Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Sherry bez szans

Komentarze

Polski światek winiarski jest na tyle mały, że wszyscy o wszystkim wiedzą. Zapewne więc słyszeliście o inicjatywie Sherry, Porto, Madera. Facebookową stronę pod taką nazwą założył Andrzej Daszkiewicz, redaktor Magazynu Wino i wieloletni orędownik win wzmacnianych, bo tak się zbiorczo określa tę rodzinę dziwnych trunków, które składają się w części z wina, a w części z wódki.

Przemierzyłem z Andrzejem wiele winnic w Portugalii i wypiłem z nim bodaj beczkę porto. Wiem, że te wina kocha autentycznie i promuje je ideowo. Od wielu lat objaśnia je i zachęca do nich na swoim blogu. Facebookowy „fanpejdż” to naturalne przedłużenie tej życiowej misji, określonej w manifeście następująco: „Miłośnicy sherry, porto, madery i innych wielkich win wzmacnianych. Ta strona jest dla Was. Policzmy się, pokażmy, że jest nas na tyle dużo, że trzeba i warto pamiętać o nas i o naszych wzmacnianych potrzebach. Naszym celem jest propagowanie wiedzy o historii i dzisiejszej sytuacji win, które odegrały tak wielką rolę w historii i kulturze wielu narodów”.

Zrzut ekranu 2016-03-11 o 06.32.13

Co do porto, jestem optymistą. Po pierwsze, czołowe porto to najlepsze wina świata. Piszę to z całą odpowiedzialnością; podany Andrzejowi i mnie na niedawnej imprezie Essencia do Vinho Quinta do Noval Vintage 2013 miał taką jakość owocu, o jakiej mogą tylko pomarzyć Lafity i Barola tego świata. Po drugie, 20% alkoholu i 100 g cukru to jest kombinacja idealna dla polskiego konsumenta. Wystarczyło zresztą, że Biedronka wstawiła na półki parę porto po 20 zł i już Polska stała się dwunastym największym rynkiem dla tego wina. A to dopiero początek.

Co do madery, nie będę się wypowiadał. Jest to wino kompletnie niszowe, robi je już tylko ośmiu producentów; niewykluczone, że za naszego życia ta liczba spadnie do trzech albo nawet do zera. Zostanie nam do wypicia parę starych roczników, ale robimy to raz do roku. Możemy o tych winach mówić i pisać, to niczego nie zmieni.

Oldskulowy serwis sherry. © Sandeman.
Oldskulowy serwis sherry. © Sandeman.

Co do sherry, sprawa jest ciekawa. Sinusoida popularności tego andaluzyjskiego wina ma wyjątkowo dużą amplitudę. Sherry zdążyło już być winem najpopularniejszym na świecie oraz kompletnie zapomnianym. Dziś jesteśmy bliżej tej drugiej opcji. W globalnym kontekście nikt sherry nie pije i nikt go nie kocha, z wyjątkiem dziennikarzy winiarskich, którym się przejadły wszystkie „normalne” wina oraz garstki hipsterów w Londynie i Nowym Jorku, którzy w przerwie między Lambrusco a pomarańczowym Trebbiano wychylą szklankę amontillado w jakimś concept barze. Owszem, producentom sherry udało się zrobić trochę hałasu wokół siebie – zaczarowali paru sommelierów, wyciągnęli z piwnic 50-letnie rarytasy, sprawnie się „spremiumizowali”. Tyle że rozmawiamy o niszy w niszy. O koncercie fagotowym granym na instrumentach z epoki dla kilkunastu osób. Mainstream sherry nie pije i nie będzie pił, bo przestaliśmy pić wina utlenione i do nich nie wrócimy. Nie wrócimy, bo skoro przestaliśmy je pić, to przestaliśmy je też rozumieć. Normalny winopijca na widok bursztynowego płynu pachnącego orzechami i politurą zmyknie, gdzie pieprz rośnie. Sprawdziłem to wielokrotnie na tzw. próbie statystycznej. Nie do przełknięcia przez osoby całkiem rozsmakowane w Tempranillo i Sangiovese okazało się nawet sherry fino, czyli teoretycznie najbardziej „normalny” typ sherry. „Śmierdzi chlorem” – taka była reakcja.

