Papieskie rewolucje
Dla ambitnych kucharzy najbardziej oczekiwane są dni poprzedzające wydanie kolejnego przewodnika Michelina, bo przyznane gwiazdki często decydują o ich być albo nie być. Niekiedy wyrok kulinarnych recenzentów odbierany jest zbyt dosłownie – skrajnym przykładem jest historia znanego burgundzkiego kucharza, którego do samobójstwa doprowadziło odebranie jednej z trzech przyznanych wcześniej gwiazdek.
Winni krytycy nie są na szczęście aż tak wpływowi, ale wina dobrze ocenione przez Roberta Parkera czy Jancis Robinson sprzedają się lepiej – szczególnie na anglosaskich rynkach. We Francji karty rozdają rodzimi autorzy; ci najbardziej wpływowi skupieni są wokół miesięcznika „Revue du Vin de France”. Na podstawie opisanych tam degustacji wydawany jest corocznie przewodnik po winach Francji. Wina oceniane są tam w skali 20-punktowej, a najlepsi producenci honorowani gwiazdkami. Znalezienie się na kartach przewodnika jest nobilitacją, a gwiazdki to przepustka do winnego szlachectwa. Hierarchie w ramach apelacji tworzą się latami, a do spektakularnych przetasowań – szczególnie w najsłynniejszych z nich – dochodzi bardzo rzadko. Dlatego opisana w marcowym numerze degustacja Châteauneuf-du-Pape 2009 okazała się dużym zaskoczeniem.
Zasady degustacji były proste – każdy z producentów przysłał do oceny jedno wino. Niektórzy wysłali do boju podstawowe trunki, inni postawili na droższe cuvées. Degustowano w ciemno, a cena nie miała znaczenia w ostatecznej punktacji. Wyniki zaskoczyły wszystkich, gdyż pierwszą dziesiątkę zdominowały wina mniej znanych producentów. Kto z Państwa słyszał o Vignobles Mayard, Domaine Jérôme Gradassi, La Bastide Saint-Dominique, Domaine de Galuval czy Domaine La Destinée? Pewnie niewielu, a wygląda na to, że to właśnie oni będą w najbliższych latach decydowali o obliczu papieskiej apelacji. Oczywiście są to wyniki degustacji tylko jednego rocznika, ale nawet zakładając, że apelacyjne tuzy jak Henri Bonneau, Château Rayas czy Clos des Papes nie przysłali win, to wyniki są i tak zastanawiające.
Pewnie szybko zapomniałbym o papieskich winach, ale pod koniec marca spotkałem w Paryżu Marka Bieńczyka. Byłem zmęczony tygodniowym ciągiem burgundzkich degustacji, ale spragniony wina Marek namówił mnie na wizytę w pobliskim barze. Niestety, po godzinie bar zamykano, a my zaledwie zdążyliśmy opróżnić karafkę czerwonego Le Soula 2007 (była bardzo dobra). Na szczęście obok otwierano nowy lokal. Karta win nie była rozbudowana, ale zaintrygowała nas pochodząca z marcowej listy La RVF butelka Clos du Mont-Olivet 2009. Degustację wygrała wprawdzie Cuvée du Papet tego producenta, ale ciekawi byliśmy jego podstawowego wina. Pierwszy łyk i widzę, że Marek zaniemówił. To reakcja u niego rzadka – zazwyczaj grymasi. Spróbowałem i zrozumiałem wszystko. Okazało się, że mamy przed sobą wino wybitne: typowe dla grenache słodkie aromaty truskawek doskonale harmonizują z delikatnie kwasowymi, długimi, soczystymi ustami; wino ma fantastyczną budowę i wyjątkową równowagę; jest intensywne, a przy tym zwiewne i doskonale pijalne.
Po paryskim doświadczeniu zacząłem polować na inne wina Châteauneuf-du-Pape z listy RVF, a dodatkową motywacją do poszukiwań okazała się przystępna cena – większość z nich kosztuje poniżej 25€. Udało mi się znaleźć kilka butelek, ale jeszcze ich nie otworzyłem. Mogą poczekać kilka lat, wszak to wina długowieczne.
Wina Clos du Mont-Olivet sprowadza do Polski nowy importer La Cave, o którym pisze dziś Wojciech Bońkowski.