Tokajskie odkrycia sezonu
W ramach corocznej degustacji Wina Węgierskie – The Best Of Warszawę po raz kolejny odwiedzili węgierscy winiarze. Prawie trzydziestu producentów z 11 regionów zaprezentowało blisko 200 win, w tym wiele nagrodzonych w Narodowym Konkursie Win Węgierskich (w skład jury wchodzi m.in. Tomasz Prange Barczyński).
Tego dnia spróbowałem wielu znakomitych win pochodzących zarówno od producentów bardziej znanych (Gere Tamás & Zsolt z regionu Villány) jak i tych, o których słyszy się mniej (Gedeon z regionu Kunság). Upewniłem się też, że nowe roczniki kadarek od Heimann Pince z regionu Szekszárd są absolutnie obezwładniające. Największą uwagę skupiłem jednak na producentach z mojego ukochanego Tokaju, którzy zaprezentowali wina zdecydowanie warte zapewnienia im szerszego rozgłosu.
Nie sposób nie zacząć od najgłośniejszego w ostatnim czasie debiutu w tym regionie i jednej z największych gwiazd degustacji w Warszawie. Juliet Victor to winnica należąca do Józsefa Váradiego, właściciela znanych nam dobrze, węgierskich linii lotniczych Wizz Air. Jej nazwa nawiązuje zresztą do lotnictwa (w komunikacji pomiędzy pilotami i kontrolerami lotów każda litera alfabetu ma swoje oznaczenie kodowe; J i K stanowiące jednocześnie inicjały właściciela, to właśnie Juliet i Victor). Posiada aktualnie 21 hektarów winnic położonych w znakomitych siedliskach, m.in. Bomboly, Betsek, Király czy Szent Tamás), średni wiek nasadzeń to 40-45 lat (tak, w Tokaju wciąż można takie kupić), a jej siedziba i winiarnia mieści się w ponad 300-letnim budynku w centrum Mád odrestaurowanym za bagatela pół miliarda forintów (ok. 6,5 miliona złotych). Całe przedsięwzięcie zostało uroczyście otwarte we wrześniu 2018 roku.
Takie miliardowe projekty powstają często jako kaprys właściciela zainteresowanego bardziej architekturą winiarni czy wyglądem butelki, aniżeli jej zawartością. Jednak w przypadku Juliet Victor zadbano o to, by jakość wina dorównywała jego „otoczce”. Za produkcję odpowiada duet: Zsolt Vince (zięć Istvána Szepsyego) i Árpád Sajgó, a winach szczególnie zauważalny jest wpływ tego pierwszego. Próbując ich, praktycznie od razu wyczuć można styl charakterystyczny dla samego Szepsyego: fermentację w beczce, dobrą kwasowość i wyraźną mineralność, zaś w winach słodkich – niesamowitą koncentrację. Pierwszym rocznikiem, z jeszcze niepełną produkcją, był 2016. W Warszawie spróbować mogliśmy 2017 i nie było tu słabych win.
Już podstawowy Furmint 2017 (kupaż owoców ze wszystkich parceli) fermentowany przez kilka miesięcy w dużych beczkach z dębu zempleńskiego robi wrażenie jakością owocu, aromatami cytrusów i zielonego jabłka oraz dobrze zaznaczoną kwasowością (♥♥♥♡). Ale prawdziwe emocje zaczęły się wraz z kolejnymi winami. Bomboly Furmint 2017 (pojedyncza parcela, 9 miesięcy fermentacji w dębie) to wino powstające z gron zbieranych nieco wcześniej od pozostałych, z delikatnie zaznaczonych cukrem resztkowym (3,2 g/l) nadającym mu nieco więcej ciała, nutami jabłek, brzoskwini i cytrusów oraz pieprzno-mineralnymi nutami w zakończeniu (♥♥♥♡). Jeszcze bardziej podobał mi się Betsek Furmint 2017 z dominacją cytrusów, wyższą mineralnością i kwasowością oraz delikatnymi słonawymi akcentami w zakończeniu (♥♥♥♥).
