The New Land Sauvignon Blanc
Na początku stycznia w polskich mediach „gruchnęła” informacja o tym, że sieć marketów Dino otworzyła w zeszłym roku dwukrotnie więcej sklepów niż Biedronka (243 vs. 103). Od razu dało się wyczuć, że sensacyjny ton jest właściwy dla panującego po Nowym Roku sezonu ogórkowego, gdyż wiadomość ta wbrew pozorom… wcale nie jest zaskoczeniem. Dino w liczbie rocznych otwarć wyprzedza Biedronkę od kilku lat, tyle że różnica między nimi jest wciąż spora – na koniec ubiegłego roku w Polsce otwartych było 1815 sklepów tej pierwszej firmy i prawie 3200 należących do portugalskiej sieci. Nie ma jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z dużym graczem.
Założona w 1999 roku sieć Dino początkowo obejmowała zachodnią część Polski, lokując swoje placówki głównie w mniejszych miastach, skrzętnie omijając duże aglomeracja. W ostatnim czasie ta sytuacja uległa jednak sporym zmianom i dziś sklepy z charakterystycznym, czerwonym logo znajdziemy również we Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi czy Warszawie, choć częściej na peryferiach niż w ścisłym centrum. Czy podobnie jak u konkurencji jesteśmy tam w stanie zakupić sensowne wino? Odpowiedzi na to pytanie postanowiłem poszukać osobiście, tym chętniej, że markety te nigdy wcześniej nie gościły na naszych łamach.
Postanowiłem skorzystać z odwiedzin w Łodzi także dlatego, że akurat w tym mieście sklepy pojawiły się także bliżej śródmieścia. Wystarczył rzut oka na regały z winami (mniej więcej 60-80 pozycji w każdym z marketów), by pozbyć się większych złudzeń. Nie tylko nie ma tu mowy o własnym imporcie, ale i o sensownym, jakościowym poziomie. Zawartość półek to w dużej mierze coś pomiędzy „Alkoholami 24h”, a ofertą stacji benzynowych, z naciskiem na popularne greckie, bułgarskie i węgierskie koszmarki oraz selekcję gruszkowo-brzoskwiniową. Pozycje warte zaryzykowania polecić można na palcach jednej ręki, a i wśród nich większość stanowią te reprezentujące różne odcienie słodkości. Ostatecznie, wybrałem tę, która stanowi jeden z popularnych wyborów statystycznego (acz pijącego regularnie wino) Polaka. Na jego widok kasjerka, skądinąd bardzo miła, wydusiła z siebie jedynie: „Wytrawne? Nie ścierpię!”.
Mowa o The New Land Sauvignon Blanc importowanym przez podłódzką JNT Group (dawny Jantoń). Zgodnie z informacją na etykiecie – nie tylko importowanym, ale i butelkowanym, co oznacza, że wino do Polski trafiło luzem. Jest nierocznikowe, choć z kodowych oznaczeń można się domyślić, że pochodzi z 2020 roku. Na plus importerowi należy zapisać fakt, że postawił na wyróżniającą się etykietę (a już na półkach Dino – wręcz porażającą) oraz butelkę zamykaną zakrętką. Tu najlepsze informacje jednak się kończą. Wino ma przeźroczystą wręcz barwę (określenie „jasnożółta” byłaby nadużyciem) i mało aromatyczny, odrobinę jedynie trawiasty bukiet. W smaku jest ciut lepiej, pojawiają się charakterystyczne dla tej odmiany aromaty – głównie agrestowe i cytrusowe jest też trochę pieprznych akcentów, jednak wszystko w dość wodnistym wydaniu i co gorsza – mało orzeźwiającym. W tej sytuacji cena – przebijająca choćby Greyrocka – wydaje się wręcz kuriozalna (28,99 zł). ♥
Importerem jest JNT Group, w podanej cenie wino nabyć można w sieci sklepów Dino.
Źródło wina: zakup własny autora.