Sherry nie ma w Polsce szans. Widzimy to na każdym kroku. Nawet najlepsi nad Wisłą sommelierzy, którzy teoretycznie powinni dumnie nieść sztandar tego, według stereotypu „najbardziej gastronomicznego wina na świecie”, pytanie przeze mnie wzruszali ramionami. „Fino czasem ktoś zamówi na aperitif, amontillado – nie sprzedaję nigdy” – rzekł mi jeden z nich. Co więcej, sherry dostaje śmiertelne ciosy nawet od tyłu – do kart trafiają wina utlenione z innych regionów, zjadając mu sprzed nosa nawet tych kilka okruszków konsumenckiego tortu. Wino żółte lub półżółte z Jury, pomarańczowe z Gruzji, wytrawny samorodny z Tokaju – prędzej takie etykiety zobaczymy dziś w restauracji, niż amontillado. Nie może zresztą być inaczej, skoro oprócz zrozumienia smakowego sherry wymaga jeszcze wielostopniowej wiedzy teoretycznej. W czasach, gdy nasz attention span ledwie wystarcza na złapanie różnicy między crianzą a roble doprawdy nikt nie będzie analizował, czy manzanilla amontillada to bardziej manzanilla, czy bardziej amontillado.

Tak wygląda rotacja sherry w Polsce. © Maestrochworld.com.
Tak wygląda rotacja sherry w Polsce. © Maestrochworld.com.

Edukacyjno-pasjonacki projekt Sherry, Porto, Madera Andrzeja Daszkiewicza pokazuje zresztą ciasność tej niszy. W arcyciekawym materiale o sherry opublikowanym w Magazynie Wino Daszkiewicz pisał: „Importerzy i miłośnicy sherry (a wierzę, że jest nas legion, musimy się tylko policzyć): wspólnym wysiłkiem możemy poprawić sytuację sherry w Polsce, musimy się tylko postarać!”. Kwestia „liczenia się” pojawiła się ponownie na Facebooku. No i mizernie to wyszło – po paru miesiącach znalazło się raptem 195 adeptów sherry, porto i madery razem wziętych. Nie jest „nas” więc legion, tylko kilka stolików kawiarnianych i w takim gronie będziemy sobie dalej o sherry dywagować. 

Nie może zresztą być inaczej, skoro z dokonanego przez Daszkiewicza przeglądu półek z sherry wyłania się obraz kompromitujący. Pal licho mikroimporterów, ale nawet u dużych dystrybutorów takich jak Winkolekcja czy Mielżyński butelki sherry czekają na klienta ponad dwa lata! Kiedyś mawiano, że fino manzanilla powinno zostać osuszone w ciągu sześciu miesięcy od zabutelkowania. Dziś podejście jest już mniej ortodoksyjne, ale niezależnie od przydatności owych win do spożycia druga część równania pozostaje w mocy: tych win po prostu nikt nie kupuje i nie pije. Nie kupuje, bo są zbyt skomplikowane. Nie pije, bo utlenienie nijak nie pasuje do naszego nowego winiarskiego lajfstajlu – sałatki z kozim twarożkiem i jarmużowego koktajlu. 15–20% alkoholu w tych winach też stało się problemem. „Wspólny wysiłek” ambitnych importerów i konsumenckich ambasadorów niczego tu nie zmieni.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • GrzegorzC

    Cytuję: „20% alkoholu i 100 g cukru to jest kombinacja idealna dla polskiego konsumenta”, koniec cytatu. Nie dla każdego, nie dla każdego. ;-)

    Ps. Szamorodni szaraz – mniam, mniam :-)

  • Krystian Iwanowski

    Skoro na półkach polskich sklepów można spotkać nawet 5 letnie fino, to trudno żeby ktoś się do niego przekonał.

  • Krzysiek Simsak

    Porto lubię i czasami kupuję, ale dla tego wina muszą być odpowiednie warunki, okazja – nie otworzę Porto, tak po prostu, we wtorek po pracy, jak zwykłych, niewzmacnianych win.
    Madera – w Polsce droga i ciężko dostępna, ja lubię, ale rzeczywiście raczej przyszłości to wino nie ma.
    Sherry – jestem w stanie wypić ze smakiem właściwie tylko PX (chociaż i tak wolę inne słodkie wina), wszystkie inne jakie próbowałem, to była ciekawostka, na której powtórny zakup nie miałem ochoty, więc w tym wypadku dobrze rozumiem, że rynku na Sherry nie ma i prędko się to nie zmieni.

