiłem 1 wino, nie ufam temu, choć skrzynki drewniane prezentują sie ładnie na półkach; a rekomendacje, nawet na cenionej przeze mnie Winicjatywie, nie do końca się sprawdzają. Można tak dywagować w nieskończoność, być może temat jest tego wart, a może nie – ale tylko jedna wątpliwość, Sławku: nie rozumiem porównywania dyskontów do super/hiper marketów, to jest nadmierne uogólnienie, wielkość sklepu i liczba win na pólkach nie ma znaczenia, liczy się tylko poziom – i przykładowo, jeśli chodzi o Portugalię, to żaden Real, Tesco ani Kaufland nie ma startu do Biedronki – widzę Vallado, Casa Santos Lima, Esporao – i wiem czego mogę się spodziewać, choć może z dolnej półki tych wytwórni. A w duzych marketach to jest zbieranina, różne półwytrawniaki i nie wiadomo co. Prawdopodobnie odnosisz swoje porównanie do ursynowskiego Leclerca, no ale to jest ewenement i tylko 1 jaskółka…
    Z wyrazami szacunku, dziękuję i pozdrawiam
    PJ

  • luka

    ładnie się panowie rozpisali… ale co by nie mówić faktycznie szkoda gardła na marne wina …

  • psll

    Być może upór w poszukiwaniu winnego cielca za złotych piętnaście w blogosferze, ma jakiś związek z takiż samym uporem dyskredytowania wina z sieciówek spożywczych, z zasady że jest sprzedawane w sieciówkach spożywczych. Chciałoby się, żeby z równym uporem niektórzy panowie opiniotwórcy przypominali jeden niepodważalny fakt. Mianowicie jakże często butelki całkiem niedyskontowe sprzedawane pod szyldami (wymyślam z humorem dla przykładu, coby nie wskazywać konkretnie) świetnewina.pl, pięknewina.pl, smacznewina.pl za kwoty 40, 50 złotych nie wyróżniają się niczym ponad niektóre butelki dostępne w co przemyślniejszych ofertach dyskontowych.   
    Czyli jak: nie kupuje w dyskontach i nie opisuje – bo nie, kupuje w nie dyskontach – jeżeli słabe, przeciętne to przecież warto spróbować i opisać. 
    Nie kreujmy jakichś patetycznych wyznań wiary, szczególnie w kraju gdzie produkcja wina nie istnieje. Na Zachodzie (i Południu) wino jest do picia, złe, przeciętne, słabe, dobre, drogie, tanie, nie do tworzenia jakiejś ideologii i niezrozumiałych kanonów – tu kupuje, a tam nie.       

    • Justyna Nestetowicz

      psll

       Podoba mi się Pana/Pani opinia

    • Sławek Chrzczonowicz

      psll

       

      Tak na podsumowanie
      dyskusji chciałbym jeszcze na zakończenie powiedzieć parę słów: Po pierwsze zabrałem głos w dyskusji, znudzony trochę dominującą na
      polskich blogach, dyskusją na temat dyskontowych win. Dyskusja ta przykrywa
      szereg tematów znacznie ciekawszych. Tak jak napisałem, potrzebne są zarówno
      restauracje z gwiazdkami Michelina i fast foody, tylko tym drugim
      nie poświęca się przewodników. Po drugie, bez żadnych misjonarskich zapędów
      wymieniłem powody, dla których zakup dyskontowych win mnie nie interesuje, a
      więc: nie warto pić win marnych, a takich jest tam większość, polowanie na okazje
      powoduje, że musimy spróbować iluś tam win słabych aby trafić na niezłe, które
      przez to okazuje się znacznie droższe, no i walor edukacyjny tych win jest
      znikomy, żaden. Wydaje mi się, że są to powody całkowicie racjonalne a nie
      ideologiczne. Nikogo nie namawiam do kupowanie bądź nie kupowania w dyskontach.
      Oczywiście zgadzam się, że bywają wina „niedyskontowe” w cenach wygórowanych,
      równie jak dyskontowe słabe. Tak jest, no i co z tego? Słabe wino w dobrym
      sklepie specjalistycznym jest wypadkiem przy pracy, takim samym jak dobre wino
      w dyskoncie i tyle. Nie jestem opiniotwórcą mimo, że pani Justyna usiłuje mnie
      ubrać w te buty, a moje „wyznanie wiary” zupełnie nie było patetyczne.

      pozdrawiam

      • Wojciech Bońkowski

        Sławek Chrzczonowicz

        „nie warto pić win marnych, a takich jest tam większość” „polowanie na okazje powoduje, że musimy spróbować iluś tam win słabych aby trafić na niezłe, które przez to okazuje się znacznie droższe” – no właśnie od tego są blogi i portale, żeby konsument nie musiał tak robić i żeby od razu kupił tę jedną dobrą flaszkę.
        Co do reszty pełna zgoda.