Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Viognier de Pennautier 2010

Komentarze
Vignobles Lorgeril Pays d'Oc Viognier de Pennautier 2010
Morele i brzoskwinie.

Vignobles Lorgeril Vin de Pays d’Oc Viognier de Pennautier 2010

Wspaniałe Château de Pennautier wraz z 340 hektarami ziemi należy do rodziny Lorgeril od 1620 roku (potomkowie markiza de Pennautier). Każda półka tego producenta jest warta spróbowania. Dziś polecam proste Viognier (czyt. wionie), jeden z moich ukochanych, choć mało znanych w Polsce szczepów. Lubię go w takim subtelnym wydaniu: nos początkowo egzotyczny (banany), po godzinie przeszedł w zapach bardzie nam swojskich moreli i brzoskwini. Na podniebieniu też egzotyczne, ale ja czułam też agrest i białą porzeczkę (a te elementy lubię w białych winach bardzo). Średnio kwasowe, mineralne, ja podałam je do domowej quiche lorraine (czyt. kisz loren), czyli zapiekanki na kruchym cieście z masą jajeczną z kawałkami bekonu i sera. Do trzech dych – mistrzostwo świata. (29 zł, Mielżyński)

Źródło wina: zakup własny autorki.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Kuba – WINE TASTING PL

    Serio viognier aż taki mało znany? Może ja mam jakiś inny obraz przed oczami, bo właściwie z nim zaczynałem białą przygodę – jeszcze zanim pierwszy raz do kieliszka trafiło chardonnay. Poza tym długo pracowałem na jego kupażu z chardonnay jako barowym housie. Sentyment pozostanie pewnie na zawsze..

    • Wojciech Bońkowski

      Kuba – WINE TASTING PL

      W Polsce wydaje mi się że bardzo słabo znany. Wśród tzw szerokich rzesz to na pewno mniej niż Chard, SB, Riesling czy Pinot Grigio. Wystarczy spojrzeć na marketowe półki gdzie go praktycznie nie ma.

  • Gabriel

    Myślę, że banan jest dzisiaj popularniejszy od moreli i brzoskwiń. Z tymi ostatnimi miewam zresztą kłopot, tzn. zawsze skłaniam się żeby pomyśleć, powiedzieć lub napisać „brzoskwinia” i pominąć morelę, gdy opisuję wino. Wiążę to z niedobrymi wspomnieniami mączystych, działkowych owoców moreli, które trudno mi odsunąć. W dodatku znane mi brzoskwinie różniły się dość mocno smakiem, więc nazwa ta pokrywa szeroki obszar doznań.

    Zanim zjem torbę dobrych moreli z Kecskemet, co może rozwiąże moje problemy, proszę o wskazówkę czy „morele i brzoskwinie” to oznaczenie grupy owoców (a więc raczej „morele lub brzoskwinie”)? Czy jest to nazwa wrażeń dostarczanych przez oba gatunki owoców? Czy też chodzi o różne zbiory wrażeń? W tym wypadku proszę o zasugerowanie charakteru różnic.

    • Wojciech Bońkowski

      Gabriel

      To świetne pytanie. Można je rozciągnąć na wina smakujące „truskawkami i malinami”, „jeżynami i jagodami” albo np. „kawą i czekoladą”. Oczywiścię takie określenie odnoszą się do grup smaków i próbują konkretniej opisać pewien nieuchwytny smak, rozszerzając porównanie, bo przecież tak naprawdę wino nie smakuje czekoladą, tylko winem.
      Co do tego konkretnego Viognier niech wypowie się Iza Kamińska. Znając to wino kojarzy mi się ze smakiem brzoskwiń, miękkim, dość słodkim, gęstym, w zapachu zaś może bardziej z morelami, czyli mniej słodko, za to „korzenniej”. Nie porównałbym go do smaku mączystych moreli, który w winie w ogóle rzadko się zdarza.

      • Gabriel

        Wojciech Bońkowski

         To też bywa niejasne dla czytelnika – czy opisy są w intencji autora metaforami i przybliżeniami, czy też są  dosłowne i subtelne? Czasem chyba sugeruje się, że w winie znajdujemy te same substancje aromatyczne co w niektórych owocach i nawet podaje się ich nazwy i wzory chemiczne? Winiarze tokajscy obstawiający na degustacjach swoje butelki kamieniami z winnic a nawet zachęcający do wąchania na przemian wina i skał też chyba traktują mineralność swoich win dosłownie?