    • Sebastian Zdegustowany Bazylak

      Krzysiek Simsak

      Ja porto i sherry otworzę we wtorek i będę pil po kieliszku przez najbliższy tydzień. Zwykłe wino – butelka na dwa dni, bo później już średnio z kondycją.

      • Andrzej Monastyrski

        Sebastian Zdegustowany Bazylak

        Sebastian, co otworzyłeś wczoraj? Jeżeli sherry, to biegnę na kieliszek :)

  • Kamil

    Zastanawia mnie brak sherry w gastronomii – mamy coraz więcej knajp tapasowych czy ze smażonymi przekąskami, a win z Andaluzji nigdzie nie uświadczysz (a jak już jest, to naznaczone powszechnym winiarskim grzechem restauracyjnym – za ciepłe). Być może to jeszcze przed nami, potrzeba londyńskiego Pepito, za którym zaczną powstawać kolejne tego typu miejsca.

    • Krzysiek Simsak

      Kamil

      W samej Andaluzji (sprawdzałem w Maladze, ale kojarzę artykuł T. Prange-Barczyńskiego w której opisywał taki sam obraz jaki ja zobaczyłem) w zwykłych tapasowych knajpach wszechobecne jest Verdejo i inne lekkie, hiszpańskie wina, a Sherry jest marginesem, więc nie spodziewam się nastania mody na Sherry w Polsce – to jest dosyć specyficzne wino, którego po prostu można nie lubić, nawet jeśli się je zna.

    • Wojciech Bońkowski

      Kamil

      brak sherry w gastronomii wynika z braku popytu.

      • Kamil

        Wojciech Bońkowski

        A czy ten brak nie jest po części efektem tego wzruszania ramion przez sommelierów i ich małego zainteresowania tematem win wzmacnianych? Nie ma popytu i nikt go nie kreuje bo nie ma popytu. Nie kojarzę miejsc gdzie sherry czy porto było w stałej ofercie i szerszym zakresie niż 1-2 butelki.

        • Wojciech Bońkowski

          Kamil

          To nie jest tak, że popyt można dowolnie „kreować”. Sommelierzy są zainteresowani tymi winami, sami je chętnie piją. Mogą je proponować, ale nie mogą ich wmuszać, a wg świadectw które zebrałem po prostu goście nie chcą tych win pić i za nie płacić.

          • Kamil

            Wojciech Bońkowski

            Ok, bardziej obserwuję od strony efektu i braku podaży – chociaż uwielbiam czekoladę, lody czy creme brulee, to na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy mogłem połączyć to z porto czy PX.

      • lec

        Wojciech Bońkowski

        nie pojawia się na degustacjach więc skąd klienci mają wiedzieć czy warto kupić takie wino

  • Paweł Woźniak

    Wojtku, wspomniane przez Ciebie „pomarańczowe wino z Gruzji” nie jest winem utlenionym (a wprost przeciwnie!)

    • Wojciech Bońkowski

      Paweł Woźniak

      Żeby nie wdawać się w dyskusję – jest winem w tym samym stylu smakowym co sherry amontillado.

      • Paweł Woźniak

        Wojciech Bońkowski

        To trochę tak jakby porównać portera bałtyckiego z likierem kawowym…

        • Mateusz Papiernik

          Paweł Woźniak

          Porter. Ten porter, nie tego portera. :)

          • Paweł Woźniak

            Mateusz Papiernik

            „W tym wypadku za wzorcowe uznać należy formy porteru, stoutu, gdyż wyrazy pochodzenia obcego przybierają raczej tę końcówkę. Słowniki opowiadają się za takimi formami właśnie. Nie dziwią mnie jednak formy portera, stouta, bo wyrazy te występują głównie w języku mówionym.
            Dylemat ten najłatwiej rozwiązać, przyjmując, że dopuszczalne są obie końcówki, przy czym -u jest typowa dla języka pisanego, -a dla mówionego.
            Osobnym problemem jest pisownia, wielka litera ma uzasadnienie tylko wtedy, gdy chodzi o markę.
            Jan Grzenia”

          • błędnik

            Paweł Woźniak

            Pana odpowiedź odnosi się do dopelniacza, a użył Pan biernika. Kula w płot…

          • Piotras

            Mateusz Papiernik

            „Uwielbiam” forumowe jakże mądre dyskusje nad poprawną polszczyzną, które nijak się mają do istoty wątku. No, ale cóż, niektórzy muszą.

