Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Sierota na tropie

Komentarze

Pisałem dopiero co o szukaniu zastępcy dla prostego burgunda. Bo czasami czuję się bez burgunda jak sierota bez rodziców i gdy obudzi się we mnie wrodzone skąpstwo, węszę za czymś o wiele tańszym, a podobnym. Beaujolais 2009 za 40–45 zł to, jak wspominałem, niezły tatuś zastępczy. W ostatnią niedzielę zły albo dobry los mnie podkusił i zajrzałem do Tesco. Kupiłem królika, a tu patrzę: burgund. Trzy razy do niego podchodziłem, trzy razy mnie kusiło jak świętego Piotra: brać, nie brać, szukać burgunda w burgundzie czy nie szukać? Bo przecież za 25 zł (a dokładniej: 24,99), myślałem, burgunda w burgundzie nie znajdę. Na etykietce przypominającej ogłoszenie na słupie przy prowincjonalnej stacji dojrzałem, że négociant, który owo „Burgundy Pinot Noir 2010” rozlewał, mieszka w Nuits-Saint-Georges, to przesądziło, wyciągnąłem portfel.

Red Burgundy Pinot Noir Selected by Tesco 2010
Kuzynek zastępczy.

Poleciałem do domu, natychmiast otworzyłem, nalałem do Riedla. Spodziewałem się katastrofy, zdarzył się ledwie mały wypadek, co najwyżej stłuczka. Wino było całkowicie pijalne, nie miałbym kłopotów z dopiciem w dwa dni butelki do końca. Eksponowało cechy burgunda, tyle że na bardzo, bardzo podstawowym poziomie. Powiedzmy, że miało się do dobrego podstawowego bourgogne villages jak kolor różowy do czerwonego: zapowiada go, ale nie uda mu się nim być. Nie znalazłem więc tym razem tatusia zastępczego, ale kuzynka. Aż i ledwie.

Dwa dni i siup, do końca. Nie jest źle. Ale po co? Nie lepiej raz na sześć dni dobrego wstępnego burgunda za 75 zł? Dla mnie lepiej, ale ja, że tak powiem, codziennie nie muszę. A burgunda wolę otaczać czcią niż spijać jego cienie za wszelką cenę – chociaż doprawdy wino z Tesco było, przy całej swej cienkości i wysokiej kwasowości punktowanej cukrem – przyzwoite. Tyle że w tej przyzwoitości bez sensu.

Magiczna granica trzech dych to niebezpieczna dla wyobraźni zabawka. Zwłaszcza przy Burgundii czy Piemoncie. Coś czasami ułatwia i umożliwia, częściej daje nam tylko przyjemne pozory. Niekiedy może się udać, jak najbardziej. Przy winach hiszpańskich, czasem portugalskich, z południa Francji; raz na jakiś czas przy bordeaux, może nawet przy chianti i jeszcze innych. Ale na dłuższą metą 30 zł to jest opium dla mas. Lepiej – myślę – pić rzadziej i lepiej. A w międzyczasie marzyć.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Kuba – WINE TASTING PL

    Fantastycznie się czyta – to przede wszystkim. A z końcową tezą zgadzam się całkowicie!

  • Maciek Gontarz

    Marek, bardzo dziękuję za ten manifest ostatniego akapitu! 

    Z mojego bardzo skromnego doświadczenia z plucia i myślenia o winie wynika, że niestety, ale sprawiająca przyjemność butelka z Burgundii lub Piemontu, musi kosztować swoje.

    O!

  • Maciek Bombol

    Od dawna uważam, że nasze życie jest za krótkie, żeby pić słabe wina.

    Jak pije się tylko kilka butelek miesięcznie, to różnica cen w skali miesiąca pomiędzy dobrym a byle jakim winem nie jest szokująco duża. Cała sztuka polega jednak na tym, żeby za dobre butelki płacić kilkadziesiąt złotych (za 40-70 zl można znaleźć już w Polsce naprawdę ciekawe wina) a nie 100 zł albo więcej.

    • Anonim

      Maciek Bombol

      Kilka butelek miesięcznie?? :)

    • Maciek Gontarz

      Maciek Bombol

      @facebook-100002803860901:disqus – kilka czy kilkadziesiąt? może to jakiś błąd, chochlik internetowy czy inne dziwne „coś” :)

  • enokonkwista

    Zgadzam się w 100 % z tym artykułem właśnie dałem się nabrać na promocję w Biedronce kupiłem trzy wina prosecco, barbaresco i Vernaci od sesti wszystkie pijalne ale ogólnie nic ciekawego. Wydałem około 70 zł za które to mogłem kupić np. to wino http://www.salute.pl/index.php?pokaz_karte=79 i na pewno bym był bardziej zadowowlony. Ale to nie pierwszy raz może kiedyś to minie :)

  • Dziekański

    Odwieczne filozoficzne dywagacje ? Jakość do ceny czy ilość do jakości. Panie Marku Cyceron by pozazdrościł.

