Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Trzech kumpli z seminarium

Komentarze

Właściwie było ich czterech, ale Patryk zaraz po święceniach wyjechał do pracy do Irlandii – podobno robił przy wężach czy innej aparaturze. Zostało więc ich trzech. Trzech kumpli z seminarium, którzy pili wino i zajadali się frykasami w oczekiwaniu na przydział. Stefan, Wacław i Wojciech.

Wszyscy trzej – nieodrodni synowie Matki Kościoła – wielką wagę przywiązywali do uciech stołu; skoro nie dane im było zaznać tych przynależnych łożu, z rozkoszą oddali się w niewolę drugiemu meblowi. Jedli więc dużo a tłusto, zapijali winem i czekali na decyzje Góry.

Los najpierw uśmiechnął się do Stefana. Góra, znając jego upodobanie do smalcu i gęsiej wątróbki oraz nieposkromiony apetyt na białe wina słodkie i potężne, ziemiste wina czerwone, przyznała mu pięknie położony kraj środkowoeuropejski. Majestatyczna stolica tego kraju, składająca się w zasadzie z dwóch osobnych miast, oferowała szereg atrakcji, z których Stefan korzystał z uciechą. Gdy dopadał go głód, najchętniej udawał się do położonej u stóp Zamku w Budzie slowfoodowej restauracji Csalogány 26 (której nazwa jest zarazem jej budapesztańskim adresem), gdzie wcinał fantastyczne, choć proste nowoczesne interpretacje klasycznych madziarskich potraw. Gdy zaś uczuł wzmożone pragnienie, pędził w pobliże Katedry, do baru DiVino – gdzie cieszył się znakomitą selekcją win od wiodących węgierskich producentów. Przesiadywał tam tak często, że wreszcie i Katedrę i plac, przy którym pod numerem 3 znajduje się bar, zaczęto nazywać jego imieniem.

Bar DiVino Budapeszt
Bar DiVino.

Drugiemu z kumpli, Wacławowi, Góra przydzieliła Czechy. Powodów było kilka. Po pierwsze, zamiłowanie Wacława do wieprzowego gulaszu oraz parówek marynowanych w occie. Po drugie, fakt, że w kraju, w którym stonka ziemniaczana znana jest jako mandelinka bramborová, a w metrze na każdej stacji ma miejsce výstup a nástup, nikt nie zwróci uwagi na frywolne imię naszego bohatera. I rzeczywiście, nikt się z Wacka nie śmiał, ba, wręcz szybko dorobił się on, podobnie jak Stefan, swoich własnych náměstí. A kiedy popijanie knedli piwem w Pradze go nudziło – bowiem nawet najlepsze piwo może się znudzić – pędził na Morawy do Pałacu w Valticach, gdzie znajduje się Salon Win Republiki Czeskiej, która to bombastyczna nazwa skrywa okazję do przekrojowej wypitki najzacniejszych dzieł czeskich winiarzy.

Salon Win Valtice Czechy
Salon Win, Valtice.

Najdłużej czekał Wojciech. Czekał i zazdrościł kumplom, którzy trafili na arcyciekawe pod względem doczesnych przyjemności placówki. Wreszcie Góra zawyrokowała – Polska. Wojciech się nieco strapił, bo niewiele wiedział o tej dziwnej krainie, gdzie góry są na południu, a morze na północy. Zrobił jednak mały research i z uśmiechem przyjął z samej Góry płynącą decyzję:

Wyląduję sobie w Krakowie – myślał – i będzie dobrze. Jak mnie weźmie na paprykarz z suma i madziarskie wina, pójdę sobie do Delibaru przy ul. Meiselsa 5. Jak mi się zachce win austriackich – w Klimatach Południa przy ul. Gertrudy 5 (przecież jakby nie patrzeć, Austria jest od nich na południe!) czekają butelki od Zöhrera i Hartla. A na sztukamięs i maczankę po krakowsku pójdę do Gesslera we Francuskim przy ul. Pijarskiej, bo i pochodzenie z Kongresówki, i Francję w nazwie można mu wybaczyć, kiedy karmi jak sam diabeł! Tylko zamiast tych ledwie poprawnych gaskońskich win z Domaine de Joy zamówię złociście lśniący kufel Primatora… Tam się da żyć!

Francuski. Kraków
Francuski przy Pijarskiej.

Pech chciał, że bardziej szczegółowy przydział wywiódł Wojciecha daleko na północ, na dzikie i pogańskie wybrzeże. Znikąd wina, znikąd porkoltów, tylko wiatr i śledzie, śledzie, śledzie… Jednym słowem – męka!

PS. Ponieważ hagiografia ta ma charakter ponadczasowy, wszystkie adresy są jak najbardziej aktualne.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Lucas31

    Genialne Panie Jakubie, co do Gesslera trudno się nie zgodzić!

  • Dominik W

    widzisz … przypomniałeś mi, że nie byłem dawno w Delibar-ze ;)

    btw …logowanie przez FB nawala :(

  • Szew Czyk Bartek

    .

  • klf

    Jak Wojciecha wysłali do naszego pięknego kraju to o Krakowie jeszcze nikt nie słyszał. Kłopot z tym, że gdyby się w artykule trzymać prawdy i wysłać go do Gniezna to na wino mógłby iść co najwyżej do Biedronki:-(

  • winowegry

    ciekawe, czy Stefan próbował wejść kiedyś do DiVino w piątkowy lub sobotni wieczór. miejsce jest rzeczywiście rewelacyjne, ale jego popularność w madziarskiej hipsterce ogranicza możliwość percepcji. to zresztą jeden tylko z fantastycznych pesztańskich winebarów. tak się złożyło, że w świeżo założonym blogu wspominam o nieco spokojniejszym, choć nie mniej fachowym. jeśli to nie faux pas, zamieszczę link: 
    http://winowegry.wordpress.com/2012/04/11/wszystko-zaczyna-sie-od-kadarki/