Sherry – twardy orzech do zgryzienia
Na słowo „sherry” statystyczny Polak (nawet jeśli takowy nie istnieje ;-) pomyśli o słodkim przyjemnym trunku o wiśniowym posmaku. Tak jest i nie mówcie mi, że nie. Może ktoś jeszcze doda, że to takie trochę „kobiece wino” do sączenia przy „Klanie”. Nic bardziej mylnego!
Na degustacji sherry od Lustau zorganizowanej w winotece Mielżyńskiego miałam okazję spróbować wszystkich typów tego niezwykłego wina. Od fino, przez manzanillę, amontillado, oloroso, palo cortado aż po cream. Nazw jest dużo, stylów mnóstwo, wszystkiego tego uczyłam się kiedyś do egzaminu, ale zapamiętanie metod produkcji i całego systemu zawsze sprawiało mi trudność. Toteż z wielką ulgą słuchałam przedstawiciela Lustau, który dokładnie nam to wszystko wyjaśnił i po raz pierwszy miałam okazję poznać różnice między poszczególnymi typami sherry oraz zrozumieć, co je wszystkie łączy.
Sherry to nie jest łatwe wino. O godzinie 11 rano pierwszy łyk Puerto Fino wcisnął mnie w krzesło. Moje kubki smakowe stanęły dęba! O ile nos był zachwycający, o tyle to, co mój mózg zarejestrował chwilę później, było ciężkie do przełknięcia. Niesamowity zapach orzechów, mocno prażonych migdałów i drożdży nie wróży słodyczy, lecz nie przygotowuje również na to, co stanie się z naszym podniebieniem. Fino to prawdopodobnie najwytrawniejsze wino świata! Zero cukru. Ma się wrażenie, jakby po języku przejechała nam zimna stal noża. To mineralność fino. Do tego mamy posmak jak po wyjściu z oceanu, lekka słoność wysuszająca dziąsła. To może być nieprzyjemne, ale… ja lubię whisky… Uwielbiam torfowego, słonego Ardbega czy Laphroaig. A pierwszy łyk sherry skojarzył mi się właśnie z tymi smakami i myślę, że to zdecydowanie coś, co powinno spodobać się fanom szkockich destylarni. Fino czy manzanilla (również bardzo mineralna i słona) to dla mnie idealny towarzysz seansu przed telewizorem czy spotkania ze znajomymi w barze. Jeden kieliszek można sączyć długo zagryzając orzeszkami, migdałami czy oliwkami.
My jednak wszystkich sherry spróbowaliśmy do jedzenia. Założeniem degustacji było przekonanie nas do tego, że należy traktować je jak normalne wino i nie bać się łączenia z potrawami. I w ten sposób odkryłam, że grzanka z wędzonym łososiem fantastycznie współgra z fino (chyba już zrozumieliście, że to moje ulubione wino tego dnia?), a manzanilla świetnie pasuje do makaronu z rakami i chili (czy innymi owocami morza w tym samym stylu). Amontillado, które aromatami obiecuje słodycz (toffi i cynamon), podobno komponuje się najlepiej z zupą imbirową (sic!), szparagami i karczochami. My spróbowaliśmy połączenia z sałatą z kaczką i było ciekawe… Z sherry trzeba jednak uważać, żeby nie zasłoniło smaku potrawy, musi mieć ona na tyle zdecydowany smak (dobrze, jeśli są w niej nuty słone lub wręcz przeciwnie – odrobina słodyczy), żeby nie pozwolić się zdominować. Trudno mi zatem wyobrazić sobie dobre połączenie z palo cortado, które oprócz tego, że ma przepiękny kolor starej skóry i toffi, słono-przyprawowy nos i gorzko-zielony smak orzechów włoskich, charakteryzuje się też nutami kwaśnymi, jak zjełczałe masło, które są naprawdę intensywne i z którymi ja tym razem nie potrafiłam sobie poradzić (ale już nie mogę się doczekać kolejnego podejścia!).
Nie mam bogatych doświadczeń z sherry, jak pewnie wielu czytelników. Dlatego opisuję tu dokładnie, czego możecie się spodziewać. Wiecie już, że sherry to twardy orzech do zgryzienia. Ma ciężki charakter, ale ja lubię wyzwania. Żądnych przygód zachęcam, zwłaszcza że Mielżyński daje Wam do wyboru całą gamę, zarówno cenową, jak i jakościową. Spróbujcie do migdałów, do makaronu, jako digestif. Znajdźcie swój sposób na dogadanie się z Palomino, zapewniam was, że jak się rozgada, może was w sobie rozkochać.
A jak nie przekonuje was wytrawność żylety i potrzebujecie w życiu słodyczy (za mało tulenia w dzieciństwie?) – sięgnijcie po Pedro Ximénez San Emilio, albo jeszcze lepiej – po 30-letni Pedro Ximénez VORS. Takie smaki uważa się za „kobiece”, ale Panowie, nie oszukujmy się, to wy jesteście megałasuchami, a to wino jest jak rozgrzana słońcem skóra Evy Mendes posmarowana kawowo-czekoladowym musem do ciała. Wiem, że się jej nie oprzecie!
Piłam i jadłam na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego.