Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Przełomowe wina

Komentarze

Wiele osób uważa Małopolski Przełom Wisły za region winiarski z największym potencjałem w całym kraju. Padają konkretne argumenty, z których część omawiałem już w moim tekście zamieszczonym w drugim numerze Fermentu. Dość „kompaktowa” powierzchnia, której granice można zakreślić pomiędzy Puławami a Annopolem (to około 80 kilometrów), wzdłuż najbardziej malowniczego odcinka Wisły, biegnącego tu w wąskiej dolinie. Z wyjątkowymi siedliskami, w których przeważa gleba wapienna (choć jest też glina i margiel), ale i świadomością wśród winiarzy posiadania właśnie takich warunków geologicznych – tylko tutaj badania gleby przeprowadzano na szeroką skalę, „zanim to było modne”. Wreszcie z nasadzeniami, których większość położona jest w okolicach dwóch winiarskich „stolic” tego regionu – Kazimierza Dolnego i Janowca.

Wyjątkowa gleba. © Maciej Nowicki.

Fanom polskiego wina tej drugiej lokalizacji nie trzeba szczególnie przybliżać – w końcu Święto Wina w Janowcu to jedno z najpopularniejszych wydarzeń w Polsce (losy i termin tegorocznej edycji uzależniony jest oczywiście od sytuacji zdrowotnej, jaka panować będzie w maju). Sam Kazimierz Dolny, mimo organizowanych imprez (Kazimierskie Winobranie, Winny Kazimierz), przez długi czas pozostawał na drugim planie, a większość bardziej zaawansowanych winiarsko turystów narzekała, że trudno tam znaleźć restauracje czy nawet sklepy z lokalnie powstającymi winami. Mam wrażenie, że w tym roku sytuacja pod tym względem prezentować się będzie lepiej (w niektórych przypadkach już się prezentuje), a przybyło też powodów do odwiedzin. Dlatego po wizycie na Podkarpaciu zabieram Państwa do kolejnego regionu, by przedstawić przedsezonową relację z odwiedzin u kilku producentów.

Maciej Mickiewicz prezentuje nowy rocznik. © Maciej Nowicki.

Mickiewicz Winnica Rodzinna

Nim napiszę o nowych projektach, zacznę od prawdziwego nestora Małopolskiego Przełomu Wisły, czyli Macieja Mickiewicza. Jego 17-letnią już (!) przygodę z winiarstwem (pierwsze nasadzenia pojawiły się w 2004 roku) można właściwie podzielić na dwa etapy – do rebrandingu, gdy działała jeszcze jako Winnica Solaris i po nim, kiedy właściwa już Mickiewicz Winnica Rodzinna i słynne kalosze na etykietach nadały mu zupełnie nowy impet. Dziś powierzchnia nasadzeń to już łącznie 3 hektary, a w ostatnich rocznikach nie brakowało zarówno godnych polecenia win białych, jak i czerwonych. W zeszłym roku zadebiutowało też pierwsze dłużej macerowane wino białe – Mętlik.

Obiecujący Mętllik 2020. © Maciej Nowicki.

Kiedy odwiedzałem winiarza, wina znajdowały się jeszcze w zbiornikach lub beczkach, ale sporo mówiły już o charakterze rocznika 2020. Świetnie zapowiada się Feeling czyli 100-procentowy riesling – w porównaniu z poprzednim rocznikiem ma kilka gramów cukru resztkowego, które dodają mu ciała, ale całość zachowuje wytrawny charakter (♥♥♥+). Podobał mi się także Johanis (100% johanniter) – bardzo odmianowy, pełen soczystego owocu i już teraz umiejętnie zbalansowany (♥♥♥+). Wiele obiecuję sobie także po nowym roczniku wspominanego Mętlika. To także 100% johanniter, który tym razem macerował na skórkach przez równy tydzień, po raz pierwszy użyto też dzikich drożdży. Dodatkowo jego część dojrzewała w akacjowej beczce. Na razie sporo w nim dzikiego jabłka, nut pestkowych, wyraźnego garbnika i odrobiny lotnej kwasowości – czekam na końcowy efekt. W winiarni znajduje się też jeszcze jedna beczka akacjowa wypełniona winem, ale jej przeznaczenia nie mogę na razie zdradzić.

Czerwone wina spokojnie dojrzewają. © Maciej Nowicki.

Wina czerwone są na razie bardzo młode i spokojnie dojrzewają w dębowych beczkach, ale zwróciłem uwagę na niesamowitą czystość owocu w Pikadorze (zweigelt). W roczniku 2020 powróci także Regini (regent) – po raz kolejny podkreślam, że dla tej odmiany kilkunastomiesięczne dojrzewanie w dębie to optymalne rozwiązanie. W związku z powoli zbliżającym się sezonem (oby jak najbardziej sprzyjającym enoturystyce) przypominam, że producenta można odwiedzić, by wziąć udział w degustacji lub zakupić wino, a wkrótce warunki to takich doznań będą znacznie lepsze – rozpoczyna się bowiem budowa nowej winiarni wraz ze stosownym enoturystycznym zapleczem. Wina Mickiewicza zakupić też można w kilku miejscach w Kazimierzu Dolnym.

Imponujący projekt. © Maciej Nowicki.

Winnica Kamil Barczentewicz

Ruszając z Opola Lubelskiego w stronę Kazimierza Dolnego, po niecałych 20 kilometrach dojeżdżamy do miejscowości Dobre i nowej winiarni, o której z pewnością będzie głośno nie tylko w Małopolskim Przełomie Wisły. Winnica Kamil Barczentewicz, choć ma charakter rodzinny, jej nazwa jednoznacznie komunikuje, na kim spoczywa całość odpowiedzialności. Kamil szlify zdobywał w Austrii, Chile i Francji (gdzie ukończył też studia), a precyzja informacji, które dostarcza na temat własnego przedsięwzięcia, gleby, klimatu i pracy w winiarni, jest imponująca – dość powiedzieć, że zamiast planowanych dwóch godzin, spędziłem ich tam pięć. Wrażenie robi jednak nie tylko wiedza samego winiarza. Łączna powierzchnia nasadzeń (pierwsze pochodzą z 2017 roku) to ponad 11 hektarów, a wśród odmian winorośli zdecydowanie dominuje ta szlachetna: chardonnay, pinot blanc, gewürztraminer, riesling, pinot noir ((6 różnych klonów!) i blaufränkisch. W niewielkim stopniu uzupełniają je: souvignier gris, cabernet cortis i regent – ten ostatni z przeznaczeniem na lekkie wino różowe (i w takim wydaniu także dobrze się odnajduje).

Betonowe jajka fermentacyjne. © Maciej Nowicki.

Nie mniejsze wrażenie robi budynek winiarni i to nie tyko z uwagi na widok rozciągający się z samej sali degustacyjnej, ale przede wszystkim – zawartość części produkcyjnej. Znajdziemy tam pierwsze w Polsce betonowe jaja do fermentacji i dojrzewania win (łącznie cztery), uzupełnione przez beczki różnej wielkości z dębu francuskiego, węgierskiego i slawońskiego. W czasie mojej wizyty, wszędzie dojrzewał oczywiście rocznik 2020 – w betonowych jajach m.in. soczysty, lekko wapienny chardonnay, w beczkach m.in. czyściutki, strukturalny, pełny czarnego owocu blaufränkisch, na którego oficjalną premierę czekam już teraz.

Robią wrażenie. © Maciej Nowicki.

Do sprzedaży trafia zaś właśnie rocznik 2019. Jak można od razu zauważyć, producent dokłada swoją cegiełkę do nowej jakości polskich etykiet, a zapewniam, że „na żywo’ prezentują się one jeszcze lepiej. Pełna recenzja wszystkich win już wkrótce (producent pracuje jeszcze nad kilkoma elementami, w tym stroną internetową), ale już teraz zwracam uwagę na Pinot Blanc Béton 2019 (6 miesięcy na osadzie w betonowym jajku) z aromatami skórki cytrynowej, jabłka, nut skalistych i sporej pikantności (♥♥♥♡) oraz Pinot Noir 2019 (11 miesięcy dojrzewania w kombinacji kilku beczek) z wysokiej jakości, niesamowicie soczystym owocem (poziomka, malina, wiśnia), jeszcze trochę zbyt wyraźną beczką (sporo wanilii), która jednak z czasem powinna się zintegrować (♥♥♥♡). Nie mam wątpliwości, że na rynku polskich win z tej odmiany pojawił się bardzo mocny zawodnik. Gdy chodzi zaś o ofertę enoturystyczną – trwają ostatnie szlify umożliwiające przyjmowanie gości, które powinny zakończyć się jeszcze w tym miesiącu. Adres można zapisać sobie już teraz.

Altana degustacyjna przy winiarni. © Maciej Nowicki.

Winnica Kazimierskie Wzgórza

Wjeżdżając do Kazimierza Dolnego (konkretnie w jego części noszącej nazwę Wylągi) trafiamy do drugiego debiutanta i winiarni, która dla odmiany z pewnością „namiesza” na scenie enoturystycznej. Założona przez małżeństwo Bogumiłę i Marka Raków Winnica Kazimierskie Wzgórza podręcznikowo wręcz realizuje przyjętą strategię, od samego początku podkreślając, że odwiedziny na miejscu mają być esencją jej działalności. Swoja historię (na stronie internetowej i w mediach społecznościowych) zaczęła budować już w momencie przygotowań do pierwszych nasadzeń i zrobiła to tak sprawnie, że byłem o nią pytany na długo przed tym, zanim na krzewach pojawiły się pierwsze grona. Teraz powierzchnia upraw to już 6 hektarów zlokalizowanych w kilku parcelach, a wśród odmian winorośli postawiono na johannitera, muscarisa, rieslinga, seyval blanc, solarisa, souvignier gris, pinot noir i zweigelta. Jednocześnie na terenie przylegającym bezpośrednio do winiarni pojawiła się zadaszona wiata degustacyjna, altana, niedawno swoje podwoje otworzył też niewielki sklepik, w którym można też zakupić powstające tu wina.

Z widokiem na Kazimierz Dolny. © Maciej Nowicki.

Z debiutanckiego rocznika 2020, do sprzedaży trafiły na razie cztery wina, z czasem pojawią się kolejne. Reprezentują dwie linie – jedną stojącą mocniej po wytrawnej stronie, przeznaczoną dla tych, którzy niekoniecznie poszukują jakiejkolwiek słodyczy w winie oraz drugą, o bardziej przystępnym charakterze, nastawioną też mocniej na turystyczne zakupy. Nawiązuje zresztą do nich i swoją nazwą: „Legendy Kazimierza”, jak i nazwami i etykietami samych win. Półwytrawny Kogut 2020 to zgrabnie skomponowany kupaż johannitera i chardonnay, ze świetnym balansem (to kolejne potwierdzenie jak mylne potrafią być kategorie win, ♥♥♥), na półsłodką Esterka 2020 składają się także dwie odmiany – muscaris i seyval, a całość z uwagi na dominujący udział tej pierwszej, ma zdecydowanie aromatyczny charakter (♥♥♡+). Pełna recenzja wszystkich win także już wkrótce na łamach Winicjatywy, teraz dodam jedynie, że, jeśli będzie to tylko możliwe (w określonym reżimie sanitarnym), oficjalne otwarcie winiarni planowane jest pod koniec maja.

Do Małopolskiego Przełomu Wisły podróżowałem na koszt własny, wina degustowałem na zaproszenie producentów.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Wszystko brzmi fajnie ale te winna sa b drogie wzgledem konkurencji np z Czech…

    • (Winicjatywa)

      Leszek Marcinkowski

      A co dopiero z Mołdawii…!
      Tyle że te wina nie konkurują z winami z Czech i Mołdawii. Są kupowane i podziwiane jako wina polskie.

      • Wojciech Bońkowski MW

        Nie konkurują bo Pan tak powiedział czy posiada Pan jakieś dane na ten temat? Myślę, że wina morawskie i wina polskie są kupowane przez ten sam segment klientów, a konsument często kieruje się ceną. To oczywiste i nie trzeba tego obśmiewać.

        • (Winicjatywa)

          Maciej Gnat

          Ja tego w ogóle nie obśmiewam. Stwierdzam tylko fakty. Gdyby polskie wina konkurowały z morawskimi, to by się w ogóle nie sprzedawały, bo jak Pan zauważył są dwukrotnie droższe. Tymczasem polskie wina nawet ilościowo sprzedają się dziś na naszym rynku lepiej niż morawskie.
          Notabene przy tej logice morawskie nawet na Morawach by się nie sprzedawały, bo przecież nie są konkurencyjne cenowo wobec hiszpańskich.

          • Wojciech Bońkowski MW

            Tekst „A co dopiero z Mołdawii…!” wg mnie jest obśmianiem tematu i czyjejś prostej obserwacji, że czasem przy zakupie wina cena ma znaczenie. Wiadomym jest, że polskie wina kupuje się z pobudek sentymentalnych, raczej sercem niż rozumem, ale kwestia ich cen, choć dyskutowana i wyjaśniana jest ciągle żywa. Każdy woli pić wina miejscowe, ale moim zdaniem teza, że nie konkurują one z żadnymi innymi winami na rynku to spore uproszczenie.

          • (Winicjatywa)

            Maciej Gnat

            Niesłusznie odebrał to Pan jako ironię. Odnosiłem się raczej do Pana wypowiedzi. Nie wiadomo dlaczego powołał się Pan akurat na wina z Moraw, które są dostępne w Polsce raczej marginalnie i nie są aż tak tanie. Te z Mołdawii są natomiast dostępne powszechnie i wyraźnie tańsze.
            Na początku pisał Pan że wina polskie „są b. drogie”. Potem – że cena „często” ma znaczenie, a teraz, że „czasem”. Ma, ale akurat nie w tym segmencie rynku. I nie chodzi o to, że ludzie kupują z pobudek patriotycznych (bo to by działało raz), tylko po prostu ciekawią ich te wina.

