Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

To nie jest kraj dla młodych win

Komentarze

Degustacja starych bordeaux latem roku 2020 jest jak rozpalanie kominka w sąsiedztwie centrali nuklearnej. Albo jak film sprzed lat zatytułowany „Ci wspaniali mężczyźni w swych latających maszynach”, opowiadający pasażerom odrzutowców o pionierach lotnictwa konstruujących pierwsze dwupłatowce.

Château Angélus. © Château Angélus

Porównania można mnożyć, wszystkie będą opowiadały o tym samym, o poczuciu pewnej archaiczności tego degustatorskiego gestu. Który rozświetlił moje pandemiczne życie wieczorem 8 lipca w restauracji N21 w Warszawie dzięki inicjatywie Pawła Parmy, szefa i wykonawcy pomysłu nazwanego – podobnie jak jego firma – Gentleman’s Wine Selection.

Zanim wspomnę o butelkach, nakreślę pokrótce kontekst ogólny.

Nakreślę, czy raczej przypomnę dobrze znane. Znane aż do znudzenia: źle się dzieje w Księstwie Akwitańskim. W państwie bordoskim. Bordeaux jest niczym wąż, który zjada własny ogon; w pewnym momencie najnowszych dziejów – lata 2005‒2010 – po raz kolejny został sam zwycięski na polu aukcyjnej i spekulacyjnej bitwy, nie było już czego połykać, aż wreszcie padł ofiarą własnego sukcesu. Co nie przydarzyło się Burgundii, która w tym czasie zbudowała najpotężniejszą dziś spekulacyjną pozycję. I zarazem wniosła na górkę cenową i na górkę sprzedażową całą swoją produkcję, od grand cru po najprostsze burgundy.

Bordeaux, ten najpotężniejszy region winiarski, którego wina na rynkach wtórnych (aukcje, licytacje, odsprzedaże) królują niepodzielnie; ten wielki pan, który zdaje się mieć tożsamość wykutą ze stali oraz kartę dziejową pisaną przez stulecia, poszukuje nerwowo nowego wizerunku nadszarpniętego przez złą famę (pestycydy, nieekologiczność, ceny, Chińczycy, modny snobizm na hasło anything but bordeaux) szerzącą się wiralnie w ciągu ostatniej dekady. Drobny przykład. Przeczytałem właśnie wywiad z szefem winiarskiego syndykatu bordoskiego: zapowiada znaczący wzrost produkcji różowych bordeaux, skoro cały świat winiarski zaczął pożądać różu w kieliszku, a czerwone i białe bordeaux i bordeaux supérieur (ich poziom dość mocno zresztą poszedł ostatnio w górę) nie schodzą. Syndykalista nie ma nawet na myśli tradycyjnego claireta, którego poza Bordeaux już się właściwie nie pije, lecz po prostu normalne pastelowe, prowansalskie w stylu wino, w Bordeaux dotychczas właściwie nieznane. Ktoś by powiedział, że syndykalista prezentuje nowoczesną elastyczność; wypada raczej sądzić, że przemawia przezeń rozpacz.

Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu

Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!

Zaprenumeruj!