Rzymskie rozterki
Wieczory we włoskich miastach to dla mnie czas trudnych decyzji. Wybór miejsca na kolację nie jest prostą sprawą: powinno być lokalnie i niedrogo; mało turystów, dużo miejscowych, a w karcie typowe dla regionu potrawy. Łatwo powiedzieć, ale w opanowanych przez turystów centrach Rzymu, Florencji czy Wenecji wymaga to dłuższych poszukiwań. A i lokalni restauratorzy potrafią być dla turystów bezwzględni – najgorszą pizzę w życiu jadłem w Weronie, najgorsze gnocchi we Florencji, a poczucie, że przemysłowe makarony Barilla przeszły magiczną metamorfozę w „pasta artigianale” towarzyszyło mi wielokrotnie.
Niedawno spędziłem kilka dni w Rzymie i temat kolacji powrócił. Niedaleko Parlamentu udało mi się trafić na enotekę, w której kilka lat temu znalazłem Barolo 1989 Scarpy. Nie było tanio, ale wciąż mam poczucie, że warto było wydać 14 euro na kieliszek jednego z najlepszych win, jakie piłem. Tym razem Scarpy na kieliszki nie było, a zakup butelki Biondi Santi 1891 za 33 tys. euro odłożyłem na lepsze czasy. Campo di Fiori opanowali sprzedający włoskie specjały Hindusi (być może gdzieś tam chłodzą już butelkę Chianti dla Marka Bieńczyka). Z pełnego turystów Zatybrza uciekłem, a kolację zjadłem w najmniej oczekiwanym miejscu – niedaleko hiszpańskich schodów.
W uliczkach pełnych salonów firmowanych nazwiskami najsłynniejszych włoskich dyktatorów mody ulokowała się Enoteca Regionale del Lazio. Duży (jak na to miejsce) lokal z kilkoma stolikami i dodatkowymi miejscami na piętrze pełen jest regionalnych skarbów. Wina, oliwy, a do tego konfitury i marynowane warzywa – wszystko z Lacjum. Dużo win na kieliszki ( 3-5 euro), do których zamówić można wędliny i sery. W karcie dominują bazujące na lokalnych składnikach regionalne dania (makarony po 12 euro, dania główne po 20-25 euro). Ręcznie robiony makaron z dojrzałym owczym serem i pieprzem (tonnarelli „cacio e pepe”) okazał się szczytem wyrafinowanej prostoty. Równie ciekawe były typowe dla Viterbo tagliatelle z białym ragu z królika podawane na musie z soczewicy. Kilka pytań o autochtoniczne szczepy rozświetliło twarze kelnerów i po chwili kieliszek wina spoza karty trafił na mój stół.
Ja już swoje miejsce w Rzymie znalazłem, ale uwaga – nie jestem jedyny. Około godziny 20:00 enoteka zapełnia się i bez wcześniejszej rezerwacji bardzo trudno o wolne miejsce.