          • Wojciech Bońkowski MW

            Jeżeli niesłusznie to przepraszam, taki to miało wg mnie wydźwięk i to nie do mojej odpowiedzi się pan odnosił. To nie ja napisałem, że polskie wina są b drogie. Odniosłem się do win z Moraw/Czech bo o nich wspomniał Pan Leszek w pierwszym komentarzu.
            Panie Wojciechu, zeby już nie ciągnąć wątku pozwolę się nie zgodzić ze stwierdzeniem, że wina z innych krajów nie są konkurencja dla win polskich i że jest to segment, w którym cena nie ma znaczenia, a założenie, że konsument kieruje się jedynie ciekawością nie zwracając uwagi na cenę uważam za nieprawdziwe.
            Pozdrawiam

          • (Winicjatywa)

            Maciej Gnat

            To ja przepraszam za przypisanie Panu nie Pańskiego komentarrza.
            Oczywiście może mieć Pan swój pogląd na kwestię cen polskich win. NIe jest Pan odosobniony – to, że są one wysokie, niekonkurencyjne wobec win z innych krajów winiarskich o większym dorobku podnosi się praktycznie od początku.
            Tymczasem w ostatnich latach polskie wina wciąż drożeją (czołowi producenci sprzedawali kiedyś butelki po 40–50 zł, dzisiaj 60–100 zł albo więcej) i wszystkie droższe wina błyskawicznie znajdują zbyt, są często wyprzedane po kilku miesiącach. Rynek chłonie je jak gąbka, nawet z nowych winiarni bez dorobku. I to w sytuacji, gdy dostępność win importowanych wciąż rośnie. Jak Pan to interpretuje?

          • Wojciech Bońkowski MW

            Po prostu jest ich mało w stosunku do popytu. Przy takiej podaży trudno zgadywać, jakie są dokładnie powody – ja np. zazwyczaj kupuję na prezent polskie wina, bo to jednak coś fajnego i nietypowego, a jak się trafi dobra przecena, to i dla siebie (uznaję taksę patriotyczną i doceniam trud winiarzy w Polsce). Natomiast tak całkiem obiektywnie – to nie jest wzorcowy zakup w kategorii jakość/cena…
            Problemem jest dodatkowo to, że w niższych półkach cenowych pojawiają się wina, które nie powinny na rynek w ogóle trafić – w rezultacie lepiej zapłacić za polską butelkę pinot noir 90 zł i najwyżej nie być w pełni usatysfakcjonowanym, niż kupić regenta za 40 – 50 zł i wylać go do zlewu.

          • (Winicjatywa)

            Radosław Rutkowski

            Drugi akapit – OK, natomiast pierwszy – primo, tych kiedyś może było bardzo mało, ale teraz są ponad 3 mln butelek rocznie, więc to już jest „średnio mało”, a zbyt jest nadal automatyczny i to praktycznie po dowolnych cenach. Co prowadzi mnie do wniosku, że ci, co to kupują, nie kupują ze względu na kryterium jakość/cena, tylko inne kryteria…

          • Wojciech Bońkowski MW

            Ma Pan może gdzieś podział HoReCa / indywidualni klienci? Mam wrażenie, że ci pierwsi będą mieli sporą przewagę, bo jednak utarło się, żeby w lepszych restauracjach były chociaż ze 2 butelki polskiego wina do wyboru…

          • (Winicjatywa)

            Radosław Rutkowski

            Nie mam (nikt nie ma), na pewno globalnie HoReCa nie waży więcej niż 1/3 ilościowo (dla niektórych winnic oczywiście może stanowić większość).
            Tyle że to nie rozwiązuje zagadki, bo w restauracji też ktoś to musi kupić, kierując się określonymi kryteriami, a że z ogólnie wysokich cen robią się 3x wyższe, to akurat dodatkowo osłabiało to argument o tym, że ktoś kupuje to wino z względu na konkurencyjne ceny.

          • Wojciech Bońkowski MW

            W restauracjach:
            1. często nie patrzy się przesadnie skrupulatnie na ceny (bo jest specjalna okazja, bo chce się popisać przed znajomymi, bo już się opróżniło 3 butelki i się ma fantazję)
            2. można akurat spróbować wina, które nie jest dostępne na każdym rogu
            3. można pić na kieliszki
            4. można ulec sugestiom sommeliera (zwłaszcza, jeśli wiedza klienta o winie jest mała, a co za tym idzie stres, że wybierze się coś złego i będzie wstyd przed rodziną czy znajomymi rośnie)
            Moim zdaniem, cena w restauracji jest raczej mniej blokująca niż w sklepie – gdzie mamy większą selekcję win i dokonujemy bardziej racjonalnych wyborów.
            Zaś co do proporcji 1:2… No to nie wiem, kto te wina regularnie kupuje, bo ja osobiście nikogo takiego nie znam :).

