Nie kupuję w dyskontach
Temat win z dyskontów niemal zdominował blogosferę, co jest, jak się wydaje, polską specjalnością i światowym ewenementem. Staram się czytać blogi angielsko- i francuskojęzyczne, oczywiście z braku czasu w bardzo ograniczonym zakresie, jednak jak dotąd nie spotkałem tekstu, którego autor opisuje swoje cierpienia po wypiciu setnego wina z Lidla, gdy okazało się, że znów jest marne, po czym z uporem godnym naprawdę lepszej sprawy kupuje kolejnego bikavera za 9,90 w nadziei na co? Nie wiem. Natomiast w jednym z wielu polskich blogów czytam:
Nie tak dawno, ubolewałem nad jakością bikavera z polskich marketów, w odróżnieniu od marketów węgierskich. Jednak zaobserwowałem, że pojawiło się kilka nowych pozycji z tej kategorii a mając na uwadze lidlowskiego Furminta za 10 zł, który okazał się rewelacyjny zdobyłem się na odwagę i kupiłem dwa Egri, jedno we wspomnianym Lidlu drugie w Tesco. Oba wina kosztowały po 10 zł. Wino dla Tesco wyprodukował Weinhaus a dla Lidla potentat marketowy Varga. Jak się te wina zaprezentowały? Otóż… marnie, z przewagą in plus dla Lidla [pisownia oryginalna].
Z całym szacunkiem, przypomina to trochę nie tak dawne dyskusje na temat wyższości Sophii Melnik od Slavyantsi nad Sofią Melnik z Vinpromu. No i jeszcze pytanie: po co ten człowiek się tak męczy? O ile mogę zrozumieć twórców Do Trzech Dych, początkowo bloga, teraz już właściwie portalu, bo idea doradztwa dla konsumentów jest tu jasno sformułowana, o tyle nie mogę zrozumieć zamiłowania, z jakim najtańszymi winami katują się inni blogerzy.
Jeśli o mnie chodzi, nie kupuję win w Lidlu, Biedronce i podobnych sieciach. Nie oznacza to, broń Boże, dyskredytowania klientów, którzy takie wina kupują czy lekceważenia ich wyborów. Nie moja sprawa. Natomiast czuję się jak najbardziej uprawniony, by do chóru zachwytów dołączyć swoje, całkiem nieideologiczne, ale jak najbardziej praktyczne zastrzeżenia. Oto więc kilka powodów, dla których nie kupuję dyskontowych win:
• Nie interesuje mnie picie wina, o którym można tylko powiedzieć „jak na 9,90 to niezłe”. Wątroba jest jedna, a życie zbyt krótkie, aby je marnować na picie kiepskich win. Nie znaczy to, że wszystkie wina z dyskontów są marne, ale z pewnością szansa trafienia na te lepsze jest znacznie mniejsza, a na te złe znacznie większa niż w supermarketach.
• Wartość edukacyjna tych win jest minimalna. To nie jest tak, że kombinujemy sobie: barolo jest drogie, to kupię takie tanie barolo z Biedronki czy amarone z Lidla, będzie na pewno gorsze, ale da mi to pojęcie, czym jest barolo lub amarone. Nieprawda. Słabe barolo czy amarone z dyskontu da jedynie pojęcie, jak wyglada słabe wino. Ma to walor edukacyjny, ale wystarczy raz. Po co powtarzać?
• Kalkulacja ekonomiczna. Ponieważ jak dotąd na kilkadziesiąt blogerskich rekomendacji, na wina pijalne z przyjemnością trafiłem 3 razy (słownie trzy), oznacza to skuteczność na poziomie 5 do 10%. Szansa na niezłe wino w cenie około 15 zł jest więc w najlepszym razie jak 1/10, per saldo nie kosztuje ono zatem 15 zł, ale ponad stówę. Wolę więc raz na jakiś czas kupić wino za tę stówę, a niezłe wina „do trzech dych” znacznie łatwiej upoluję w supermarketach, a coraz częściej nawet w sklepach specjalistycznych.
Podsumowując, nie skreślam win z dyskontów w sensie promowania picia wina w ogóle. Ludzie, którzy po prostu piją wino do jedzenia, trafią w końcu na jakieś swoje ulubione i będą je kupować, a satysfakcja z frajdy za niewielkie pieniądze na pewno nie do pogardzenia. Dyskonty wreszcie odczarowują wino, zdejmując z niego odium snobizmu i pokazując, że może być ono – no właśnie, „jak na 9,90 niezłe”. Nic w tym złego, przeciwnie, więcej osób ma szansę dołączyć do pijących wina, co na dobre wyjdzie nam wszystkim. Krótko mówiąc potrzebne są zarówno dobre restauracje, jak i fast foody, tylko o tych drugich liczący się kulinarni krytycy nie piszą recenzji.
Poniżej dwa z trzech dla mnie pijalnych win z Biedronki:
Le 20 Rouge – wino regionalne z Langwedocji, produkowane przez świetnego winiarza Virgile’a Joly, ponownie pojawiło się w sprzedaży. Soczyste, radosne i powietrznie lekkie. Za 14,99 zł to jedna z tych nielicznych, prawdziwych okazji. (Recenzowaliśmy to wino już tutaj).
Eidosela Albariño – białe, wytrawne wino z Rías Baixas, bez entuzjazmu. Jak na albariño przeciętne, jak na codzienne białe wino, warte z grubsza tych 19,99 zł, czyli nieźle, ale w odróżnieniu od Joly’ego nie jest porywające. (Poprzednia recenzja).
Źródło win: zakup własny autora.