  • Marcin Czerwiński

    Ciężki temat. Ostatnio zmarnowałem 15 minut życia na tłumaczenie klientowi zawiłości produkcji Malagi PX, zahaczając o sherry i iberyjską tradycję win wzmacnianych. Zaznajomiłem go z fenomenem utelenienia, systemem solera oraz fenomenem transformacji barwy białego wina w czerwone/bursztynowe w kieliszku, gotowanych moszczach, syropach arrope etc.. Mój wykład gość skwitował to zdaniem: „Jak ja to wytłumaczę żonie?”, i wyszedł.
    Dzień wcześniej tłumaczyłem restauratorowi, żeby zmienił w swojej karcie win informację, że Malaga jest winem czerwonym słodkim. Niewiele pomogło.

    W ogóle na sherry jest mały popyt. Na palcach jednej ręki mogę policzyć moich stałych klientów/miłośników tego, głównie w wersji amontillado. Fino nawet hipsterzy nie chcą ;) Parafrazując klasyka. Sherry, taki mamy klimat.

    • Krystian Iwanowski

      Marcin Czerwiński

      Wiadomo że interesu na sherry nikt nie zrobi, ale w każdym sklepie powinno być kilka butelek dla tych nielicznych którzy sobie to wino bardzo cenią. Nie rozumiem problemu z odbiorem tego typu wina, tak samo jak torfowych whisky, są to smaki tak niecodzienne i ciekawe, zarazem świetnie pasujące do wędzonych wędlin, ryb, których jak mi się wydaję spożywamy sporo. Kto nie popijał nigdy wędzonej makreli, dobrze schłodzoną sherry, ten nie wie co traci. Myślę że tych 15min, Pan nie stracił, jakiś ślad w głowie klienta pozostał, a nawet jeżeli nie to jest to zawsze godny pochwały wysiłek, w końcu rzecz nie tylko w opychaniu towaru.

      • Marcin Czerwiński

        Krystian Iwanowski

        Ciekawość – słowo klucz.

      • GrzegorzC

        Krystian Iwanowski

        Właśnie przed chwilą zakończyłem popijać wędzoną makrelę kieliszkiem sherry i potwierdzam – bardzo udane połączenie. ;-)

    • Marcin Aleksander

      Marcin Czerwiński

      Z całym szacunkiem, ale to raczej ten klient zmarnował… Czasami zupełnie nie rozumiem sprzedawców, przychodzę do sklepu i grzecznie proszę o konkretną butelkę, w zamian słyszę jakiś zupełnie nie interesujący mnie w danej chwili laborat o jakichś kadziach stalowych, temperaturze, zbiorze itp. Zupełnie niedawno moja żona też musiała wysłuchać dłuższego spiczu o winie (inny sklep, inna pora, inna przygoda, bajka ta sama) Uwaga ogólna: bardzo proszę szanować klienta i bez wyraźnej potrzeby, czyli bez czytelnych znaków od klienta nie wygłaszać na bezdechu żadnych tyrad o pochodzeniu wina, rozmnażaniu się winiarzy i innych takich. Dobry sprzedawca to dyskretny sprzedawca.

      • Marcin Czerwiński

        Marcin Aleksander

        Misiu kolorowy jesteś w mylnym błędzie. Nie znasz sytuacji, więc bardzo proszę nie wypowiadaj się.
        Parafrazując. Dobry miś, to dyskretny miś.

        • Marcin Aleksander

          Marcin Czerwiński

          Czesiu miły, odnoszę się do tekstu. Było dopowiedzieć kontekst i nie pojękiwać. Dobry Czesiek to inteligentny Czesiek.