          • (Winicjatywa)

            Radosław Rutkowski

            Trudno się nie zgodzić w ogólności. W szczególe jednak – HoReCa podobnie jak kanał detaliczny nie jest jednolita, dzieli się na kilka segmentów. I kontekst tych segmentów dla polskiego wina będzie inny. W fine diningu polskie wina na pewno są dobrze reprezentowane i tam wszystkie wymienione przez Pana punkty będą trafne. Często gość w ogóle nie wybiera wina, bo jest mu podane w tzw. pairingu.
            W tanich restauracjach i jadłodajniach polskiego wina najczęściej nie ma w ogóle (za drogie).
            W modern bistrach i lokalach ze średniej półki często polskie wino jest dostępne, ale przecież konkuruje tu z wieloma innymi (często tańszymi) propozycjami, więc muszą istnieć jakieś powody, dla których te polskie sŌ wybierane. Gdyby to była tylko ciekawość, mielibyśmy zjawisko „jednorazowego zakupu”, po którym klient wracałby do lepszych relacji jakość/cena i w ogóle do lepszej jakości, jeśli jest ona porównywana pomiędzy kategoriami (krajami pochodzenia). To by z czasem wyhamowało wzrost sprzedaży polskich win w tym kanale, bo przecież napływ nowych klientów, którzy jeszcze nie pili polskiego wina, jest ograniczony. Tymczasem sprzedaż polskich win rośnie dynamiczniej niż rynek, więc spory w tym udział muszą mieć zakupy powtórne. Ponieważ trudno się spodziewać, żebyś ktoś wracał do tych win z uwagi na ich relację jakość/cena w porównaniu do win z innych krajów, wraca z innych pobudek – moim zdaniem dlatego, że się tymi winami ciekawi i je lubi, bez względu na cenę.
            Notabene z 4 punktów przez Pana omówionych na korzyść polskich win vs win z innych krajów grają co najwyżej nr 2 i 4, pozostałe są krajo-obojętne.

          • Wojciech Bońkowski MW

            ad 4. oczywiście tak, chociaż może tu zachodzić na przykład przełamanie obawy, że polskie wina są niepijalne – ja bywam w SPOT i często pytam sommeliera, które z ich piwniczki by polecił, to zmniejsza ryzyko, że trafi się na coś słabego
            W moim przypadku, jak nadmieniałem wcześniej, to zwyczajnie patriotyzm, chęć spróbowania, jak sobie radzą polscy winiarze (w kilku polskich winnicach udało mi się być) i wsparcie dla nich – zwłaszcza tych, którzy porywają się na uprawę vitis vinifera z moim ukochanym PN na czele :). Ostatnio w dobrych cenach (40 zł) stały w Auchan białe wina Saint Vincent i Adorii – SV kupiłem butelkę, uznałem, że Adoria sobie dobrze poradzi bez mojego zakupu :). Byłem kiedyś w winnicy i rozmawiałem z Mike’iem Whitneyem i wiem, że ta winnica sobie da radę.

  • Małopolski Przełom Wisły to pojęcie geograficznie znacznie szersze niż w artykule. Obejmuje n.p. Sandomierz. Rozumiem, że celem nie było opisywanie mocno już osadzonych na rynku graczy z okolic Sandomierza (czy Annopola), ale warto choć wspomnieć.

    • (Winicjatywa)

      Kuba Guzowski

      Winiarze z Sandomierza mają swoje osobne stowarzyszenie i dlatego zwykle rozpatruje się ich jako osobny region winiarski.

      • Wojciech Bońkowski MW

        A Annopol?

    • (Winicjatywa)

      Kuba Guzowski

      W tekście używam określenia Małopolski Przełom Wisły w odniesieniu do regionu winiarskiego i jego zakreślenie użyte w tekście (czyli dotyczące winiarni znajdujących się na tym obszarze rozciągniętym między Puławami a Annopolem) jest stosowane od kilku lat. Tak jak już wspomniał Wojtek, mamy oddzielne stowarzyszenie winiarzy z okolic Sandomierza (Sandomierskie Stowarzyszenie Winiarzy), które opisuje przy okazji innych wydarzeń – jak choćby Święta Młodego Wina. Pozdrowienia!

  • Wiele uwag dotyczących cen, jakości, kanałów dystrybucji, to oczywiście prawdy. Mam nadzieję, że ktoś z tego zrobi doktorat i wtedy będziemy mądrzejsi.
    Osobiście nie kupuję polskich win w sklepach. Generalnie nie kupuję ich bez możliwości spróbowania, bo nadal jest to loteria. Generalizując oczywiście. Najczęściej więc, kupuję u producentów.
    Znam niektórych producentów, dla których HoReCa to 90% rynku. Podejrzewam jednak, że w obecnym czasie wygląda to inaczej.
    Ponieważ pracuję z restauracjami, pytam często z ciekawości, kto zamawia polskie wino. Na pierwszym miejscu często umieszczają obcokrajowców a na drugim polskiego konsumenta. Jeśli ktoś trafi na kiepskie butelki, to „wyrabia sobie zdanie” nt polskiego wina. Nauczyło mnie to, a może również innych, że jeśli nie znam producenta, nie zamawiam. Lepiej wygląda sytuacja, gdy personel restauracji może pomóc – jeśli się zna. !
    Od wielu lat mam zasadę, że dobre polskie wina wożę w prezentach za granicę. Również winiarzom. Miło jest widzieć ich zaskoczenie i czasem, wręcz niewiarę, że polskie.
    Niestety, w Polsce mamy mnóstwo słabych win, które nie wiedzieć dlaczego, mają dobre opinie i wysokie ceny. Nie mówię tu o gustach, ale o wadach technicznych. W ogóle moje subiektywne spostrzeżenia są takie, ze często jakość wina do jego ceny ma się nijak.
    Od razu piszę, że nie podaję nazw producentów, bo szczególnie szkoda mi tych, którzy na razie (mam nadzieję) robią kiepskie wina.
    Podatek sentymentalny płacę, ale raczej za te butelki, które są dobre. Zgadzam się, że wylanie w kanał polskiego wina za 40zł to wkurzające, a jednocześnie niezbyt zaskakujące. Z win, które kupiłem z innych krajów, przez 30 lat picia wina, zdarzyło mi się to cztery razy.