Z win słodkich na razie w sprzedaży znajduje się jedynie szamorodni – za to w dwóch rocznikach, i to jakich! Juliet Victor Szamorodni 2016 to furmint z 5-procentowym dodatkiem hárslevelű i sárgamuskotály dojrzewający przez rok w nowych beczkach. Niesamowita koncentracja (161 g cukru resztkowego/l!), aromaty kandyzowanej brzoskwiń, dojrzałej moreli, mango, skórki pomarańczowej i wyraźnych nut miodowych składają się na najwyżej ocenione szamorodni w historii konkursów angielskiego Decantera (♥♥♥♥). Moje serce zdobył jednak młodszy rocznik, czyli Juliet Victor Szamorodni 2017, nieco bardziej demokratyczny, jeśli chodzi o odmiany (65% furminta + sárgamuskotály i hárslevelű), z jeszcze wyższą koncentracją (188 g cukru resztkowego/l), nutami marakui, mandarynek, brzoskwiń i pigwy oraz akcentem muszkatowym. Fantastyczny balans zapewnia tu wyższa i wyraźniejsza w porównaniu ze starszym bratem kwasowość (♥♥♥♥♡). Choć w tym przypadku mamy właściwie do czynienia bardziej z 6-puttonowym aszú niż z winem klasy szamorodni, to aszú także pojawi się w ofercie – dojrzewa już w piwnicach producenta. Wina nie należą niestety do najtańszych (na Węgrzech podstawowy furmint kosztuje 7500 HUF/96 zł, te z pojedynczych parceli 9000 HUF/ 115 zł, a szamorodni 15000 HUF/192 zł ), niemniej wierzę, że znajdzie się dla nich miejsce także na polskim rynku.
Na tym nie skończyły się jednak świetne wina. Równie ciekawie było na stoisku winnicy Basilicus. Ten powstały w 2010 roku producent ma 7 hektarów winnic uprawianych w sposób biodynamiczny (na razie bez certyfikacji). W Warszawie pokazał wytrawne wina z niełatwego także w Tokaju, gorącego rocznika 2018, z którym nie poradziło sobie wielu producentów. Jednak u Basilicusa dało się to odczuć jedynie u reprezentanta parceli Lapis (14%, furmint z 25% dodatkiem hárslevelű ), w którym mocnej budowie i dojrzałym owocom zabrakło nieco wyższej kwasowości (♥♥♥). Dwa inne wina były zaskakująco świeże, zarówno cytrusowo-kwiatowy Mestervölgy Furmint 2018 (♥♥♥♡), jak i najlepszy z całej tróki Lónyai Furmint 2018 ze stosunkowo młodych nasadzeń (2007 rok), z nutami cytrusów, młodej brzoskwini, akcentami mineralnymi i wapiennymi oraz dobrze spinającą całość kwasowością (♥♥♥♡).
Producent pokazał także trzy wina słodkie. Szamorodni 2017 (czysty furmint, 126 g cukru resztkowego) ma dobrą koncentrację oraz nuty brzoskwiń, nektarynek i korzennych przypraw (♥♥♥♡). W lepszym od niego Fordítás 2017 (przypomnę, w przypadku tej kategorii młodym winem, albo moszczem zalewa się wytłoki po aszú) wyższemu poziomowi cukru resztkowego (148 g/l) towarzyszy też więcej tropikalnych owoców, akcentów wosku pszczelego i miodu oraz dobra kwasowość w zakończeniu (♥♥♥♡). Fenomenalne, 6-puttonowe Aszú 2013 powstało w jednym z najlepszych roczników dla tej kategorii. Jest niesamowicie eleganckie i wydaje się wręcz zwiewne (mimo 186 g cukru/l i 10% alkoholu), a wszystko – od kandyzowanych żółtych owoców i herbacianych akcentów, przez mineralność, aż po odświeżający finisz – jest tu znakomicie poukładane (♥♥♥♥♡).