          • Marcin Czerwiński

            Marcin Aleksander

            To nie „Koali” odpowiadałem!? Misiowi o małym rozumku?

            Pozdrawiam czule :*

          • Marcin Aleksander

            Marcin Czerwiński

            Ok po edycji :D. Co złego to nie ja. Skłoniło mnie to do refleksji, bo doświadczam dziwnych sytuacji jako klient. Pisałem ogólnie, to nie było nic osobistego. Uczył Marcin Marcina.

  • GrzegorzC

    Włączając się nieco poważniej do dyskusji, chciałbym powiedzieć, że ja mam duży problem z wysokoalkoholowymi wzmacnianymi winami. Mi one po prostu nie smakują. Znajomość tradycji, techniki produkcji, umiejętność interpretacji itp. itd. niczego tu nie zmienia. Może problemem w małej konsumpcji tych win nie jest ich niezrozumienie tylko wysoki alkohol który wielu ludziom przeszkadza? Swoją drogą współczesna krytyka winna raczej z pewną niechęcią odnosi się do potężnie zbudowanych nie wzmacnianych 16% potworów, a jednocześnie przychylnie patrzy na Iberyjskie wina wzmacniane które tych procentów mają 20. Nie do końca to rozumiem? Może nie wszystko co ma długą tradycję zasługuje na to żeby to kultywować i dzisiaj? Świat się zmienia, zmieniają się potrzeby i smaki ludzi.

    • Wojciech Bońkowski

      GrzegorzC

      Tradycja to tylko jeden z elementów. Drugim jest na przykład równowaga, złożoność smaku czyli elementy tzw. jakości. Trzecim – unikatowość. Myślę że to przemawia za pozytywną oceną takich win jak sherry lub porto.

      Co do zawartości alkoholu – nie tylko krytyka winna ale też i konsumenci szukają dziś win z niższą zawartością alkoholu. Jednak ta zawartość powinna być oceniana w kontekście smaku. Raczej krytyka winna nie oponuje przeciw 16% w Amarone albo Châteauneuf-du-Pape, tylko w Bordeaux albo chilijskim Merlocie. Bo też naturalnym przedziałem dla szczepów bordoskich jest 12–13,5% i dlatego one kiepsko smakują, gdy mają 16%. Natomiast Primitivo albo Grenache mają naturalny przedział 14–16% i to odczucie alkoholu jest inne. W odczuciu alkoholu w winach wzmacnianych decydujące znaczenie ma czas leżakowania – po 20, 30 latach w beczce te wina mają bardzo zintegrowany, wręcz delikatny alkohol, i to pomimo tego że w połowie pochodzi on z destykacji i ma zupełnie inny smak.

      • GrzegorzC

        Wojciech Bońkowski

        Rzeczywiście 20 czy 30 letnich Porto nigdy nie piłem, natomiast tych kilka młodszych które miałem okazję pić odrzucało mnie wysokim wyczuwalnym alkoholem oraz wysokim nie zrównoważonym cukrem, ciężko mi było przebrnąć przez kieliszek.

        • Marcin Aleksander

          GrzegorzC

          Hm, mam bardzo podobne doświadczenia z Porto, zawsze męczę kieliszek i najchętniej popiłbym go wodą z cytryną :). Ale ja ogólnie nie przepadam za rzeczami z wyraźną słodyczą, ale są też tacy, którzy zajadają się ciastami i innymi snickersami. To zapewne potencjalny target win wzmacnianych.