    • Bel Mondo

      Co do polskich producentów to różnie bywa… Bliskowice potrafią wypuszczać wina bardzo dobre i Monday Lisę, która jest absolutnie nie do zaakceptowania. Człowiek otwiera butelkę, czuje te okropne buraczano-łodygowe nuty i ma wrażenie, że jest rok 2010, kiedy polskim winom wiele się wybaczało :).

      • Radosław Rutkowski

        Zgadzam się. Osobiście uważam, że mało jest producentów w Polsce, o których mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ich wina są przynajmnniej dobre. Co mi z tego, że piłem wina bardzo dobre, żeby za chwilę spróbować wina niepijalnego, a różnicy w cenie nie było. Ponieważ zdarza się to często, to pojawia się w głowie pytanie – co jest przypadkiem ? Dobre czy złe wino ?

      • Radosław Rutkowski

        Próbował Pan Monday Lisę 14′ czy uprzedzenie do ronda i regenta wzięło górę? Nie jestem fanem tych szczepów ale to wino jest naprawdę udane. Jest soczyste, lekkie ma niski alkohol, jagodowo-jeżynowy owoc, wysoką kwasowość, jest lekko chropowate, wspomniane buraczano-łodygowe nuty gdzieś w tle się przewijają ale nie powiedziałbym że są nieakceptowalne. Nie wiem czy to zasługa braku filtracji czy maceracji na skórkach ale wino w ustach wydaje się dosyć treściwe. Jak dla mnie ciekawe wino, piłem gorsze naturalne za dwa razy większe pieniądze. Nie wiem czy to wino można uznać za naturalne, takie jest moje odczucie. Piłem je wielokrotnie w towarzystwie dojrzewających wędlin, pasuje szczególnie do salami napoli, ale też do margherity czy wszelkich pomidorowych sosów (być może pasowałoby do koziego sera z burakiem) ;).

        • Krystian Iwanowski

          Nie pamiętam, który to był rocznik (14 albo 15?)… Kupowałem kilka miesięcy temu w Auchan. Jestem w stanie skończyć z bólem butelkę, ale niestety nie jest to absolutnie moja stylistyka. Okropność.
          Z względnie strawnych regentów kojarzę Poloneza z Biedronki – ale to już potrzeba cudów Piotra Stopczyńskiego, żeby się z tego dało coś wykrzesać ;).

          • Radosław Rutkowski

            Zawsze omijałem tego Poloneza szerokim łukiem, etykieta wygląda jak z napoju energetycznego albo płynu do płukania. Spróbuję.

          • Krystian Iwanowski

            Nie jest to polski burgund, który zwala z nóg – natomiast pije się to bez bólu :).

  • Chętnie kupię polskie wina w cenie do 25-30 zł, co i tak jak za miejscowe wino jest ceną bardzo wygórowaną. Niestety nie spotkałem takich win w marketach, ani w sklepach z winami. W winiarskich krajach zwykłe stołowe wino można wszędzie kupić już od 1-2 euro. Lepsze wina są oczywiście droższe. Ale czy to oznacza, że w Polsce robi się tylko lepsze wina, a nie zwykłe stołowe, do codziennego picia? Przecież, tylko niewielki procent produkowanego wina to wina jakościowe, większość to tanie wina. Czy tylko w Polsce całe wino to wino bardzo dobre, czyli drogie, a nie ma wcale taniego? Coś tu nie gra, albo polscy winiarze próbują zwykłe wina sprzedawać jako jakościowe.

    • (Winicjatywa)

      Jarosław Stańczak

      Zastanawiał się Pan kiedyś, ile butelek wytwarza producent w „winiarskich krajach”, który sprzedaje stołowe wino po 1–2 euro? I jak to się ma to skali produkcji przeciętnej winnicy w Polsce?

