Ene due rabe
Zostawmy na moment szampańskie narracje, zostawmy niełatwą sztukę gaszenia kulinarnych pożarów. Więcej: porzućmy rozważania o winie i jedzeniu w ogóle, choć temat to równie ciekawy, co obszerny. Zostawmy to wszystko i popłyńmy z nurtem co piątej złotówki wydawanej na wino w tym kraju wprost do dyskontowej zatoki.
Następnie wyobraźmy sobie, że o winie wiemy niewiele, by nie rzec, że nic lub prawie nic. Zarabiamy krajową średnią, mieszkamy w małym mieście, o szybkim skoku do sklepu z winem możemy więc zapomnieć. Słyszeliśmy natomiast, że dyskonty biją się o rynek wina w Polsce i że za dychę można dostać już całkiem niezłe wino, niemal jak w Hiszpanii, Portugalii czy innym gorącym kraju winem płynącym.
Wojtek Bońkowski wziął na warsztat festiwalową Biedronkę. Ja poszłam do Lidla i wybrałam kilka butelek, bynajmniej nie w oparciu o jakąkolwiek wiedzę: po prostu ominęłam Liebfraumilch (wyobrażam sobie, że mimo niewielkiej wiedzy wiem jednak, że to obciach), ominęłam trunki półsłodkie, ominęłam nawet półwytrawne. Ominęłam także Sauvignon Blanc Cimarosa 2011, bo przypadkiem wiem z blogosfery, że nie warto brudzić tym sobie podniebienia. Następnie wycelowałam wzrok w etykietki z cenami, starając się wybrać, z pełną premedytacją, butelki nie za drogie i nie za tanie, licząc – wciąż w wyobraźni – że dzięki temu prawdopodobieństwo trafienia smacznego wina o dobrej relacji jakości do ceny spuchnie do rozmiaru pewności.
Ene due rabe… Wybrałam:
Chianti Corte alle Mura 2010
Wino tak złe, że aż smiesze i tak śmieszne, że aż straszne. Koło Chianti wprawdzie stało, ale bardzo daleko. Cień owocu snuje się nieśmiało, by uciec, zniknąć bezpowrotnie i pozostawić za sobą jedynie nieprzyjemne wspomnienie. Usta napastliwe, agresywne, pełne goryczy i do tego niespotykanie długi finisz, co w innym przypadku byłoby atutem. Spróbowałam, a przed oczami natychmiast stanęła mi scena z American Beauty, kiedy wspaniała Annette Bening krzyczy do siebie w samochodzie: I refuse to be a victim! (13,99 zł).
Cepa Lebrel Rioja 2010
W nosie niezwykle świeże. Przeważają aromaty czarnych owoców. W ustach przyjemne, gładkie. Myślę że to dobrze zbudowane, pełne werwy wino codzienne. To naprawdę wino za dychę? (10,99 zł).
Mezquiriz Tempranillo La Mancha 2010
Trochę szkoda na nie energii. Niby jest cień owocu, niby jakaś tanina, ale wszystko blade, kiepsko zrobione, bez wyrazu. Za 10 zł można mieć coś lepszego, choćby Cepa Lebrel albo coś z Biedronki. (9,99 zł).
Vespral Terra Alta Reserva 2007
Znów: bardzo dobre wino codzienne. Śmiały i oczywisty owoc w nosie oraz łagodność w ustach sprawiają, że wino jest łatwe i przyjemne. Czego chcieć więcej do zwykłego obiadu? (12,99 zł).
Baturrica Tarragona Reserva 2007
Dosyć gęste, cieżkie wino. Aromat intensywny, owocowy, na dłuższą metę męczący, ale kto będzie wwąchiwał się w kieliszek przy kotlecie? Ciało osiłka na sterydach: niby duży, niby silny, ale i groteskowy. W ustach owocowe i dosyć cierpkie – ja to lubię. Ogólnie dobre. (11,99 zł).
Żałuję prawie połowy wydanych na wino złotówek. Dwa (i pół) wina z pięciu okazały się niepijalne lub bardzo słabe. Dobry to wynik czy zły? Mam wrażenie, że mało wygrałam na tej loterii.
Źródło win: zakup własny autorki.