    • Krystian Iwanowski

      GrzegorzC

      Kogo obchodzi krytyka winna? Panowie sobie popiszą, pomówią, a konsument i tak kupi to co będzie mu najbardziej odpowiadało. Wyższe stężenie alkoholu ma w winach wzmacnianych swoje uzasadnienie, nie chodzi mi tylko o sam proces technologiczny. Alkohol jest nośnikiem aromatu i smaku, buduje strukturę wina. Wydaje mi się że alkohol w winach wzmacnianych kontruje słodycz, być może podkreśla, sprawia że są one żywe pomimo sporej słodyczy. Trzeba by zapytać uczonych w winie. Nie sądzę żeby on był przeszkodą, oczywiście w jakimś marketowym porto jest on palący i ogólnie nieprzyjemny, natomiast dobrze ułożony jest lekko rozgrzewający, przyjemny. Poza tym istnieje spora grupa ludzi którym ten rodzaj alkoholu bardzo smakuje, osobiście uważam, że niewiele jest alkoholi dających tyle przyjemności co dobrej klasy wina wzmacniane. Dlatego nie sądzę aby te wina zniknęły, bo świat się zmienia. Wracając do alkoholu, jeżeli będzie Pan miał kiedyś okazję, proszę spróbować jakiejś whisky słodowej butelkowanej w różnych stężeniach np. 40%, 43% ,46% 58%, zapewniam że po dodaniu wody będą smakowały zupełnie różnie, przy czym te o wyższym stężeniu będą bez porównania bogatsze pod każdym względem.

      • Wojciech Bońkowski

        Krystian Iwanowski

        W dużej części się zgadzam, aczkolwiek pisanie „alkohol w winach wzmacnianych kontruje słodycz” pod tekstem o sherry, które w większości są winami wytrawnymi, jest ciut nie na temat ;-)

        Porównanie do whisky jest nie do końca trafne, bo wyższa zawartość alkoholu (np. 58%) jest właśnie tą naturalną, a niższe moce osiąga się dolewając wody. W porto i sherry jest dokładnie odwrotnie – alkoholu jest tym więcej, ile go dolejemy, a im jest go mniej, tym więcej wina, a więc i smaku, bo wino ma więcej smaku niż spirytus.

        • Krystian Iwanowski

          Wojciech Bońkowski

          Ma Pan racje. Po prostu za dużo kawy..

  • Paweł Woźniak

    Wg. mnie w dużej mierze na estetykę win wpływ ma marketing i połączone z nim rozmaite kursy (od WSET po pokrewne) i ustawiony cały handel – koło się zamyka. Z całym szacunkiem sommelierzy też są częścią tej machiny i ich myślenie jest kreowane pod rynek. Takie są reguły i co zrobić? Wygra ten, kto będzie umiał przewidzieć jak ten rynek cyklicznie ustawi się za 10-15 lat. Być może ludzie zatęsknią za utlenionymi winami i wtedy zmieni się wszystkie podręczniki i na półkach znowu błyszczeć będzie Manzanilla, Tokaj Szamorodni, Jura….

    • Wojciech Bońkowski

      Paweł Woźniak

      Na wybory konsumentów w markecie i sklepie winiarskim mają wpływ kursy WSET? Konsumenci nie wiedzą, co im smakuje i dają sobie po prostu wcisnąć to Sauvignon Blanc z Nowej Zelandii? Martwiłbym się, gdyby taki stosunek do konsumentów miał importer wina.

      • Paweł Woźniak

        Wojciech Bońkowski

        Oczywiście. Nie mam nic przeciwko takim kursom, są zjawiskiem jak każde inne w ogólnym systemie produkcji, reklamy i dystrybucji win.
        A styl SB z N.Zelandii jest jak najbardziej wykreowany pod statystyczny odbiór.
        Pytanie tylko jak długo tak nudne i przewidywalne wina będą dominować – trendy się zmieniają.

        • Winny Marek

          Paweł Woźniak

          Panie Pawle, po ubiegłorocznej degustacji win z NZ zupełnie nie miałem wrażenia, że są to wina wykreowane pod statystyczny odbiór, być może dlatego, że kurs WSET dopiero przede mną. Było sporo win odbiegających od „nudnej średniej”. Ponad to będąc kilka lat temu w Madrycie w niewielkiej knajpce z wielką przyjemnością wypiłem i fino i amontilado i oloroso. Doświadczenie było bezcenne.

          • Paweł Woźniak

            Winny Marek

            Czyli jest Pan jednym z tych odważnych, którzy mają otwarty umysł i być może są zalążkiem zmiany trendu :-)

    • wdr

      Paweł Woźniak

      podejrzewam, że spora część uczestników (min. ja) kursu WSET Int. pierwszy raz pije wszystkie rodzaje sherry właśnie na kursie.

  • Ann

    Nie wiedziałam, że madera to taki biały kruk. Tym większy szacunek dla Biedronki, ze mogliśmy chyba 2 lata temu go popróbować.