      Koszt produkcji netto wina polskiego według deklaracji wielu producentów wynosi 18–20 zł za litr… Proszę do tego dodać koszty pośrednie, marże i podatki i wyjdzie Panu przeciętna cena wina na rynku.
      W kapitalizmie, jeśli istnieje popyt (a na pewno w Polsce istnieje, w końcu każdy chciałby kupić te wina po 25–30 zł tak jak Pan pisze) i fizyczna możliwość wyprodukowania towaru po niższej cenie, to w końcu pojawi się ktoś, kto zaoferuje podaż. Dlaczego więc do tej pory nikt nie zaoferował polskiego wina po 20 zł?

      • Wojciech Bońkowski MW

        Dodatkowo wskazałbym na warunki klimatyczne, którymi tacy winiarze z Portugalii martwić się w zasadzie nie muszą…
        Patrząc na ceny polskich piw kraftowych – gdzie biznes jest praktycznie bez ryzyka, polskie wina nie wydają się wcale takie drogie.
        Natomiast po sobotniej degustacji Czerwonego Cuvee 2018 z Winnicy Dwórzno uważam, że polscy winiarze czasami nie mają wstydu… Po bardzo przyzwoitym OdNowa z Biedronki dałem się złapać na „markę producenta” – już więcej tego nie zrobię :).

        • Radosław Rutkowski

          To jest właśnie powód, dla którego bez próbowania nie kupuję, aby nie być nabitym w butelkę.
          Niestety, często nabijają w butelkę osoby, które recenzują wino i dla wielu są autorytetami. (Uprzedzam, nie kupuję wadliwości butelek).

          • Bel Mondo

            To absolutnie nie była wadliwość butelki. Typowy regent, który jest po prostu niestrawny (łodygi z burakami w nosie, które odstręczają od spróbowania wina i smak niewiele lepszy). Mam nadzieję, że kiedyś powstanie w Polsce coś na kształt francuskich apelacji i pierwszym zapisem będzie zakaz stosowania regenta w szczególności i rondo przy okazji w ilości większej niż 5%.

          • Radosław Rutkowski

            „uważam, że polscy winiarze czasami nie mają wstydu…” – trafione w sedno. Wysoka cena wina za wysoką jakość = OK. Ale wysoka cena za ??? jakość lub za niepijalne wina to ewidentny przekręt, oszustwo itp. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. W handlu jest tak, że jak dany towar kosztuje np. 30 zł, a ktoś zrobi go w koszcie 50 zł, to i tak drożej niż za 30 zł nie sprzeda, chyba że znajdzie „jelenia”. I sprawa, która mnie od dawna interesuje, co robi się w Polsce z winem, które zwyczajnie jest przeciętnej jakości, a które mogłoby być oferowane jako wino stołowe, do codziennego picia ale za cenę do np. 25 zł?

          • Jarosław Stańczak

            U nas nie ma warunków klimatycznych na uprawianie vitis vinifera na produkowanie przeciętnych win czerwonych – podstawowymi „tanimi” szczepami są regent i rondo, które się nie nadają do niczego, ewentualnie jako wypełniacz w niewielkim stopniu. Pinot noir radzi sobie w Polsce dobrze, ale siłą rzeczy z tej odmiany tanie wina powstawać nie będą.
            Natomiast produkcja względnie tanich białych win jest pewnie możliwa – ale po co to robić, skoro produkcja i tak schodzi na pniu. Zwiększą się areały w winnicach – to może pojawi się więcej win popularnych. Ale nie liczyłbym na to specjalnie.

          • Radosław Rutkowski

            „produkcja i tak schodzi na pniu” – i to chyba jest odp. na moje pytanie. Czyli popyt na polskie wina przewyższa podaż i może dlatego ich ceny są oderwane od światowych winiarskich realiów.

          • Jarosław Stańczak

            Nie są oderwane w odniesieniu do kosztów produkcji. To jak porównywanie karaibskiego i japońskiego rumu. Oczywiście, że karaibski rum o tej samej jakości można kupić sporo taniej. Ale to nie oznacza, że japoński nie ma swojej niszy na rynku.
            Jak pisałem – problemem jest to, że beznadziejnych japońskich rumów nie ma (bo jak już ktoś decyduje się takowe wypuścić, to wie, że muszą prezentować jakiś poziom), natomiast kiepskich win polskich jest nadal sporo. Dodam może, że czerwonych, bo to jakieś 80% – 90% moich winnych zakupów.

          • (Winicjatywa)

            Jarosław Stańczak

            „ich ceny są oderwane od światowych winiarskich realiów” – to samo można powiedzieć o winach ze Szwajcarii, Anglii, Rosji, Kanady, Chorwacji i generalnie wszystkich krajów, które znaczną większość swojej produkcji sprzedają na rynku krajowym.