Spróbowałem także oferty mało znanej winiarni Harsányi położonej w okolicach miasta Sárospatak. Producent dysponuje 13 hektarami winnic uprawianych organicznie. Styl zaprezentowanych przez niego win jest znacznie lżejszy, a jego dobrym przykładem jest Huss 2018 (100% sárgamuskotály) o kwiatowo-muszkatowych aromatach, którego etykieta sugeruje radosną, nieskomplikowaną konsumpcję (♥♥♡). Bardzo podobało mi się Hárslevelű 2017, kwiatowe, z delikatnym białym owocem, wyczuwalną mineralnością i dobrą kwasowością (♥♥♥♡). Wreszcie, nie mogłem przeoczyć wytrawnego i bardzo przystępnego Szamorodni 2015 (jak do tej pory jedyny rocznik w historii producenta), które częstuje nutami suszonego jabłka, pigwy i odrobiną orzechów oraz świetnie zintegrowanym (pomimo 15%) alkoholem (♥♥♥♡). Dobra propozycja dla dopiero odkrywających wytrawną stronę tej kategorii win.
Najbardziej zaskakująca była natomiast wizyta na stoisku Sauska. Ten duży, bardzo znany producent, z winnicami w Tokaju i w Villány, jakiś czas temu zniknął z polskiego rynku i przyznam szczerze, że wówczas nie wywołało to u mnie szczególnego smutku. Od lat znany był bowiem z nadmiernej miłości do nowych beczek, w których fermentowały i dojrzewały wszystkie jego wina, a eksperymenty z nasadzeniami sauvignon blanc w Tokaju litościwie przemilczę. Lepiej wypadały czerwone wina z Villány, choć i tutaj daleko było do entuzjazmu. Tymczasem nowo zaprezentowane roczniki okazały się wręcz rewolucyjną zmianą. Zwiewne Sárgamuskotály 2019 z aromatami jabłek, pigwy, odrobiną różanych akcentów i zdecydowaną kwasowością (♥♥♥+) czy pełny cytrusów i białych brzoskwiń podstawowy Furmint 2019 (♥♥♥♡) kiedyś przypisałbym każdemu, ale nie temu producentowi. Świetnie wypada też wino musujące – Brut – z dobrym musowaniem, aromatami cytrusów, jabłek i skórki chlebowej oraz długim, odświeżającym zakończeniem (kupaż furminta, hárslevelű i chardonnay, 18 miesięcy na osadzie, ♥♥♥♡). Pewnym akcentem przeszłości było jedynie Cuvee 113 z rocznika 2019, w którym połączenie tokajskich i międzynarodowych odmian (sauvignon blanc i chardonnay) oraz beczki dało kuriozalne, naftowo-tostowe wino, z którego radość czerpać może jedynie fan tego rodzaju aromatów (♥♥). Zwracam też uwagę, że sporo świeżości i równowagi pojawiło się także w Villány i mam tu na myśli zarówno odświeżający, zdecydowanie wytrawny róż Rosé 2019 (kékfrankos, ♥♥♥), jak i Cuvée 13 z rocznika 2017 (kupaż kékfrankos, cabernet franc, syrah, merlot i cabernet sauvignon), z rozsądnie użytą beczką (5 miesięcy kiedyś wydawałoby się nie do uwierzenia) i dobrą równowagą, pełnym wiśni, owoców leśnych, papryki i odrobiny przypraw (♥♥♥♡ ). Oby ten styl utrzymał się na dłużej.
Wina Juliet Victor dostępne są w winiarni Lippóczy Pince Sztyler & Hegedus w Tarnowie, pozostali producenci nie mają jeszcze dystrybutora na polskim rynku.
Wina degustowałem w czasie imprezy Węgierskie Wina – The Best Of, organizowanej przez Narodową Radę Węgierskich Społeczności Winiarskich oraz Ferment i Winicjatywę.