  • Andrzej Daszkiewicz

    Wojtku, dziękuję za ten tekst i w szczególności za pomoc w promocji Facebookowej strony „Sherry, porto, madera” (w jej prowadzeniu pomagają mi inni członkowie ekipy Magazynu WINO) – w tej chwili lubi ją już 220 osób, jak widać potencjał jest, trzeba tylko do niego dotrzeć :)
    Zgadzam się z większością Twoich tez, patrzę jednak na wszystko bardziej optymistycznie. Na przykład madera ma się dziś chyba lepiej niż choćby dziesięć lat temu, co widać tak po cenach win – dziś są dużo wyższe niż wtedy – jak i po fakcie, że producentów jednak przybyło, 10 lat temu było ich „sześciu i pół”, ten siódmy dopiero zaczynał, dziś zaczyna już ósmy. W kwestii sherry: poza niektórymi typami win słodkich to jest dziś jednak smak, którego trzeba się nauczyć, wino jest dziś zdominowane przez „kult owocu” i intensywne nieowocowe aromaty sherry rzeczywiście mogą stwarzać problemy, ale podobnie problematyczne dla początkujących podniebień mogą być choćby oliwki i niektóre pleśniowe sery, a jednak nauczyliśmy się je jeść. Zresztą to właśnie z takim „pikantnym” (po angielsku napisałbym „savoury”) jedzeniem najłatwiej początkujących do sherry przekonać. Moda na celowo utlenione wina może się też pojawić dzięki modzie na „wina naturalne”. Z amontillado jest chyba najłatwiej i paradoksalnie pomaga tu inny dzisiejszy (czy może już wczorajszy?) kult, „kult beczki”.
    Co do „manzanilli amontillady”, to producenci zdali sobie sprawę z problemu już jakiś czas temu i dziś muszą się zdecydować, który z tych dwóch terminów chcą umieścić na etykiecie, podobnie jest zresztą z „fino amontillado”, które znajdziemy już tylko na starszych butelkach (choć jeszcze całkiem niedawno „fino amontillado” w polskim sklepie widziałem).
    Pozdrawiam z kieliszkiem palo cortado!

    • Sławomir Hapak

      Andrzej Daszkiewicz

      224 ;-)

    • Wojciech Bońkowski

      Andrzej Daszkiewicz

      Mam nadzieję że jest jasne, że bardzo wspieram Twoją inicjatywę (na FB przysługuje mi bodaj legitymacja nr 9 ;-)
      Po prostu nie widzę szans, by w Polsce ów „pikantny” smak się komercyjnie przyjął. Liczba 224 adeptów jednak to potwierdza i w pełni koreluje z wiekiem butelek obecnych na naszych półkach.

      • Pawel Peryga

        Wojciech Bońkowski

        Mi ten link do facebooka nie działa. Czy to znaczy, że jest dostępne tylko dla zalogowanych?

        • Andrzej Daszkiewicz

          Pawel Peryga

          Z uwagi na tematykę (alkohol) Facebook pokazuje stronę tylko osobom pełnoletnim, a do weryfikacji pełnoletności używa daty urodzenia podanej przez użytkownika konta, stąd konieczność posiadania konta i zalogowania się.

  • Boguś

    Najbardziej poszkodowanym z win, pieśnią przeszłości i odbytych zwycięstw jest malaga. Porto się trzyma, bo nie trzyma poziomu, albo jest coś w stylu „pisz pan porto” albo sakramencko drogie Porto, podobnie z maderą, sherry jest na poziomie wyprzedaży, skoro bez problemu można dostać nawet rocznikowe za ułamek swojej wartości (kolega miał urodziny i bez problemu w delikatesach FRAC kupiłem sherry z jego rocznika). O innych rodzynkach w podobny deseń nie wspomnę. Z drugiej strony, jak pamiętam, malaga była popularna w latach 90tych, a sherry dopiero wchodziło na scenę (zresztą też gdzieś w tym okresie pojawiło się Offley z całą serią, co było czymś absolutnie nowym).