        • Wojciech Bońkowski

          Gabriel

          Wino to nie nauka ścisła. Dlatego tego typu opisy należy traktować umownie. Chodzi o to, żeby się porozumieć, ustalić wspólny mianownik pomiędzy naszymi bardzo różnymi percepcjami zapachów i smaków. A nie, żeby precyzyjnie określić, że w winie pojawia się ester charakterystyczny dla zapachu gruszki klapsy. Kamienie prezentowane w czasie degustacji (nie tylko w Tokaju, często np. nad Loarą czy w Niemczech) też traktuję jako pomoc w intelektualnym skategoryzowaniu wina.

        • Degustacja

          Gabriel

          Jak nazwać zapach? Oczywiście, tylko metoda porównań  
          daje możliwość przekazania naszych odczuć zapachowych drugiej osobie (z dźwiękiem sprawa ma się podobnie). Na systematyce degustacji WSET poziomu 2 i 3 używa się określeń grup zapachów np.: stone friut, citrus, spice, etc.. Metoda ta jest łatwa i przyjazna przy opisywaniu win z różnych szczepów, blendów i regionów. Problem pojawia się przy degustacji win tego samego stylu, szczepu czy klimatu. Przykładem niech będą dwa rieslingi z tej samej wioski lecz z innych parceli.
          Jedno z win ma nos typowo miodowy, w drugim obok miodu pojawiają się subtelne nuty kwiatowe. W takim przypadku sklasyfikowanie wg grupy zapachowej już nie wystarczy, degustujący jest zmuszony bardziej precyzyjnie oddać słowami niuanse, o pierwszym może powiedzieć że jego nos jest miodowy, natomiast drugi ma wyraźne nuty miodu lipowego. Problem polega na tym że ktoś kto nie zna, lub nie pamięta zapachu miodu z kwiatów lipy, dla kogo miód to miód i basta, może nie być w stanie skojarzyć tej nuty lub uznać tego typu porównanie za przesadne i zbyt wymyślne.
          Osobiście mam taki „fetysz” degustacyjny dotyczący win z sauvignon blanc powstających w chłodniejszych regionach upraw (Loara, Nowa Zelandia), dla mnie dominantą w nosie jest często nie agrest lecz liść czerwonej porzeczki i dla kogoś kto tego zapachu nie pamięta jest to „fantazja degustacyjna”. Dla mnie jest to oczywiste porównanie ponieważ za młodu porzeczki zbierałem wielokrotnie.

          • Wojciech Bońkowski

            Degustacja

            „Stone fruits” na polski tłumaczy się bodaj jako „owoce letnie” (bo pestkowe to u nas raczej wiśnie itp.). Jednak jeżeli połowę win białych będzie się opisywało „owocami pestkowymi”, to się to prędko czytelnikowi znuży. Dlatego jestem za używaniem moreli i brzoskwiń, nawet jeśli nie jest to naukowo precyzyjne. I zdecydowanie popieram liść czerwonej porzeczki albo miód lipowy. Wydaje mi się że to nie są określenia przesadnie hermetyczne, a poza tym w upraszczaniu języka opisu nie należy posuwać się za daleko.

          • Izabela Kamińska

            Degustacja

             I bardzo dobrze, że tak Pan robi!:) Oczywiste jest, że trudno znaleźć w języku zapachów wspólny słownik i mianownik, bo opisy często wynikają z naszych doświadczeń (u Pana liście porzeczki, u mnie ogród mojego dziadka, w którym spędzałam dzieciństwo, zapach ciepłego mleka, zapachy siana, na którym czasem spałam, niezapomniany zapach bananów przywożonych z ZSRR…). Dobrze jest opisać wino zgodnie z pewnymi ustalonymi zasadami i posłużyć się zapachami, które każdy kojarzy, ale dodanie do tego czegoś od siebie, nawet jeśli niezrozumiałe dla wszystkich, może dotrzeć do kilku osób, które znają ten zapach (jak w moim tekście o cydrach, ktoś czuł w jednym nuty starego kredensu czy kalafonii) i zrozumieją nas od razu, na innym zupełnie poziomie porozumienia (metafizycznym niemalże…:P). To jak z muzyką, jak z opisaniem pewnych wspomnień, czasem warto dodać coś, w czym zakorzenione mamy więcej emocji… Choć nie należy odlecieć za bardzo:)