Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Rioja – coś dla szefa kontrolingu

Komentarze

Po raz pierwszy spróbowałem riojy pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Było to w szalenie wówczas modnej restauracji Zamku Ujazdowskiego. Siedząca naprzeciw mnie M. wyraziła ochotę na kieliszek hiszpańskiego wina. – Lubię rioję – wyjaśniła. Samo brzmienie słowa „rioja” zawierało już całą zmysłowość odległej i gorącej Hiszpanii. Słodycz owocu urzekała, wyraźne drewno jeszcze nie męczyło, przeciwnie – dodawało powagi. Zauroczenie nie trwało jednak długo. Prysły zmysły i została nużąca przewidywalność rodem z pozytywistycznej noweli.

Hotel Marqués de Riscal w Riosze. © Marqués de Riscal

Kiedy porównamy trzy wyodrębnione w apelacji Rioja strefy (Alta, Alavesa i Baja) okaże się, że tempranillo – główny, a czasami jedyny składnik win z okolic Haro, jest słabym medium w przekazywaniu charakteru siedliska. A przecież nie ma dla pijących wino większej frajdy niż rozgrywanie wewnętrznych quizów, w których obsadzamy rolę zgadującego i jurora jednocześnie. – To Alavesa! – triumfalnie konkluduje nasz wine detective. – Brawo, świetne trafienie! – potwierdza nasz sędzia, sprawdzając informacje na stronie producenta.

Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu

Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!

Zaprenumeruj!