Wejście afrykańskiego smoka
Wspomniałem już Wam krótko o debiucie nowego importera – South Wine. Ambitny projekt poświęcony jest wyłącznie winom z RPA. Ciekawy pomysł i chyba żyzna nisza, bo to kraj winiarski na polskim rynku bodaj najmniej – oprócz Australii – doceniony. Owszem, pijemy tanie marki takie jak Golden Kaan, mamy na półkach afrykańskie Chenin nawet za 9,99 zł, a czasem fuksem wpadnie nawet jakiś medal, ale ogólnie rzecz biorąc na winach z RPA się raczej nie znamy, o najgłośniejszych nazwiskach i gorących trendach się u nas nie rozmawia, no i najlepszych producentów na naszych półkach nie uświadczymy. Kiedy czytam bardzo zaangażowanych w wina z RPA autorów angielskich, takich jak Jamie Goode czy Tim Atkin, mam wrażenie, jak bym słuchał bajań o nieznanej, egzotycznej faunie.
Teraz to się być może zmieni. Za South Wine stoi poważny kapitał – spółką-matką jest Atlantic – i duży rozmach. Na czwartkowej degustacji o winach z pasją i dużym znawstwem opowiadał sam prezes Wojciech Morawski. A opowiadać jest o czym, bo w ambitnie zakrojonym katalogu nie brak nazwisk naprawdę najwyższej klasy, takich jak Thelema, Groot Constantia, Saxenburg czy Hermanuspietersfontein. Niektóre pozycje w katalogu South Wine nie są polskimi prapremierami: Graham Beck pojawiał się w Bodega Marqués, kilka win z Meerlust ma na półce Mielżyński, win musujących Haute Cabrière próbowałem kilka lat temu w Red & White. Teraz jednak te afrykańskie skarby pojawiają się w skonsolidowanej ofercie, która jest świetną wizytówką tego dynamicznego kraju.
Na razie spróbowałem kilkunastu win. Graham Beck Chardonnay Waterside za 34 zł jest bardzo smaczne, droższa wersja Chardonnay 2010 (58,50 zł) jest lekko, ale inteligentnie zabeczkowana i nieprzesadzona, świetna flaszka dla fanów nowoświatowego Charda; mniej podobał mi się drewniany i ciężki Merlot 2009. Saxenburg Private Collection to też raczej Nowy Świat (o RPA często się mówi, że to najbardziej europejskie wina z zamorskich), pełne jagód, jeżyn, z mocnymi garbnikami i charakterystycznym dla win z RPA niuansem dymno-serowym, za którym nie przepadam, ale wino jest wyważone i dobre (79,50 zł).
Dwa wina czerwone z górnej półki zrobiły duże wrażenie i w dodatku nie miały nut serowych. Thelema Cabernet Sauvignon 2008 ma lekkiego eukaliptusa w bukiecie, świetną jakość owocu, bardzo długi posmak (124 zł). Hermanuspietersfontein Die Arnoldus 2007 (52% Cabernet) to mniej Nowego Świata, więcej à la bordoskiej papryki, owoc jest wręcz subtelny, tutaj też super posmak; bardzo duża klasa (149 zł). Ciekawie wypadły też wina z nieznanej mi dotąd winiarni Sumaridge. Beczkowe Chardonnay 2010 jest co najmniej dobre, Epitome 2008 (kupaż pod wodzą Syrah) ładnie się rozwija w kieliszku i uderza naprawdę świetną kwasowością, a biały Maritimus 2010 (60% Sauvignon, Sémillon, Chardonnay) okazał się wręcz fascynujący: praktycznie bez smaków beczkowych, słony, głęboki, mineralny i w dodatku w świetnej cenie 69,50 zł.
Poza „normalnymi” białymi i czerwonymi w South Wine kupimy parę win musujących od Haute Cabrière i Grahama Becka, smacznych, dość bogatych, ale w moim odczuciu trochę za drogich (70–80 zł), by konkurować np. z dobrą Franciacortą. Inną ciekawostką są wina w stylu porto, które ponoć w RPA całkiem nieźle się udają.
Wina South Wine można na razie kupić w ładnie urządzonym składzie win na Wołoskiej 24 w Warszawie. Wkrótce ruszy szersza dystrybucja (ma objąć wręcz inne kraje naszego regionu). Na pewno z ciekawością będę obserwował rozwój tego projektu. Po pierwsze dlatego, że w Polsce mało na razie mamy importerów specjalistycznych. Wielu z nich, jak Atlantika, Skład Win Sokołowski, Wine Express, z czasem rozszerzyło swoją ofertę o najpopularniejsze w Polsce wina z Włoch czy Hiszpanii. Tymczasem na bardziej rozwiniętych rynkach import wyspecjalizowany to najwyższy stopień ewolucji.
Po drugie, jestem autentycznie ciekaw, czy tak ambitna oferta się przyjmie w Polsce. Nieco niepokoi brak w katalogu South Wine win prawdziwie tanich. Jest dosłownie kilka etykiet poniżej 40 zł; poza polecanym już Chardonnay Waterside jest np. Muratie Melck’s Red, który mnie zupełnie nie przekonał. Wojciech Morawski i dyrektor projektu Przemysław Matuszewski wprost mówią, że interesuje ich rozwój kategorii „upper middle”. Dotychczasowe doświadczenia na polskim rynku są takie, że bez lewej, taniutkiej nogi nie idzie wyżyć. Czy tym razem się uda?
Degustowałem na zaproszenie importera, a butelkę Sumaridge Epitome przysłano mi do oceny.