  • DD

    Sherry to absolutnie jedyne, niepowtarzalne, rozpoznawalne zawsze i wszędzie, organoleptycznie rozrzewniające i niezapomniane wino. Moim zdaniem przetrwa i jestem przekonany, że Pan, Panie Wojtku również tak uważa (pomimo prowokacyjnych zaczepek w komentowanym artykule). Po co nam te wszystkie czarne śliwki medokańskie i burgundzkie akwarelowe poziomki? Są orzechy laskowe, włoskie, migdały, sól, pomarańcze, skóra spalona słońcem, drożdże i to wszystko takie wtopione w ciecz, trochę mroczne (oloroso, palo cortado), utlenione i milczące, strzeliste i ostateczne, jak wrak hiszapńskiego statku na dnie oceanu. Gdzie go szukać, gdzie, no gdzie? Spanish caravan… Jerez de la Frontera? Wspomnienie! Całe ściany sklepów w sherry! Dziesiątki producentów sherry w kartach tapas barów! Miliony beczek i miliony Montresorów! Ta katedra-miasteczko Emilio Lustau, i inne jeszcze, otoczone przez rozsypujący się barok i podstarzałych homoseksualnych amantów tańczących flamenco, brud biedoty, relikwie protez i purpurę biskupa święcącego pod katedrą pierwsze zerwane winogrona sezonu, w rytm orkiestry, chórów i okrzyków tłumu… Odleciałem!

    P.s.
    Gdybym miał konto na FB, wpisałbym się bardzo, ale nie mam…

    • Wojciech Bońkowski

      DD

      Niepowtarzalne – oczywiście, migdały, sól, pomarańcze, potwierdzam, ale nie o tym był tekst. Tekst był o tym, że mało kto łapie te klimaty i ta grupa w Polsce się raczej nie powiększy.

      • DD

        Wojciech Bońkowski

        Tekst artykułu czytałem. Wolę optymizm Andrzeja Daszkiewicza. Pisałem o przetrwaniu sherry, ponieważ w dyskusji pojawiły się pesymistyczne sugestie wieszczące śmierć rynkową tego wina nad winami. Trzeba odwiedzić andaluzyjski trójkąt sherry, żeby przekonać się, że i jak to wino żyje. No ale prywatny import – przy podróży samolotem – skazany jest oczywiście na nikłą i szybko znikającą w domowych warunkach ilość szkła (a świeże fino naprawdę inaczej smakuje). Polski rynek konsumencki wina znajduje się w stanie raczkującym, dajmy mu szansę; powoli, ale będzie odkrywał sherry. Jeszcze nie tak dawno ktoś mógłby sądzić, że nie wyjdziemy poza owocowy, przemysłowy banał kalifornijskich i chilijskich win, które zresztą stanowiły i tak duży krok naprzód wobec taniego oceanu płynącego z Bułgarii czy innych do niedawna (a teraz na powrót?) baaardzo zaprzyjaźnionych krajów. Dlatego każda inicjatywa promująca sherry, każda okazja do skreślenia kilku ochów i achów na jego cześć, a nawet każda wypowiedź uświadamiająca istnienie czegoś tak osobnego jak to metawino jest cenna.

      • Olson

        Wojciech Bońkowski

        Zdecydowanie popieram DD, bo smutna to była dyskusja, a raczej konkluzja. Ale nie ma tego
        złego… Pędzę na stronę Daszkiewicza, skoro jest :)

  • Bohdan Palowski

    Niech tylko nie przerywają produkcji sherry – bo zabraknie beczek do maturacji whisky …

  • Piotr Zastrozny

    A my tu cicho wierzymy, że możemy zmienić świat :) http://festus.pl/sklep/wino-wzmacniane/sherry.html

    • Marcin Czerwiński

      Piotr Zastrozny

      WOW!

      • Piotr Zastrozny

        Marcin Czerwiński

        Panie Marcinie, ma Pan rację.

    • Karol Klat

      Piotr Zastrozny

      Jak na wymierający gatunek, to sporo tego macie…

      • Piotr Zastrozny

        Karol Klat

        lubimy, dlatego mamy.

  • Ja nieśmiało reaktywuję temat – w El Catador na półkach, w stałej ofercie, jest obecnie kilkanaście (a może i więcej) rodzajów sherry (Valdespino i nie tylko).