  • deo

    Świetny tekst, świetna teza. Już Włodzimierz Ilicz mówił „lepiej mniej, ale lepiej” (miałem taki napis w szkole na ścianie, więc dobrze pamiętam) :-) O jedno tylko chciałem sią upomnieć: punkt odniesienia. Żeby wiedzieć, ze jakieś wino jest dobra, trzeba wiedzieć, jakie jest niedobre. Warto czasem kupić burgunda za 24,99 żeby potem bardziej się cieszyć tym za 70. Mam nadzieję, że to nie jest logika wariata niosącego szynę kolejową przez pustynię :-) Pozdrawiam serdecznie

    • Rurale

      deo

      Mi nie bardzo podoba się przesłanie tego tekstu. Odbieram go raczej jako petryfikowanie wysokiego stanu cen wina w Polsce. Ja namawiam do kupowania win za 20-40 zł, ale nie w większości polskich sklepów z winem. Niestety problem cen jest wciąż sensytywny, zatem zaraz się zacznie…

      • Anonim

        Rurale

        Wypada mi zgodzić się z Rurale. Twierdzenie że za 30 zł można napić się tylko namiastki, jakiegoś różu zamiast czerwieni wydaje mi się urągać zdrowemu rozsądkowi. Przecież od miesięcy trąbimy o Leclerku czy o staraniach Biedronki, wyłuskujemy te Gadivy które wszystkim śmiertelnie smakują. Mego drogiego kolegę Marka pamiętam kupującego z radością z M&Spencer węgierskie różowe za 12 zł. Nie dajmy się zwariować! Oczywiście że za AOC Bourgogne 24,99 zł to może przesada ale przecież można pić w tej cenie bardzo dobre Gamay albo Touraine. Pić rzadko, w międzyczasie marzyć… Nie wydaje mi się to droga do rozwoju rynku wina w Polsce. Mniej marzyć, więcej działać! Pić codziennie przyzwoite wina i wymuszać zmiany.

  • Gabriel Łagan

    Chciałbym pić często tanio a czasem dobrze. Nie potrzebuję znanej i drogiej apelacji przy codziennym posiłku. Kiedy zaś ma się pojawić to „z pełną mocą” a nie w formie marketowej namiastki.

  • Sławomir Hapak

    Myślę, że 3/4 tej całej dyskusji wynika z dość prostego faktu: każdy z nas ma trochę inne podejście do wina samego.
    Są wśród nas tacy, co dzień bez wina uważają za dzień stracony, a widząc stan wydatków na wino w miesiącu szukają jakiejś opcji ratunkowej w postaci „wina, które w zasadzie nie jest złe”. No i trudno, niech piją…
    Są i tacy, którzy wolą napić się dobrej wody niż „niezłego wina”. Ja akurat należę do tych co nie muszą, zatem pozostanę zwolennikiem twierdzenia, że Bacchus jest panem przyjemności, zatem jeśli jakieś wino sprawia mi przyjemność częściową, niepełną, albo taką, że nie jestem do końca pewien czy to jeszcze przyjemność czy już przykrość, to uprzejmie za taką przyjemność dziękuję.
    W szczególności dziękuję prawie dobrym burgundom, zaś ich istnienie uważam za osobistą zniewagę… nie wiem tylko, komu w pysk mam dać… biedronce?

    • Bohdan Palowski

      Sławomir Hapak

      Pełna zgoda. Pozdrawiam.
      P.s jak widze Amarone z 44 w Lidlu- to zaczynam cierpieć za swiat…. :)

  • Lucas31

    Panie Marku,

    Świetny tekst!

  • Luk Kullnaame

    ostatnie dwa zdania brzmią bardzo znajomo, ja mam tak samo i nie tylko z winem bo w taki sam sposób kupuję dobrą czekoladę, sery, herbatę, cokolwiek.. być cierpliwym, „pogłodować” by poczuć coś lepszego.. i nie widzę związku z wysokimi cenami wina w Polsce bo w takiej Francji zrobię to samo, wybiorę jedno wino za 12€ zamiast dwa za 6.. a co do wpływu artykułu na rozwój rynku wina w Polsce, myślę że takie kupowanie jest marginalne i praktykowane przez garstkę chorych na wino osób więc nie ma wpływu na trend..:)

  • Grzegorz

    Zaoszczędziłbym czasu i 30pln gdybym wcześniej odkrył Winicjatywę… :)  Niestety ,kupiłem w zeszłym tygodniu tego prawie-Burgunda (wśród kilku innych win z promocyjnej półeczki w Tesco) i  prawie wypiłem(przydał się do 4-dniowego bigosu-zostawił kolor,zapach ale zgubił kwasowość i cienkość). Jako wieczorne lekarstwo(obowiązkowe 3lampki dziennie dla podtrzymania francuskiego paradoksu) posłużyć musiało mi inne wino. 
    Zwykle uważam ,że cena nie jest jedynym gwarantem dobrego wina ale w tym przypadku ta teoria legła bardzo szybko. Wśrod tych promocyjnych był też Pinot Noir z Marlborough…I tu zaskoczenia bardzo pozytywne. Za 23pln otrzymałem wino ,które klasą bije owego Burgunda a brnąc dalej w porównania cenowe – można by go spokojnie koło niejednego Pinota za 70-80pln postawić… Przyznam ,że dokupiłem jeszcze 3butelki ,szerokim łukiem omijając prawie-Burgunda.

  • Bohdan Palowski

    Masło za 5 zlotych, ser za 40, jaguar za 200 tyś, a wino?
    akle jakie? Bordeaux min za min 150, Barolo?Brunello za min 200,
    wino codzienne za 50-100, generalnie średnia wychodzi ok 150 zł per bottle. jeśli chciałbym zasilać sie dajmy na to 375 ml dziennie – to miesiecznie powinienem wydawać ok 2500 PLN, jesli co drugi dzieć tysiac z hakiem… pijąc calkiem dobre wina…. sam sie śmieje- do siebie – takiego obracjunku to nawet na Winicjatywie nie przeczytałem :)

    • Bohdan Palowski

      Bohdan Palowski

      P.s. to wersja dla singla

    • Wojciech Bońkowski

      Bohdan Palowski

      Jak ktoś jeździ jaguarem to spokojnie wydaje na wino więcej niż 2500 miesięcznie. Gdyby miał jakieś problemy, to podpowiadam: bardzo duże oszczędności można zrobić na samochodzie – większe niż na winie.