          • Wojciech Bońkowski MW

            Panie Wojciechu – kupno niezłej Graseviny w Polsce (wraz z kosztem transportu z Bałkanów) za 20 – 30 zł to nie jest szczególny problem:
            https://winicjatywa.pl/lidl-kutjevo-grasevina-2017/
            W cenie 30 zł można się załapać od czasu do czasu na przyzwoitego plavaca w Lidlu – więc ta Chorwacja jest chyba trochę na wyrost. Ba! Nawet smaczne Plantaze z malutkiej Czarnogóry można było kupić w Piotrze i Pawle w okolicach 30 – 40 zł (o cenie na lokalnym rynku nie wspominam, 3 – 4 EUR za butelkę kilka lat temu).
            Słoweński Puklavec jest w Auchan w kilku wydaniach, wszystkie w okolicach 20 – 30 zł.

          • (Winicjatywa)

            Radosław Rutkowski

            No właśnie, to są pojedyncze etykiety, proszę porównać do dostępności win z Hiszpanii czy Portugalii po 12,99 zł, a przecież to są kraje o wyższych kosztach produkcji niż Chorwacja.

          • Wojciech Bońkowski MW

            Oczywiście – tutaj rolę odgrywają areały. Natomiast życzyłbym sobie polskiego wina o cenie, jakości i dostępności chociażby Graseviny Kutjevo. W Chorwacji można je kupić na każdym rogu w cenie ok. 25 zł / butelka.
            O etykietach Puklavec czy Plantaze nie wspominam – ludność Słowenii to 2 mln, a Czarnogóry – 600 tys. W Polsce mamy 38 mln :).

          • (Winicjatywa)

            Radosław Rutkowski

            Tutaj rolę odgrywają areały – Kutjevo zarządza 800 hektarami…

          • Wojciech Bońkowski MW

            Chodzi o to, żebyśmy się kiedyś takich producentów dorobili :). Szanuję butikową produkcję, ale wino pijam częściej niż od święta.

          • Radosław Rutkowski

            szybka kalkulacja, ile kosztuje przeciętny (nie najtańszy) alkohol do zwykłego obiadu lub kolacji dla 2 osób:
            – 2 piwa, 1 L – 8-12 zł
            – wódka, 150 ml – 8-10 zł
            – wino z marketu, 1/2 butelki – 8-12 zł
            – polskie wino, 1/2 butelki – 20-25 zł – czyli 2x drożej – to niby nie wiele na raz, ale kilka razy w tygodniu, to już zbierze się pokaźna kwota.
            Co z tego wynika. Czy to zachęca do picia polskiego wina? Nie, bo za cenę polskiego wina, można kupić bardzo dobre wino zagraniczne lub inny dobry alkohol.

          • (Winicjatywa)

            Jarosław Stańczak

            No tak, ale od początku tej dyskusji mówimy, że nikt w ten sposób nie podchodzi do zakupu polskiego wina i że w związku z tym fakt, że można kupić taniej wino zagraniczne, nie ma większego znaczenia. Taniej niż bardzo dobre wino zagraniczne można kupić Amarenę, co w żaden sposób nie ogranicza potencjału rynkowego win zagranicznych.

          • Jarosław Stańczak

            Ale to się specjalnie nie zmieni – wódka Sobieski 1L kosztuje w Auchan we Francji 14,49 EUR, czyli jakieś 65 zł. W Polsce pewnie da się ją kupić za 50 zł.
            Trzeba się przyzwyczaić do tego, że polska wódka jest w Polsce tania, a polskie wino drogie – wynika to głównie z warunków klimatycznych, jak i historii.
            Powtórzę to, co już napisałem wyżej – na tle cen piw kraftowych ceny polskiego wina można uznać za niskie.

          • Radosław Rutkowski

            Tak, to prawda co Panowie napisaliście. Trochę smutne ale prawdziwe. Polskie wina nie są i nie będą dla każdego. Z polskim cydrem też nie wyszło, nie ma masowego spożycia, chociaż cena jest niska, ale ludzie nie dali się nabrać na bylejakość.

          • Jarosław Stańczak

            Skoro polskie wina mają być „elitarne”, a wśród nich większość to „zgniłe jaja” to oczekuję rzetelnych opinii i rekomendacji z degustacji tych win.

          • Jarosław Stańczak

            Osobiście uważam, że redaktorzy Winicjatywy przy ocenach polskich win stosują lekką taksę patriotyczną, ale wystarczy odjąć 0,5 – 1 serduszko i jest OK :).

          • Radosław Rutkowski

            Absolutnie się zgadzam co do ocen polskich win.
            Natomiast jestem gotów wydać 80 zł, za dobre (nie bardzo dobre, tylko dobre, choć wolę bardzo dobre) od czasu do czasu, ale nie jestem gotów płacić 40 – 50,00zł za wadliwe czy w inny sposób kiepskie polskie wino.
            „Dobre bo polskie” ????
            Niech mnie przekonują, że 22,00€, które zapłaciłem za Sforzato di Valtelina jest mniej pracochłonne i kosztotwórcze niż polskie wino za 120,00zł